ELLE A córka? Jest jej łatwiej, bo ma znanego tatę?

M.S. Sam jestem ciekaw, bo przecież miałem analogiczną sytuację w dzieciństwie. Raz, kiedy Matylda była jeszcze bardzo mała, poszliśmy na film, w którym ja dubbingowałem pieska. Jak usłyszała jego głos, cała zesztywniała. Nie wiedziała, co myśleć. W końcu powiedziała: „Ten piesek nazywa się tatuś”. Ale co to znowu za atrakcja, że tatuś jest pieskiem, skoro dziadek jest Osłem w „Shreku”! Poza tym – z tego, co zauważam – to teraz nie jest jakieś wielkie wydarzenie, że się widzi ojca w telewizji. Teraz każdy może wyciągnąć z kieszeni komórkę, nakręcić sobie tatę albo wujka czy siebie, wrzucić to na Fejsa i już. Ekran przestał być tabu, kiedyś mówiło się: magia srebrnego ekranu, a teraz na ekranie są wszyscy. Dla mnie jako dzieciaka to było niezwykłe zobaczyć ojca na ekranie.

ELLE A Pan był w szkole traktowany w sposób niezwykły z tego powodu, że Pana tata był znanym aktorem?

M.S. Bardzo mi zależało, żeby tak nie było. Chciałem być traktowany jak wszyscy. Do tego stopnia, że jak tata przywiózł z Włoch banany i mama dała mi je na drugie śniadanie, to nie wyciągnąłem ich z plecaka. Nie chciałem pokazać, że mam coś, czego inni nie mają.

ELLE Jest Pan wymagającym ojcem?

M.S. Nie jestem takim tatą, który cieszy się z każdego drobiazgu. To mam wyniesione z domu. Rodzice chwalili mnie tylko wtedy, kiedy zrobiłem coś wartościowego. Ale pamiętam też pewien niedosyt pochwał i staram się swojej córce nie stawiać wyzwań zbyt wysoko. Tym bardziej że widzę, że Matylda jest indywidualistką i chodzi zupełnie innymi ścieżkami niż reszta. Nigdy nie miałem napinki, żeby poszła do najlepszego liceum i była gwiazdą. Wydaje mi się, że znajdzie swoją drogę zupełnie gdzie indziej. Jestem bardzo ciekaw gdzie.