INTERESUJE MNIE CZŁOWIEK a nie opakowanie. Moda stawia granice, mówi nam, co jest na topie, a czego już nie wypada. Nie chcę do końca jej się podpo- rządkować. Kupuję ubrania przyjemne w dotyku, kolorowe, wygodne. Ubieram się w zgodzie z sobą, tak wyrażam swoją osobowość. Za granicą czuję się swobodnie, bo obserwuję intrygujących ludzi na ulicy, a sama nie jestem pod ostrzałem spojrzeń. Wtapiam się w kolorowy tłum.

UFAM KOSTIUMOGRAFOM i szanuję ich pracę, ale nie noszę kostiumów swoich postaci poza planem i sceną. Cenię polskich projektantów, a przed oficjalnym wyjściem korzystam z porad stylistki. Śmieję się, że moja radosna twórczość narobiła już trochę zamieszania.

LUBIĘ ŁADNIE WYGLĄDAĆ uwielbiam kremy i zapachy. Wierzę w polskie marki takie jak Bielenda, idealne dla polskiej cery i klimatu. Dbam o siebie, od 15. roku życia chodzę do kosmetyczki, robię manikiur, mam swoje małe rytuały spa. Moja twarz i ciało to narzędzia pracy, a ja chcę być wiarygodna. Nigdy nie należałam do wybitnych piękności, więc nie mam czego zatrzymywać. Podobają mi się dojrzałe kobiety, które wyglądają na swój wiek. Mam nadzieję, że w kinie i telewizji znajdzie się jeszcze miejsce dla 40-latek.

EMOCJONALNOŚĆ pomaga mi w pracy, ale niekoniecznie w życiu osobistym. Chciałabym być zapamiętana jako dobra aktorka. Paradoksalnie po Marilyn Monroe, choć marzyła o roli Gruszeńki, został 15-metrowy pomnik w Chicago z podniesioną sukienką.

NIE MIAŁAM LUSTRA w domu, bo myślałam, że uchroni mnie to przed popadaniem w obsesję na punkcie wyglądu. Ostatnio powiesiłam je na ścianie, bo wierzę, że trzeba zmieniać nawyki i przyzwyczajenia. Tak jak w „Dniu świra” – iść pewnego dnia do pracy inną drogą.

LUBIĘ SUROWE WNĘTRZA mam mieszkanie z cegły i drewna. Kiedyś zbierałam dzwonki i kamienie. Były dla mnie jak widokówki z końca świata. Teraz bardziej cenię minimalizm niż przesyt w przestrzeni, w której żyję. Mniej znaczy więcej.

Tekst Anna Konieczyńska