Możliwość przeprowadzenia wywiadu z Julianne była niewątpliwie magnesem tej podróży. To gwiazda wielkiego formatu, której kontekst komercyjnych kampanii nie szkodzi, bo wybiera je perfekcyjnie i pokazuje się jedynie w doborowym towarzystwie bardzo wyselekcjonowanych partnerów. Dla Triumph pracuje już po raz drugi, więc w Tokio z zarządem firmy witała się jak z serdecznymi przyjaciółmi.

 

 

Dlaczego to właśnie ją rok temu ogłosili twarzą swojej marki? Po pierwsze jest oczywiście przepiękną kobietą i to bez wieku, ale po drugie, a może nawet ważniejsze - wciela ideały Triumph w życie. Hasło #TogetherWeTriumph, które od kwietnia tego roku prowadzi komunikację firmy, Julianne mogłaby zapisać jako swoje motto obok #metoo a także #BelieveSurvivors, którym opisała pierwsze zdjęcie wrzucone na Instgram tuż po wylądowaniu w Tokio. Odniosła się tym samy do sprawy Bretta Kavanaugha, nie pozostawiając tym samym wątpliwości co do tego, po której stronie stoi. Instagram to dla niej kanał dla ważnych komunikatów przeplatanych zdjęciami z bliskimi. Może dlatego menadżer jeszcze przed wywiadem uprzedził mnie, że nie będę mogła prosić Julianne nawet o selfie. Telefon, tak jak to bywało kiedyś, był podczas naszej rozmowy tylko dyktafonem. Oldschoolowo? Wspaniale. Mogłyśmy skupić się tylko i wyłącznie na rozmowie. 

Jullianne Moore za kulisami kampanii Triumph Florale / mat. prasowe

 

Marta Kowalska/ELLE: Zawód aktorki dziś oznacza większą odpowiedzialność za wizerunek kobiet niż kiedykolwiek wcześniej?

Julianne Moore: To, co najbardziej od zawsze daje mi radość i satysfakcję z bycia aktorką to możliwość stawiania się w roli zupełnie innej osoby i uczenie się z jej emocji. Dzięki temu rozwijam swoją empatię. Ludzie z kolei przychodzą do kina właśnie po to, żeby zobaczyć odbicie swoich przeżyć. To się pięknie zazębia, aktor ma za zadanie stworzyć scenę dla widza. I to w tym momencie pojawia się odpowiedzialność, o którą pytasz. Jako aktorka jestem odpowiedzialna za wykreowanie odbicia prawdziwych kobiecych emocji. Tych, które znam ze swoich przeżyć i z przeżyć moich przyjaciół. Tak również wybieram role - jeśli nie czuję w czymś prawdy, nie widzę w tym swoich potencjalnych kobiecych doświadczeń, nie podejmuję się tego. Tak właśnie rozumiem, szczególnie dzisiaj, odpowiedzialność w zawodzie aktorki.

Zgadzasz się z tym, że ​​to męskie role filmowe wciąż są pisane jako te najbardziej charyzmatyczne, takie, które mogą zmienić świat? Dostrzegasz w tej kwestii jakiekolwiek różnice między kinem europejskim i amerykańskim?

Chyba nie czuję się ekspertem w temacie grania męskich ról, nie wiem, czy przywiązuję do nich aż tyle uwagi, żeby odpowiedzieć na to pytanie :) A mówiąc serio, w światowym kinie wciąż ogromna większość ról jest pisana dla mężczyzn. To na szczęście ulega zmianom - skoro jako kobiety stanowimy pięćdziesiąt procent ludzkiej populacji, chcemy też w tej dziedzinie mieć taki sam udział. W tym roku w Cannes widziałam dwa świetne filmy - jeden z Penelope Cruz i jeden z Joanną Kulig, które zagrały doskonale. Nadchodzi zmiana - przed nami filmy z mocnym kobiecym tąpnięciem. Czekam na Lady Gagę w "A Star is Born", nową rolę Melissy McCarthy i na film "The Favourite"z Rachel Weisz, Emmą Stone i Olivią Colman. Nowe, świetne kobiece role tego roku to dowód na to, że ich udział w świecie filmu jest coraz mocniejszy, coraz bardziej dynamiczny.

 Istnieje taka męska rola filmowa, którą chciałabyś "ukraść" i zagrać jako kobieta?

Wow, trudna sprawa. Hmm, zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy...

Ja chętnie ukradłabym rolę Ryana Goslinga z "Drive"...

Hmm... O tak, wiem! Zabrałabym rolę Jacka Nicholsona w "Five easy pieces". Tak, to chciałabym zagrać...

Myślę, że Ci, którzy to przeczytają, będą teraz marzyć o tym, żeby zobaczyć cię kiedyś jako filmowego Roberta. Myślisz, że istnieje taki męski bohater filmu, który byłby bardziej interesujący, gdyby był kobietą?

Nie wiem, ale opowiem ci anegdotę. Pracowałam ostatnio z moim mężem nad filmem "After the wedding", remake'u duńskiego obrazu, w którym w oryginale aktorce grającej główną rolę towarzyszył Mads Mikkelsen. Męska, bardzo dobra rola. Robiąc remake mój mąż podjął jednak kontrowersyjną decyzję, żeby zamienić postaci i w naszym "After the wedding" główną rolę obok mnie gra druga kobieta. Świetna zresztą Michelle Williams.

