Kiedy stanęła na dachu kamienicy z 1934 roku wiedziała, że chce zamieszkać w nadbudowie, która miała tam powstać. Decyzję podjęła w 15 minut. Widok na niebo i poczucie wolności w centrum Warszawy były tym, czego potrzebowała po sześciu latach pobytu we Francji. – To była gra wyobraźni, jak to będzie wyglądało, gdy staną ściany. I bardzo sprecyzowane oczekiwania dotyczące miejsca i metrażu. Jestem osobą, która raczej szybko podejmuje decyzje. Albo strzał w serce, albo nic. Tu zdecydowanie był strzał w serce – wspomina Joanna.

Pomysł na wnętrze to zbiór jej pasji, zainteresowań i poszukiwań z połowy życia. Nad projektem całości czuwali jej znajomi, Marta Frejda i Michał Gratkowski z MFR-MGR Architekci, a wykonaniem zajęła się ich zaufana ekipa. – Chyba nie mam ulubionego stylu, ale kiedyś usłyszałam, że to Bauhaus połączony z Bliskim Wschodem. Mieszkanie przede wszystkim ma być funkcjonalne, stąd pomysł na schody, które pełnią funkcję szaf. Niestety, mam słabość do pamiątek z podróży, szczególnie tych z Bliskiego Wschodu, czy po prostu pięknych rzeczy znalezionych gdzieś, kiedyś. Tak więc mój osobisty Bauhaus nie jest typowym funkcjonalnym minimalizmem. Wierzę jednak, że mieszkanie to rzeczy, które nas otaczają, przywołują wspomnienia i miłe chwile, opowiadają swoje historie – dlatego też ciężko mi ich nie zbierać. Nie umiałabym żyć w miejscu zaprojektowanym od A do Z przez kogoś, być może i najpiękniejszym mieszkaniu na świecie… Jeśli nie mam wokół siebie swoich rzeczy, nie czuję się u siebie – mówi Joanna. Przyznaje, że zapewne za 10 lat jej mieszkanie będzie wyglądało całkiem inaczej, bo przez ten czas nazbiera jeszcze dużo innych mebli, plakatów, ceramiki czy dywanów. – Mam słabość do pięknych rzeczy. Kupuję nie dlatego, że czegoś potrzebuję, ale dlatego, że to pokochałam – uśmiecha się.

To, za co Joanna najbardziej lubi to mieszkanie, to przestrzeń i wysokość. – Mogłabym zrezygnować z metrażu, ale nigdy z wysokości – mówi. Uwielbia też światło w tym wnętrzu. Duże okna typu
porte-fenêtre powodują, że jest w nim zawsze jasno. Ważne jest dla niej również to, że mieszka wyżej od wszystkich, bo dzięki temu ma ciszę, spokój i żadnego vis-à-vis.
Joanna przez wiele lat była konsultantem muzycznym. Teraz doszła do takiego momentu, w którym zabrakło jej już miejsca na wszystkie ukochane perełki. Dlatego postanowiła otworzyć na warszawskim Solcu sklep z rzeczami do domu. – Nomad Warsaw to efekt moich podróży i zainteresowań, to zbiór rzeczy, które pokochałam i które – mam nadzieję – pokochają również moi klienci – mówi Joanna. Będzie tam można znaleźć m.in. dywany z Maroka i sztukę artystów rzemieślników z różnych zakątków świata. Każdy będzie mógł w ciągu chwili mieć u siebie w domu kawałek Izraela, Hiszpanii czy Portugalii, efekt pracy ludzkich rąk. – Mniej znaczy więcej, a dla mnie to znaczy lepiej. Tak więc pojedyncze sztuki, bardzo małe kolekcje, wszystko wykonane ręcznie z dbałością o detale – zdradza Joanna.

 

Tekst z ELLE nr 313, listopad 2020