Papież papieru. Król plis. Poeta tkaniny. Rzeźbiarz mody. Japoński wizjoner zebrał mnóstwo nagród, a prasa nadała mu setki przydomków.

Ktoś słusznie zauważył, że Issey Miyake jest projektantem projektantów. Rzeczywiście, ubrania z japońskiego domu mody chętnie wybierają twórcy z różnych dziedzin. Wielbicielką kreacji od Issey Miyake była Zaha Hadid. Styl ubierania się wielkiej architektki - futurystyczny, bezkompromisowy i oryginalny - był emanacją stylu jej projektowania. Ubiór – 100% power dress – ukazywał siłę i talent; na początku kariery zdradzał ambicję, później podkreślał zdobytą pozycję. Zaha otulona asymetrycznymi kołnierzami, Zaha w kreacji o fakturze niczym węgiel brunatny, Zaha zanurzona w strojach o rzeźbiarskich, płynnych formach spoglada z portretów i zdjęć z gali i wernisaży. Taki wizerunek zmarłej w ub. roku architektki poznają kolejne pokolenia. Ale marka Issey Miyake jest rozpoznawalna nawet wsród stereotypowo niezainteresowanych modą geeków. Słynny czarny półgolf Steve’a Jobsa był w istocie blezerem od Issey Miyake. Jobs zachwycił się stworzonymi przez Japończyka strojami pracowników Sony. Pomysł uniformizacji pracownicy Apple zbojkotowali, ale sam Jobs przyodział coś na kształt uniformu i pozostał mu wierny do końca. Styl pochłoniętego swą wizją maga komputerowego świata trudno nazwać interesujacym. Ale po wnikliwym obejrzeniu zdjęć i wzięciu pod lupę góry stroju, okazuje się, że akurat ta część nie była tak nudnym i nijakim wdziankiem, jakim mogła się na pierwszy rzut oka wydawać. Dobrze układająca się tkanina, pozornie proste, w istocie oryginalne i precyzyjne cięcia: blezer wypada znacznie lepiej niz pozostałe 2/3 stroju – błękitne dzinsy i sportowe buty.

Od chwili założenia firmy w 1970 r. Issey Miyake projektował ubrania, które sprawdzą się w codziennym życiu. Tworzył rzeczy obliczone na trwanie i przetrwanie. Z wizualną lekkością, za którą krył sie ogrom pracy, łączył piękne z praktycznym. Niezwykłe wyczucie koloru i formy oraz perfekcja kroju sprawiały, że były to rzeczy poruszające wizualnie, zawsze efektowne, nigdy efekciarskie. Swą linią nieodmiennie przypominały rzeźby. Sam projektant, małomówny i nader skromny, stwierdził kiedys: „Wszystko, co jest w modzie, wychodzi z niej szybko. Nie tworzę mody. Robię ubrania”. Rzeczy z bestsellerowej linii Pleats Please można prać w pralce, zgnieść w ciasnej walizce, a kiedy je założymy, wrócą do plisowanego kształtu. Człowiek, który je nosi, idąc powoli lub szybko, biegnąc czy tańcząc, wypełnia je i nadaje im ostateczny charakter. I chyba w tym tkwi tajemnica sukcesu i siła Issey Miyake. Nie byłoby to jednak możliwe bez mistrzowskiego kroju i nieoczywistego doboru tkanin.

Projektując ubrania, Japończyk projektował także tkaniny. Sięgał do przeszłosci i bezustannie eksperymentował z nowinkami: w latach 70. XX w. pojawiały sie w jego kolekcjach m.in. ręcznie malowane tatuaże, nawiązywał też na tkaninach do sashiko – techniki naprawiania i ozdabiania kimon. Dekadę później pracował z rattanem i syntetykami: włóknami z plastiku, żywicami, silikonem. Czasem sam wymyślał maszyny, które mogły wyprodukować jego tkaniny. Czasem kreatywnie używał istniejących narzędzi.

Dziś, choć sam Issey Miyake nie zajmuje się juz bezpośrednio projektowaniem strojów w swoim domu mody, wciąż szuka nieszablonowych rozwiązań, które można wykorzystać podczas produkcji ubrań. Od dłuższego czasu interesuje się papierem washi. Proces jego wyrabiania został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Przez stulecia papier ten ręcznie wytwarzały japońskie kobiety. Kiedyś w Shiroishi na wyspie Honsiu było 300 warsztatów washi. Po trzęsieniu ziemi w 2011 r. pozostał jeden. Washi używany jest m.in. do kaligrafii, origami, produkcji lampionów i... ubrań. Jeśli zniknie tradycja wyrabiania washi, zaczną znikać i inne japońskie tradycje. Miyake jest bardzo przejęty sprawą.  

