Pamiętacie płótno "Matka Whistlera" po przeróbkach filmowego Jasia Fasoli w filmie "Nadciąga totalny kataklizm"? Dla przypomnienia - tytułowa matka miała głowę z wyłupiastymi oczami i ogromnym nosem, wszystko to dorysowane czarnym markerem. Dziś mamy dla Was całkiem podobną historię z Jekaterynburga, tyle, że tutaj wszystko wydarzyło się na serio. Obraz Anny Aleksandrovny Leporskajej, uczennicy Kazimierza Malewicza, był częścią wystawy awangardowego malarstwa w Centrum Prezydenckim imienia Borysa Jelcyna. Dzieło sztuki "Trzy figury" wypożyczono z Galerii Trietiakowskiej w Moskwie. 

Na płótnie (datowanym na lata 30. ubiegłego stulecia) mamy trzy ludzkie popiersia ukazane przez artystkę bardzo oszczędnie, bez wielu dodatkowych szczegółów. Postaci nie mają oczu, nosów, ust i wielu innych detali. To awangardowe rozwiązanie najwyraźniej nie spodobało się ochroniarzowi, który pilnował wystawy (był to jego pierwszy dzień pracy). Mężczyzna domalował dwóm postaciom oczy za pomocą długopisu. Na osobliwą zmianę uwagę zwrócili goście odwiedzający Centrum. Kreatywny sześćdziesięciolatek z miejsca stracił posadę a obraz szybko trafił do specjalistów od renowacji w  Galerii Tretiakowskiej. Dzieło było ubezpieczone, na szczęście zniszczenia nie są wielkie. Podobno ochroniarz tłumaczył się...nudą. Ochroniarzowi o artystycznych inklinacjach grożą teraz grzywna i 3 miesiące więzienia.