Przejęłyście film w myśl girl power. A propos haseł - tyle ich dziś codziennie w mediach i na ulicach. Body positive, sisterhood, women's voice. To hasła dzisiejszej kobiecej rewolucji. Myślisz, że możemy kiedyś przedawkować feminizm? Zagłuszyć milionem akcji i komunikatów prawdziwy sens tego ruchu i postrzelić się z własnej broni? 

Nie, na Boga, nigdy. Równość, parytet, sprawiedliwość - do nich powinniśmy dążyć jako ludzie ze wszystkich sił. Dominacja nie jest dobra dla ludzkości. Ludzie powinni być równi i o tym przede wszystkim jest feminizm. 

Na pewno wiele marek chciałoby cię wizerunkowo pozyskać... Dlaczego powiedziałaś "tak" akurat kampanii Triumph?

To superkobieca akcja - marka tworząca rzeczy, które kobiety noszą blisko ciała, piękna kolekcja, nawet sesja zdjęciowa zrobiona tylko przez kobiety i kampania sfotografowana przez kobietę. Jedynym mężczyzną na planie był chyba tylko mój fryzjer :) Świetnie być częścią "kobiecocentrycznych" projektów. 

 

Julianne Moore w kampanii Triumph / mat. prasowe

 

#TogetherWeTriumph?

Tak, lubię ten slogan. Mówi o tym, że kobiety stoją za sobą murem, wspierają się.

Sama też mocno wspierasz inne kobiety. I to z niesamowitym skutkiem. Wiesz, że w Polsce pojawiło się ponad tysiąc publikacji o tym, jakimi słowami doceniłaś Joannę Kulig w Cannes?

Naprawdę? To świetnie. Zagrała doskonale i cieszę się, że to, jak bardzo mnie zachwyciła, mogłam podać dalej. Wiem, że wcześniej Joanna pojawiła się w filmie "Ida" Pawlikowskiego, ale z tego obrazu pamiętałam przede wszystkim Agatę Kuleszę i genialną Agatę Trzebuchowską. Joanna Kulig w "Zimnej wojnie" jest dla mnie wielkim odkryciem.

Podobała Ci się "Zimna wojna"? Ta specyficzna mieszanka polskiej kultury z francuskim feelingiem?

Przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, jak ludziom ukształtowanym sytuacją w Polsce trudno było we Francji zarzucić kotwicę, jak bardzo to przeżywali, jak bardzo nie potrafili ułożyć sobie życia poza schematem, poza krajem, z którego przecież chcieli się wyrwać. To jest to, co mnie przejęło najmocniej w filmie Pawlikowskiego.

W tym roku też zmierzyłaś się z rolą między kulturowo różymi światami. Tak jak Joanna zagrałaś kobietę z muzyką we krwi, choć postawioną w zupełnie innej sytuacji... Co było najtrudniejsze w zagraniu Renée Fleming w "Bel Canto"?

Renée to genialna śpiewaczka operowa, głos, którego nie da się powielić. I choć mojego w filmie nie słychać, to musiałam nauczyć się tego rodzaju śpiewu, żeby moja gra, mimika, były wiarygodne. Nie wiedziałam w tym temacie zbyt wiele. Pracowałam więc z nauczycielami śpiewu, z mentorami Renée, ćwiczyłam utwory. W filmie widz usłyszy oczywiście jej wykonanie, ale ja nauczyłam się dużo o czymś, co wcześniej nie było mi bliskie.  

 

Julianne Moore w "Bel Canto" / mat. prasowe

 

W "Bel Canto" powalają także przepiękne kostiumy. Masz wpływ na to, w co jest ubrana Twoja bohaterka? Używasz kostiumu jako narzędzia do budowania roli?

Bardzo często współpracuję z projektantami kostiumów moich bohaterek i wspólnie je tworzymy. Ubrania są sygnaturą, mówią nam wiele o bohaterach, nie tylko o tym kim są, ale też jacy są. 

 

Julianne Moore dla Triumph Florale / mat. prasowe

Kolekcja Triumph Florale jesień-zima 2018, którą promuje Julianne Moore, jest już w sklepach. Każdy model zdobi detal w postaci zawieszki z peonią w kolorze różowego złota. Kwiaty ręcznie malowane na jedwabiach wyszły spod pędzla Christine Job, brytyjskiej artystki pracującej m.in. dla historycznej firmy Sanderson, tworzącej tekstylia dla Królowej Elżbiety II i rodziny królewskiej od początków XX wieku.

 

Christine Job / mat. prasowe

Wzór dla kolekcji Triumph Florale / mat. prasowe

 

Zobaczcie, jak wyglądał nasz pobyt w Tokio, który relacjonowaliśmy na instastories @ellepolska

 

Pałacyk Aoyama Geihinkan w Tokio - miejsce pokazu Triumph Florale / mat. prasowe

Miejsce, w którym nocowaliśmy podczas pobytu w Tokio - hotel Park Hyatt, w którym Sophia Coppola zrealizowała zdjęcia do filmu "Lost in translation"!

Pokój w hotelu z filmu "Między słowami" / mat. prasowe

Kadr z filmu "Lost in translation",  który kręcono w naszym hotelu

Widok z okien Park Hyatt Tokyo

Design hotelu Park Hyatt Tokio to praca Kenzo Tange i Johna Morforda. Tu nawet windy wyglądają jak dzieła sztuki:

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Kenzo Tange x John Morford #design #tokyo

Post udostępniony przez Marta Kowalska (@mart_kowalska) Wrz 28, 2018 o 8:31 PDT

Podczas podróży z Triumphem mieliśmy okazję zasiąść do tradycyjnej wielodaniowej kolacji Kaiseki. Zobaczcie tylko to sashimi: