Są dwa kierunki migracji w poszukiwaniu równowagi w życiu: poza miasto, w zieleń i spokój – dla tych, którym wielkomiejskie pęd i ciasnota odbierają radość, oraz kierunek przeciwny, gdy podmiejskie odległości okazują się nazbyt odległe, a przestrzenie zbyt przestronne. Monika należy do grupy drugiej – zmęczyło ją trwonienie wolnego czasu na dowożenie córek do szkoły i do domu. Uciekając przed niedogodnościami podmiejskiego życia, nie miała jednak zamiaru wikłać się w niewygody mieszkania w mieście. A te czaiły się na nią od początku, bo choć lokalizacja wybranego apartamentu wydawała się doskonała, to jego układ przestrzenny przypominał szalony, mroczny sen budowniczego z początku XXI wieku. Od czego jednak są fachowcy? Katarzyna Putka z pracowni InsideArch nie tylko opracowała dekoracyjne szczegóły, ale i zajęła się kwestią podstawową – uporządkowaniem dziwnej plątaniny dziewięciu oddzielnych klitek, które w żaden sposób nie składały się na spójną przestrzeń. Elementem porządkującym jest wyrazista bryła, która po wyburzeniu ścian stanęła na środku mieszkania. „Wyspa” z czarnego jesionu, która mieści w sobie łazienkę, garderobę i szafy, oddziela salon i część prywatną mieszkania od długiego korytarza i holu z jednej strony oraz kuchni z drugiej. To rozwiązanie zapewnia niezwykłą dyskrecję: można przemieszczać się między poszczególnymi częściami apartamentu, nie wchodząc nikomu w drogę.

Monika śmieje się, że czasem nie wie ani kto jest w mieszkaniu, ani w jakiej jego części. Otwarta przestrzeń jest oczywiście fantastyczna, szczególnie gdy i tak niemałą powierzchnię 140 m2 powiększa widok na miasto, otwarty dzięki ogromnym przeszkleniom (na całej długości trzech największych pomieszczeń). Spełnia to ważną z perspektywy Moniki buddystki potrzebę kontaktu z naturą, nabrania oddechu. Ale gdy mieszka się wspólnie z prawie dorosłymi dziećmi, trzeba też zadbać o inną potrzebę – intymności. Trzy strefy prywatne – Moniki, Mai i Lilii – tworzą oddzielne światy, choć jednocześnie granice tych światów są umowne. Pokój Mai na przykład oddzielony jest od salonu ścianą luster i przesuwnymi drzwiami z tafli szkła – trudno o bardziej przejrzystą przegrodę. Drzwi stanowią jednak dostateczną blokadę akustyczną, a wystarczy tylko zaciągnąć zasłonę z ciężkiej, szlachetnej tkaniny, żeby skutecznie oddzielić pokój od reszty mieszkania. Częścią zupełnie osobną – choć też przenikającą się z resztą dzięki zastosowaniu przeszkleń i tych samych co w całym mieszkaniu materiałów – jest przestrzeń Moniki: hol, garderoba, sypialnia i pokój kąpielowy. Ten ostatni był jednym z must have na liście Moniki. Można nazwać to kaprysem, przyzwyczajeniem z poprzedniego domu lub po prostu pewnością, czego się w życiu chce. Tak czy inaczej, otwarta przestrzeń kąpielowa, otwarta totalnie, bo nie tylko na hol, sypialnię, ale i na taras, a co za tym idzie na świat, zajmuje poczesne miejsce. Owa otwartość jest w pełni kontrolowana dzięki transparentnym taflom szkła, pełniącym rolę ścian, które w dowolnym momencie można zakryć kotarą z grubego, nieprzejrzystego materiału. 

Na przekazanej architektce liście życzeń, oprócz drewnianego stołu na dwadzieścia kilka osób, kanap i industrialnych lamp, znalazło się parę sprzętów z dawnego domu: biblioteczka, orientalne szafki, lustro, fotel, pamiątki z azjatyckich podróży. Architektka nie zgodziła się tylko na czarne błyszczące lampy. „Były zbyt glamour! Nie pasowałyby do wnętrza, o jakim Monika opowiadała”, wyjaśnia Katarzyna Putka. Miało być nowoczesne, z loftowymi, ale też skandynawskimi elementami, przy tym dyskretne i eleganckie. Na koniec okazało się jeszcze, że bardzo naturalne,
dzięki udanym połączeniom kilku rodzajów drewna i kamienia: płyt lastryko na ścianach i podłodze strefy wejścia, marmuru w łazienkach, żłobkowanego MDF-u na ścianach w kuchni, rudej czeczoty na frontach szafek ujętych w oprawę szkła i proszkowanej stali. Wszystkie meble, choć pochodzą z różnych miejsc, mają delikatne, wydłużone, stalowe nóżki, co sprawia, że wydają się lekkie i zwiewne, niczym smukłe trawy kołyszące się na wietrze albo bańki mydlane płynące w powietrzu – jak niezwykła lampa w salonie i podobna w pokoju Lilii. O kolorach Monika i Katarzyna właściwie nie rozmawiały. Jakoś samo wyszło, że całe mieszkanie pozostaje w naturalnej, kamienno-ziemnej tonacji szarości, brązów, czerni, ożywionych zielenią i różem oraz miodowo -rudą barwą dodatków. Znajomi Moniki powtarzają: „Stary dom był piękny, ale to nie byłaś ty. Dopiero tu czuć pełną harmonię”.

Fot. Yassen Hristov, stylizacja Patrycja Rabińska, projekt wnętrza Katarzyna Putka i Kamila Chojnowska / INSIDEarch