Podobno miłość jest jak szkło - krucha. Małżeństwo Eryki i Jana Drostów zadaje kłam temu stwierdzeniu. Szklane gody już dawno za nimi. Są ze sobą ponad 60 lat. Tyle samo trwa ich artystyczna przygoda ze szkłem. To jedna z tego rodzaju par, jakie spotyka się rzadko, ale pewnie dlatego zapamiętuje na zawsze.

Mają witalność wzbudzającą zazdrość, bezdyskusyjny talent i ogromny dorobek liczony w setkach wzorów. Eryka Trzewik-Drost i Jan Drost są wybitnymi twórcami szkła prasowanego. Oboje urodzili się w pierwszej połowie lat 30. XX wieku na Opolszczyźnie. Los zetknął ich w latach 50. w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (obecnie ASP). Od tamtej pory są razem, a towarzyszy im szkło. On może wybrałby architekturę wnętrz, ale gdy zdawał na uczelnię, nie było akurat naboru. Ona rozważała rzeźbę, może malarstwo. Na szczęście dla szkła prasowanego oboje ukończyli Wydział Szkła i Grafiki. Po studiach Eryka Trzewik-Drost przez siedem lat pracowała jako projektantka w katowickich Zakładach Porcelany Bogucice. Tam, w 1962 r., powstała figurka „Pierwszy bal” (obecnie produkowana przez AS Ćmielów). Oprócz licznych porcelanowych figurek i naczyń, które w tamtym czasie wyszły spod rąk projektantki, uwagę przykuwa dwubarwny zestaw do herbaty Luna. Różnorodny i jednocześnie zaskakująco spójny, jest przykładem artystycznej swobody i kunsztu. Każdy jego element kojarzy się z jakimś innym kształtem – imbryk z lampą Aladyna, cukiernica z jajkiem czy kamieniem, a mlecznik przywodzi na myśl łabędzia. Dziś ta porcelana wydaje się tak samo nowoczesna, bezpretensjonalna i szlachetna, jak wtedy, kiedy powstawała.

Jan Drost po dyplomie trafił na rok do Zakładów Mechaniczno-Optycznych w Katowicach. I choć nie było to najlepsze miejsce dla artysty, zdobytą tam wiedzę praktyczną wykorzystał w późniejszej twórczości. W roku 1960 rozpoczął pracę jako projektant w Hucie Szkła Gospodarczego Ząbkowice i został w niej na bez mała pół wieku, prawie do samego końca produkcji, a raczej bezsensownego upadku zakładu. Eryka Trzewik-Drost za namową męża w 1966 r. porzuciła porcelanę i dołączyła do zespołu ząbkowickich projektantów. Pracowała tam przez 25 lat. Drostowie należą do garstki twórców, dzięki którym dyskredytowane szkło prasowane, nazywane szkłem dla ubogich, weszło na znacznie wyższy poziom artystyczny. Wcześniej było tylko tanią namiastką kryształu; imitowało szlify i z wyjątkiem nielicznych secesyjnych wzorów nie zapisało się chlubnie na kartach historii sztuki. Drostowie wycisnęli z tzw. prasówki znacznie więcej niż ktokolwiek inny. Także dosłownie. Obdarzony naturą wynalazcy i eksperymentatora Jan Drost jest autorem patentu na prasowanie szkła w formach otwartych poprzez wytłaczanie. Prozaiczny brak technologii ograniczał jego artystyczne wizje, zaprojektował więc rozwiązanie, dzięki któremu powstały formy o niespotykanych dotąd, rozrzeźbionych i płynnych kształtach górnego obrzeża: spektakularny zestaw Radiant (obwiedziony niby-koralikami przypominającymi małe planety) czy otoczona ażurową opaską linia Diatret. 

Szkło Drostów nie udawało niczego, czym nie było naprawdę. Wciąż było to tylko szkło prasowane, podawane do formy i wyciskane, ale w ich wykonaniu było szkłem mistrzowskim. Nie udałaby im się ta trudna sztuka, gdyby nie współpraca z wyjątkowym zespołem Huty Ząbkowice. Oboje zdobywali liczne nagrody w Polsce i za granicą, ich projekty imponowały nawet Czechom, należącym od wieków do szklarskiej światowej czołówki. W 1972 r. projektant otrzymał półroczne stypendium w Szwecji. Mało brakowało, by nie pojechał, bo zachorował na zapalenie opon mózgowych. Wszystko dobrze się skończyło, a wpływ podróży na Północ widać w niektórych jego projektach z okresu postypendialnego. Przyznaje zresztą, że chyba zawsze najbliżej mu było do skandynawskiej stylistyki i Bauhausu. Jego żonę interesowała rzeźbiarska i malarska strona projektu. W jej szkle ważne są struktury, sugestywne odwzorowania subtelnych wzorów z natury: kory, szronu czy piasku. Wielki walor ich projektów stanowi kolor. Mieli szczęście, bo huta Ząbkowice mogła produkować bogatą paletę odcieni. W ówczesnej szarej rzeczywistości te przedmioty musiały robić piorunujące wrażenie. Pierwszy gatunek był produkowany na rynki zagraniczne, drugi, nazywany odrzutami z eksportu, trafiał na polski rynek i cieszył się ogromną popularnością. Dziś, gdy wybór jest nieograniczony, szkło Drostów nadal zachwyca i znawców tematu, i laików. Nieliczne przedmioty wystawiane na internetowych aukcjach szybko znajdują nabywców. Może dlatego, że jest w ich projektach jakaś ponadczasowa lekkość i radość. Figurki kobiet jej autorstwa są odświętnie lub wieczorowo ubrane, zatrzymane w tańcu czy uchwycone w radosnym momencie. Jego projekty mają w sobie coś egzotycznego, baśniowego. W trakcie naszej rozmowy pan domu przyniósł kilkadziesiąt przedmiotów. Gdy strzepywałam z jednego ledwie widoczny pyłek, pan Jan zażartował: „Kurz jest elementem dekoracyjnym”. Warto było odkurzyć dla naszych czytelników to piękne szkło.

 

Materiał z ELLE Decoration nr 98, 3/2014