Wnętrza powinny pokazywać, kto w nich mieszka. Zawsze denerwowały mnie takie, które być może są nawet pięknie zaprojektowane, ale nie ma w nich życia, sprawiają wrażenie, jakby nikt w nich nie bywał. Mam nadzieję, że u nas jest inaczej. Że od razu widać, jacy jesteśmy i co lubimy – mówi Zofia Chylak, gdy spotykamy się w jej mieszkaniu na warszawskiej Saskiej Kępie. Przyznaje, że to mąż cztery lata temu przekonał ją do tej dzielnicy. – Czuję się tu jak w małym miasteczku. Jest jedna duża ulica, przy której mieści
się mnóstwo sklepów i kawiarni. Wielu naszych znajomych tu mieszka. Można by się stąd nie ruszać
– opowiada. Ich mieszkanie cały czas ewoluuje. Urządzają je stopniowo. Ciągle pojawiają się nowe rzeczy. Mąż Zofii znajduje te duże, ona – niewielkie. To on wynalazł większość mebli. Pokazują jego zamiłowanie do niszowego, modernistycznego designu francuskiego, niemieckiego i holenderskiego. – Ja z kolei odnajduję się w małych elementach, takich jak lustra i szkło. Często szukam starych kryształowych kieliszków i szklanek. Poza tym wszelkie kamienne podstawki i pudełka, świece, sztućce i zastawa, rzeczy, które wiszą na ścianieto zawsze był mój konik. Pewnie z miłości do małych przedmiotów zostałam projektantem torebek, a nie architektem jak wiele osób w mojej rodzinie – mówi Zofia.

Duże znaczenie ma dla nich to, co wisi na ścianach. – Plakat Waldemara Świerzego mój mąż miał, zanim jeszcze zaczęliśmy się spotykać, a ja jako dziecko znałam tego plakacistę i zawsze bardzo go lubiłam. Mamy też fotografie Wojciecha Zamecznika, jego studia do plakatu festiwalu Warszawska Jesień z 1962 roku, limitowaną serię odbitek wypuściła wspaniała Fundacja Archeologii Fotografii. Nad kanapą wiszą serigrafie Henryka Stażewskiego. Zofia przyznaje, że jest sentymentalna, stąd wiele rodzinnych pamiątek: rysunki jej dziadka, rysownika Gwidona Miklaszewskiego, rysunek jej brata, który jest malarzem, stare rodzinne albumy ze zdjęciami. Jest też rodzinna srebrna cukiernica, prezent ślubny od rodziców, i kieliszki po prababci. W ogromnej biblioteczce ważną książką jest „Wojtek z Armii Andersa” autorstwa mamy Zofii. To niezwykła, prawdziwa historia niedźwiedzia, który wspierał polską armię pod Monte Cassino. – Mam potrzebę czytania o rzeczach ważnych. Może książki o trudnej tematyce to sposób na wyrównanie harmonii, bo na co dzień zajmuję się modą, która ma w sobie sporo lekkości. Ale gdy czasem przerasta mnie już ta trudna tematyka, w naszym domu jest mnóstwo albumów poświęconych sztuce.
 

Tekst z magazynu ELLE Wrzesień 2018