Jak donosi stołeczna Gazeta Wyborcza, 1 kwietnia przestanie działać oddział psychiatrii dziecięcej w szpitalu klinicznym przy al. Żwirki i Wigury. Trafiają tam m.in. dzieci, które mają za sobą próby samobójcze. Szpital jest przepełniony, a natłok obowiązków jest ponad siły lekarzy i personelu medycznego. Pacjenci z oddziału psychiatrycznego leżą na tzw. dostawkach na korytarzu, co jest niedopuszczalne.

Trafiają do nas dzieci po próbach samobójczych, zażyciu substancji psychoaktywnych. Trzymanie ich na korytarzu nie wchodzi w grę, tymczasem codziennie ponad 30 pacjentów oddziału psychiatrycznego leży na dostawkach - mówi w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, Robert Krawczyk, dyrektor szpitala.

W grudniu lekarze z oddziału psychiatrii dziecięcej zrezygnowali z pracy, a ich okres wypowiedzenia kończy się w marcu. To oznacza, że wkrótce zamknie się ostatni oddział o tej specjalizacji w Warszawie. W stolicy jest jeszcze 28 miejsc w Instytucie Psychiatrii i Neurologii przy ul. Sobieskiego. Jednak tylko dla młodzieży powyżej 15. roku życia.

To nie jest kwestia zarobków. Moi lekarze po prostu nie wytrzymali fizycznie i psychicznie. Wycena świadczeń z psychiatrii przez NFZ jest zbyt niska. To nie są przypadki, które da się załatwić w kilka minut czy godzin. W ciągu 24-godzinnego dyżuru lekarze są w stanie zająć się może trzema pacjentami. A potrzeby są dużo większe - wyjaśnia Robert Krawczyk.

Brakuje lekarzy, którzy chcą wiązać swoją przyszłość z psychiatrią dziecięcą, a oddziały są przez NFZ niedofinansowane. Praca jest ciężka i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Tymczasem, psychiatrzy coraz głośniej mówią o epidemii zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży. Według ekspertów kluczowa jest profilaktyka zaburzeń psychicznych, za tę kwestię odpowiedzialni są dorośli.