Karinę Snuszkę odwiedzamy w jej mieszkaniu w przedwojennej kamienicy z 1937 roku, przy ulicy Wilczej w Warszawie. Pierwsze wrażenie – loft prawdziwej fashionistki. Wysokie sufity, otwarte przestrzenie i mnóstwo przepięknych drobiazgów, od których trudno oderwać wzrok. Gdyby nie warszawski adres, można by pomyśleć, że jesteśmy w centrum Mediolanu. Nic dziwnego – Karina przez lata mieszkała we Włoszech. – Dzięki temu odważniej postrzegam modę i design. W końcu drugim po Francji centrum mody są właśnie Włochy – opowiada architektka.
W salonie swoje miejsce znalazły nowoczesne meble z Mediolanu i polskie projekty. – Aranżując mieszkanie, chciałam zachować ducha wczesnego polskiego modernizmu, dodałam do tego odrobinę nowszego włoskiego designu i polską sztukę, która jest dla mnie bardzo ważna – mówi Karina. Trudno nie zauważyć obrazów cenionych malarzy z lat 60., takich jak Jan Ziemski czy Wojciech Fangor, i autorów młodego pokolenia, jak Aleksander Prowaliński i Ewa Budka.
Mieszkanie zachwyca poczuciem stylu. W salonie i sypialni ściany są utrzymane w stonowanych beżach i pastelowych odcieniach niebieskiego. – Dzięki temu mogę zmieniać meble i dodatki w zależności od pory roku czy nastroju. Latem eksponuję kolorowe akcesoria, a jesienią bardziej stonowane. To trochę przypomina myślenie o modzie – mówi Karina.
Jest mistrzynią łączenia sztuki, designu i mody w spójną całość. – W moim zawodzie można pozwolić sobie na szaleństwo w ubieraniu się, jest to wręcz mile widziane – stwierdza. Dlatego garderoba w jej mieszkaniu zajmuje wyjątkowe miejsce. Właściwie jest to elegancki salon kąpielowy połączony z gigantyczną, otwartą szafą. – Spędzam tu naprawdę dużo czasu i chciałam, żeby było nie tylko funkcjonalnie, ale też pięknie. Stąd elegancka wanna w centralnym miejscu i przeszklony prysznic z oryginalną sentencją po włosku na szybie: „La belleza salverá il mondo”, co znaczy: „Piękno uratuje świat” – opowiada. 
W szafie Kariny królują kwiatowe wzory, płaszcze retro i szpilki, bez których nie wyobraża sobie życia. projektantów, z dobrych domów mody, ale noszę je latami, po kilka sezonów. Uwielbiam Pradę. Pokazała, że można zbudować imperium mody, nie wiążąc się z korporacjami. To właśnie szpilki Miuccii przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Cadillaci (model z 2012 roku – przyp. red.) były moim marzeniem. Kiedy zobaczyłam je na ekspozycji w mediolańskim salonie, wiedziałam, że bez nich nie wyjdę ze sklepu. Udało się – mówi Karina.
W jej kolekcji ubrań i dodatków obok rzeczy Prady są też Chanel, Gucci i polskich projektantów. – Uwielbiam Gosię Baczyńską. Mam kilka projektów od Magdy Butrym. To moda, w którą warto inwestować – podkreśla Karina.
– W każdym mieście, w którym jestem, obowiązkowo odwiedzam bazar vintage. Ostatnio odkryłam Paris Flea Market. Razem z moją wspólniczką jeździmy tam głównie w poszukiwaniu ciekawego designu, ale znalazłam też kilka świetnych miejsc z biżuterią i ciuchami vintage. To w Paryżu upolowałam ręcznie haftowaną bomberkę.
Na co dzień Karina zamienia włoskie la dolce vita na francuską nonszalancję. – Zamiast dżinsów często wybieram luźne spodnie o prostym kroju, do tego wkładam kaszmirowy sweter oversize. Ważna jest dla mnie jakość i wygoda. Noszę dużo biżuterii. Mam pokaźną kolekcję kolczyków i klipsów, w większości od Bounkita, irańskiego projektanta z Nowego Jorku.