Łódź to był naturalny wybór. Powrót do rodzinnego miasta po 13 latach życia w Londynie. Blanka Biernat, szukając mieszkania, od razu wiedziała, że w grę wchodzą tylko kamienice i stare fabryki. – Jestem mieszczuchem i chciałam być blisko centrum. Szukałam czegoś wyjątkowego, niestandardowego, miałam wysoko podniesioną poprzeczkę – mówi. Osiedle z pofabrycznymi budynkami z czerwonej cegły, otoczone zielenią, zrobiło na niej wrażenie tajemniczego ogrodu w centrum Łodzi. – Od chwili, kiedy przekroczyłam bramę Tobaco Parku, wiedziałam, że tu będzie moje miejsce. Widziałam, jak jest tam dopracowany każdy szczegół. Poza tym kompletnie oszalałam na punkcie tych trzymetrowych okien – opowiada Blanka.

Mieszkanie ma ponad cztery metry wysokości. Dzięki temu wydaje się dużo większe niż w rzeczywistości, ale także z tego powodu nie było łatwym wnętrzem do zaprojektowania.Blanka poprosiła o pomoc łódzkich architektów z Oshi – pracowni projektowej. – Zebrali wszystkie moje pomysły i zachcianki w całość i nadali temu logiczny sens. Była to naprawdę wyjątkowa współpraca i świetna zabawa. Dodatkowo wprowadzili kilka ciekawych elementów, np. drucianą szafkę w kuchni, którą uwielbiam – mówi.

W mieszkaniu dominują biel i drewno. Blanka lubi proste formy, ale nie chciała, żeby jej dom był zimny i sterylny. Charakteru dodają mu ciekawe grafiki na ścianach. – Moja kolekcja podkreśla, że interesuję się sztuką, pokazuje, że mieszka tu kreatywna dusza – śmieje się. Regularnie kupuje grafiki głównie polskich artystów, ale nie tylko. Ma mnóstwo nieoprawionych prac, które czekają, aż się tym zajmie.

Ponieważ kocha przestrzeń, wszystkie szafy zostały zrobione na zamówienie, tak by wykorzystać wysokość mieszkania. By jej nie zaburzać, Blanka nie zdecydowała się na antresolę. I nie widzi w swoim domu miejsca na wolno stojące szafki i szafeczki. Stara się nie zagracać mieszkania ani nie kupować dodatków i bibelotów. – Może mam małą słabość do solniczek i pieprzniczek – moje ulubione to dwa buldogi, które stoją na stole – uśmiecha się.

Szczególne miejsce zajmuje stolik kawowy przywieziony z Londynu. – To skrzynia po kieliszkach, którą znalazłam na strychu u dziadków przyjaciela. Nie wiem, czy tak do końca pasuje do tego wnętrza, ale ma dla nie ogromną wartość sentymentalną – dodaje.