Fundamentalnym motywem najnowszej kolekcji marki Hermès jest kolor. W istocie nie zabrakło żadnego z sześciu klasycznych barw, choć ich odcienie nie były już takie klasyczne. Przykładowo czerwień była bliska czerwieni ceglastej, żółć musztardzie, a niebieski brudnemu granatowi. Jedynym z niewielu „kolorowych” kolorów był wręcz wiosenny lila fiolet, który zdobił jeden ze swetrów, czy t-shirt z luźnym golfem. Nie zabrakło również klasycznych dla męskiej mody odcieni ciemności, czyli brązów, czerni, oraz grafitowej szarości. Zatem paletę barw tej kolekcji można uznać za niezwykle bogatą, co dość nietypowe jak na zimowe krajobrazy również i naszych polskich miast, a jednocześnie pozostająca w charakterze samego domu mody.

Co ciekawe, zabrakło w tej kolekcji drastycznych łączeń tychże kolorów – jeśli spodnie miały być ciemnobrązowe, a koszula oliwkowa, wtedy były takie w całej swej okazałości. Niewiele było ubrań o więcej, niż jednym kolorze, oraz o nietypowych wzorach, co można uznać za niepotrzebną zachowawczość, lecz w przypadku idei Hermèsa, czyli znajdowania wyjątkowości w prostocie, ma to swoje uzasadnienie. 

Jednak w tej elegancji i prostocie zabrakło trochę młodzieńczej energii. Z mojej dwudziestoczteroletniej perspektywy propozycje domu mody Hermèsa były bardzo przestarzałe. Choć modele prezentujący projekty Véronique Nichanian zapewne należą do tej samej grupy wiekowej młodych dorosłych co ja, wydawali się być bardziej przebrani w jej propozycje, niż rzeczywiście ubrani. W modzie warto zwracać uwagę na koncepcję, zaś te najprostsze powinny zostać zrealizowane z ogromną pieczołowitością i zamysłem. Tutaj tego zabrakło. W istocie tylko otwierający pokaz zestaw (ciemny płaszcz, golf o asymetrycznym wzorze oraz jasne spodnie), fioletowy sweter oraz fikuśne buty sportowe zawierały w sobie cząstki pomysłowości, stając się najjaśniejszymi punktami tego pokazu. Pozostałe propozycje nie zachwyciły mnie ideą stojącą za ich powstaniem, bo nie sposób było jej w nich dostrzec, ot po prostu drogie męskie kreacje. Tym samym, ubrania same w sobie nie zainteresowały mnie na tyle, abym analizował każdy ich detal, jednak nie można odmówić kreatywności tym, którzy postanowili je nam zaprezentować. 

Pokaz stworzony przez Cyrila Teste to jedna z ciekawszych koncepcji jaką przyszło mi podziwiać w ramach świata mody. Podczas realizowanej na żywo prezentacji można było przełączać się między pięcioma kamerami, które prezentowany różne perspektywy tego pokazu – dwie z nich podążały za modelami, pozostałe trzy zaś ukazywały ich ruch na samej klatce schodowej. Samo umiejscowienie pokazu w bliżej nieokreślonym budynku, które skojarzyło mi się z bardzo eleganckim blokiem mieszkalnym w Paryżu, miało swoje znaczenie. Przechadzający się po niej modele pokazywali zwyczajność noszonych przez nich ubrań, przez co wskazywali, że mimo ich przeciętności, noszący je mężczyzna zawsze pozostanie elegancki i modny, nawet wracając zmęczony po pracy, bądź całonocnej zabawie. 

Zima według Hermèsa jest kolorowa, elegancka i prostolinijna, choć nie pod linijkę. Nie mogę jednak się oprzeć wrażeniu, że zabrakło w niej energii oraz młodzieńczej witalności. Najnowsza kolekcja miała na nowo połączyć człowieka z ruchem samego świata – ruchy były, tyle, że nie miały większego sensu. Kolekcja przygotowana przez Véronique Nichanian nie była najbardziej porywającym zestawem kreacji ale pozostaję w nadziei, że w następnych spróbuje sięgnąć po bardziej eksperymentalne oblicze męskiej mody.