W starej, zabytkowej kamienicy nieopodal poznańskiego rynku mieszka Marta Kyrdziawa z psem Bobim. Uliczka jest zaciszna i malownicza, a mieszkanie barwne i niebanalne. Pełno tu perełek z targów staroci, pamiątek z podróży, ale przede wszystkim pięknych, kolorowych tkanin.


Zacznijmy jednak od początku! Marta jest absolwentką Architektury Wnętrz i Historii Sztuki. Gdy zbliżał się koniec studiów, pomyślała o powrocie do rodzinnego Szczecina, gdzie z siostrą założyły firmę DECA - sklep i pracownię z tkaninami, w której można dać nowe, barwne życie starym meblom.
Pewnego dnia, spacerując pięknymi poznańskimi uliczkami, Marta dostrzegła w witrynie ogłoszenie o wystawionym na sprzedaż lokalu wraz z sąsiadującym mieszkaniem. Natychmiast w jej głowie zaświtała myśl, że to doskonałe miejsce dla niej. Ale ta myśl była dopiero początkiem długiej drogi. Wnętrze było bowiem w opłakanym stanie. Znajomi Marty byli wręcz przerażeni, ona jednak nie miała zamiaru poddawać się.
Prace trwały 1,5 roku, bo do remontu nadawało się dosłownie wszystko. Nieduże (48 m2) mieszkanie okazało się ogromnym wyzwaniem. Najpierw trzeba było skuć doszczętnie zniszczone ściany i wynieść tony gruzu. Potem należało odtworzyć sufity, postawić nowe ściany, otynkować je i wygładzić, a potem włożyć w mieszkanie jeszcze mnóstwo pracy. Ale udało się osiągnąć zamierzony cel! Mieszkanie Marta zaprojektowała sama. Wiedziała, że będzie w nim dużo ukochanych przedmiotów, dlatego zaplanowała spójne, jasne wnętrza, które stały się doskonałym tłem dla jej pokaźnej i oryginalnej kolekcji przedmiotów. Bo Marta uwielbia starocie; zbiera je namiętnie i marzy o otwarciu sklepu z przedmiotami vintage. Uwielbia też podróże. Jak mówi z uśmiechem, to chyba jej tato marynarz zaszczepil w niej pasję do zamorskich wypraw. 

Co wynika z tych dwóch pasji? Z każdej, nawet najmniejszej podróży Marta przywozi jakieś perełki i skarby. Okolica, w której mieszka, też nie sprzyja minimalizmowi. Są tu liczne pchle targi, na których Marta wynajduje kolejne skarby. I tak bez końca. Zapytana o ulubione przedmioty z historią, wymienia jednym tchem: oryginalne śmigło od samolotu z 1937 roku, lampę zrobioną własnoręcznie ze starego trójnogu do pomiarów geodezyjnych i szklanego gąsiora z żarówką żarnikową wewnątrz, piękną figurę Jezusa, wygrzebaną z szopy na wsi, ukochany obraz meksykańskiego autora wyszukany na pchlim targu. Ale najcenniejszym dla niej przedmiotem jest model żaglowca, który własnoręcznie wykonał jej tato. 

Marta lubi marzyć i wspominać; jest sentymentalna. Rzeczy, które zbiera, dzieli jednak w konsekwentny sposób. Ma np. skrzynkę, którą nazywa „muzeum historii naturalnej” i są tam głównie wytwory natury. Jest też skrzynka „Hawaje”, z pamiątkami ze wspaniałej podróży.

Marta we własnym mieszkaniu zastosowała zasady, którym jest wierna jako projektantka. Gorąco namawia wszystkich, aby wprowadzać do mieszkań elementy, które nadadzą wnętrzu indywidualny charakter; ukażą gust i pasje wlaściciela. Może te przedmioty zachowają część rodzinnej historii albo dopiszą do niej nowy, barwny rozdział? Fotel w nowym tęczowym obiciu, po babci czy cioci, który pamiętamy jeszcze z dzieciństwa, stolik wyszperany na pchlim targu albo wazon przywieziony z podróży - z takimi przedmiotami czujemy więź. A wystrój zbudowany z takiej eklektycznej mieszanki tworzy wnętrze, które potrafi wiele powiedzieć o swoim właścicielu. Mieszkanie Marty mówi dużo o swej właścicielce - to barwna, ciekawa świata dziewczyna. My zaglądamy tu z przyjemnością!

WNĘTRZE TYGODNIA - GALERIA>>>>

Tekst: Ela Stasiak