Nie będzie wielkiej przesady w stwierdzeniu, że Issey Miyake jest jak Japonia – kraj o wspaniałych tradycjach i kulturze, a jednoczesnie kolebka technologicznego postępu.

Zawsze inspirował go taniec, jego dynamika, płynność ruchów i szybkość zmian. Doskonale to ukazuje piękna sesja, w której Francis Giacobetti sfotografował tancerki w ruchu w kreacjach z linii Pleats Please. Kampanie wizerunkowe marki są zawsze majstersztykami: oryginalne, zaskakujące i pobudzające wyobraźnię. Zależnie od linii bywaja liryczne, minimalistyczne, radosne. Poetycko łączą świat istniejący ze światem marzeń i zacierają między nimi granice. Issey Miyake konsekwentnie budował spójny wizerunek kreatywnej, innowacyjnej marki, która osiąga komercyjne sukcesy.

Sam utalentowany i niezwykle pracowity, zawsze współpracował z wielkimi talentami. Jego pierwsze butiki i flakon Eau d’Issey zaprojektował wybitny projektant Shiro Kuramata. Za wnętrza kolejnych sklepów odpowiadał Tokujin Yoshioka (jest on także autorem kilku niebanalnych zegarków dla japońskiej marki). Kilka lat temu Issey Miyake powierzył projekt butiku nowemu studiu Nendo. Dziś stojący na czele pracowni Oki Sato jest gwiazdą. Imponujący budynek fundacji Issey Miyake, która jest oczkiem w głowie projektanta, to dzieło zdobywcy Pritzkera, Tadao Ando. Oprócz słynnych Japończykow z domem mody współpracowali m.in. Arik Levy (autor ascetycznej butelki zapachu A’scent) czy Jasper Morrison (zegarki).

Przez wiele lat autorem zdjęć kampanii był słynny fotograf Irving Penn. Jego współpraca z Japończykiem oparta była na wzajemnym zaufaniu i szacunku dla wyobraźni drugiego. Penn nigdy nie oglądał pokazów mody Miyake, Miyake zaś nigdy nie uczestniczył w sesji zdjęciowej do kampanii. Zderzenie dwóch wielkich talentów z odmiennych kręgów kulturowych dawało niesamowite efekty. Perspektywa Penna ukazywała kunszt i wielowymiarowy talent projektanta.

Dokonaniami i innowacjami japońskiej marki zainteresował się też świat designu.

Dla Artemide powstały lampy z nowoczesnych tworzyw z recyklingu, przy których produkcji powstaje o 40% mniej CO2, niż podczas wytwarzania nowych. Lampy z kolekcji IN-EI dają dyskretne, rozproszone światło i pięknie nawiazują do sztuki origami.

Dla Iittali powstała poetycka kolekcja tekstyliów, szkła i ceramiki. Spójna i subtelna, łączy kulturę Wschodu ze skandynawskim ujęciem stylistyki Zachodu.

Issey Miyake długo unikał odpowiedzi na pytania o Hiroszimę, w której się urodził. Dopiero kilka lat temu na łamach „New York Timesa” zdecydował się opowiedzieć tę część swojej historii. Uratowała go matka, która natychmiast po wybuchu kazała mu wyjechać na wieś. Sama zmarła wskutek choroby popromiennej.

Można zastanawiać się, czy milczenie projektanta było skutkiem ciężaru przeżyć, czy też narzucała je japońska kultura i pragnienie, by to, co ogromnie ważne dla Japonczyków – czyli praca – mówiło samo za siebie. Miyake przyznał, że nie chciał być zaszufladkowany jako „projektant, który przeżył wybuch bomby atomowej”. Nigdy tak się nie stało. Zawsze doceniano i nagradzano jego pomysły i osiągnięcia. Tak pewnie be​dzie jeszcze długo, bo Miyake przyszłość mody dostrzegał i tworzył zwyprzedzeniem. Lidewij Edelkoort podsumowała krótko: „On jest jednocześnie przeszłością, teraźniejszością i przyszłoscią mody”.

Tekst: Ela Stasiak