Niewielkie mieszkanie w przedwojennej kamienicy w śródmieściu Warszawy należy do rodziny architektki Moniki Gruszki - Ziółkowskiej od kikudziesięciu lat. „To tutaj wychowywał się mój tata. W latach sześćdziesiątych na niespełna 40 metrach kwadratowych mieszkała trzyosobowa rodzina, 2 koty i duży pies. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale w pomieszczeniu, które niegdyś było kuchnią mieścił się jednocześnie gabinet dentystyczny babci". Do dziś zachował się ręcznie malowany szyld, który swego czasu widniał na bramie „Stomatolog w oficynie”. Pierwotnie układ mieszkania był zupełnie inny:  z dużego ( jak na ten metraż) przedpokoju wchodziło się do kuchni, niewielkiej łazienki oraz położonych w amfiladzie salonu i sypialni, a w nich stały: kanapa, dwa tapczany, pianino, stół na 6 osób, duża biblioteka i dwa akwaria. „W późniejszych latach pod tym adresem mieszkał mój brat z żoną, a gdy ich rodzina powiększyła się i lokum stało się za ciasne, wprowadziłam się ja”, wspomina już mniej odległą historię Monika. 

Odkąd sięgam pamięciam, już jako dziecko, za każdym razem, gdy przyjeżdżałam tu w odwiedziny powtarzałam, że to mieszkanie kiedyś będzie moje bo to moje miejsce na ziemi.”  

Historia tego mieszkania jest więc także historią o tym jak spełniło się dziecięce marzenie Moniki Gruszki - Ziółkowskiej założycielki pracowni LUUMO, autorki projektu wnętrz mieszkania i obecnej właścicielki maleńkiego apartamentu. 

To mieszkanie zawsze miało dobrą atmosferę - to tutaj projektantka… poznała własnego męża!Zorganizowałam babskie spotkanie przy winie, a gdy wydawało się, że wieczór dobiega końca -  po jedną z koleżanek przyjechał jej chłopak - ze swoim bratem, który akurat był w Warszawie przejazdem. Jako dziecko pokochałam to mieszkanie, i  właśnie tu od pierwszego wejrzenia zakochałam się w moim  przyszłym mężu.” 

Z miłości Monika przeprowadziła się z Warszawy do ukochanego (kilkaset kilometrów od stolicy). Nie opuściła jednak warszawskiego mieszkania na dobre - przyjeżdza tu bardzo często, bo znaczną część swoich zawodowych projektów realizuje w stolicy. 
W pewnym momencie uznaliśmy z mężem, że to mieszkanie zasługuje, aby dać mu nowe życie.” Wyburzone zostały ściany przedpokoju oraz ściana dzieląca kuchnię i salon. Z trzech pomieszczeń powstało w efekcie jedno duże. Mieszkanie ma imponującą wysokość - 3,6 m, która po usunięciu ścian naprawdę robi wrażenie, także dlatego, że wychodzące na podwórko okna teraz lepiej doświetlają wnętrze. W trakcie przebudowy udało się także powiększyć łazienkę oraz wygospodarować niewielkie osobne pomieszczenie gospodarcze.
Niestety trzeba było pożegnać się z kilkudziesięcioletnim oryginalnym parkiet, który klimatycznie skrzypiał pod stopami. Po dekadach użytkowania nie było już dla niego ratunku. Jego miejsce zajęła nowa podłoga w kolorze naturalnego dębu, o pięknej szczotkowanej strukturze i wykończona matowym olejem. W nawiązaniu do pierwowzoru parkiet ułożony jest w klasyczną jodełkę.
Projektując własne mieszkanie praktycznie nic mnie nie ograniczało i mogłam zrealizować nawet dość odważne pomysły” zauważa projektantka. A jednocześnie Monika nie miała potrzeby przesadzać z nadmiarem barw czy zdobień. W mieszkaniu dominują stonowane beże i odcienie kawy z mlekiem przełamane mocnymi akcentami granatu oraz "osłodzone" delikatnym różem. Jednym z wyrazistych akcentów jest ściana pokryta granatową tekstylną tapetą. To w tę granatową bryłę wkomponowana jest szafa i ukryte są drzwi do łazienki. We wnętrzu kostki także jest po części granatowo - taka jest ściana w łazience, ale dla równowagi druga część pomieszczenia wykończona została jasntm gresem „Cashmere white”. Taką sama nazwę nosi granit, z którego wykonany został blat aneksu kuchennego. Jego piękna nierówna płomieniowana struktura koresponduje i kontrastuje z miękkimi, aksamitnymi  tkaninami zasłon i poduszek oraz tymi, którymi obite zostały meble.
Kiedy Monika przyjeżdża do Warszawy, w swoim „panieńskim” mieszkaniu nie tylko nocuje, ale i pracuje: nieduża przestrzeń zmienia się w biuro i miejsce spotkań z klientami, dla których Monika projektuje wnętrza. I chyba żaden z klientów Moniki nie ma wątpliwości, że architektka wielką uwagę przywiązuje do detali. Od progu widać, że w jej mieszkaniu każdy szczegół ma znaczenie: wspomniane efektowne tkaniny obiciowe oraz detale o barwie matowego mosiądzu. Bardzo ważną rolę w tym wnętrzu odgrywają wyjątkowe lampy. „Zawsze przykładam dużą uwagę do oświetlenia, uważam, że piękne lampy to prawdziwa 'kropka nad i' każdego projektu” - mówi Monika. Dopełnieniem wnętrza są bujne rośliny - w wysokim mieszkaniu świetnie wyglądają (i doskonale rosną). Palmę właścicielka znalazła w internetowym serwisie ogłoszeniowym i odkupiła od małżeństwa dla którego roślina była już za duża, a które kilkanaście lat temu samodzielnie wyhodowali ją z nasion przywiezionych z podróży do Rzymu. To kolejna historia, która składa się na długą historię mieszkania, które niedawno bardzo wypiękniało.

Opracowanie: Ela Stasiak