Franco Moschino

Pierwszy pokaz Moschino wiosna-lato 1984, fot. moschino.com

Trzydzieści lat temu Franco Moschino założył własny dom mody i rozpoczął prywatną walkę z powagą high fashion. Mimo, że na kreacjach wieczorowych drukował krowy, a w napisach na koszulkach wykorzystywał podobieństwo słów "chic" i "shit", nie narzekał na brak klientek. W 1994 r. projektant zmarł wskutek powikłań AIDS, a jego dom mody pozostał w rękach asystentki i przyjaciółki Roselli Jardini. Ta najlepiej zadbała o jego spuściznę, zawsze pozostając wierna linii marki. Jardini założyła także The Moschino Foundation, fundację zajmującą się pomocą dla seropozytywnych dzieci.

Jubileuszowy pokaz na trzydziestolecie marki obejmował zarówno nowe sylwetki, jak i archiwalne projekty Moschino i Jardini. Dystans do luksusu najlepiej wyrażała modelka ubrana tylko w papierową torbę z logo marki. Wkrótce okazało się, że huczne obchody święta to także początek końca pewnej epoki. Wkrótce Rosellę Jardini zastąpił Amerykanin Jeremy Scott, który, podobnie jak kiedyś Franco, nosi tytuł "złego chłopca" świata mody. 

Elsa Schiaparelli

Elsa Schiaparelli w 1946 r., fot. East News

Przyjaźniła się z Salvadorem Dali i Jean'em Cocteau, uchodziła za największą rywalkę Coco Chanel. Zmarła w 1973 r. projektantka długo była jedną z najbardziej zapomnianych artystek XX wieku. Jej legendarne projekty, jak sukienka z homarem (1937) czy stworzony we współpracy z Dalim kapelusz-but, wróciły do powszechnej świadomości dopiero dzięki wielkiej wystawie w MET Schiaparelli and Prada: Impossible Conversations.

Machina promocyjna nie ruszyła bez powodu. W 2006 r. Diego Della Valle (właściciel grupy Tod's) zakupił prawa do marki i archiwa projektantki. Długo przygotowywany powrót marki wiązał się z powtórnym otwarciem flagowego butiku Schiaparelli 21 Place Vendôme, nieczynnego od 1954 r. Długo poszukiwano następcy paryskiej legendy. W lipcu minikolekcję couture przygotował Christian Lacroix, w ramach jednorazowego hołdu dla artystki. Legendarny twórca haute couture nie ma ręki do biznesu, a jego teatralny styl mieści się raczej w granicach sztuki niż mody użytkowej. Dlatego dochód przywróconemu do życia domowi ma przynieść absolwent mediolańskiej Akademii Sztuk Pięknych, Marco Zanini.

Dla stanowiska dyrektora kreatywnego Schiaparelli Zanini rzucił posadę w Rochas. Wcześniej pracował jako prawa ręka najważniejszych włoskich twórców - Domenico Dolce i Donatelli Versace. Połączenie mody użytkowej z wysokim krawiectwem to zapewne próba odtworzenia sposobu, w jaki pracowały paryskie rywalki: Elsa i Coco.

Coco Chanel

 
Gabrielle "Coco" Chanel miała dużo szczęścia. Żaden inny dom mody nie dba w takim stopniu o pamięć założyciela. Postać Coco jest jednym z fundamentów tożsamości Chanel, można nawet powiedzieć, że marka prowadzi własny program edukacyjny (np. seria filmików "Inside Chanel"). Do dzisiaj marka bazuje na elementach obecnych już w twórczości swojej prekursorki, przed wszystkim tweedowym kostiumie. Choć łańcuszki i kamelie pojawiały się już u Coco, ale Karl Lagerfeld przyznaje, że udało mu się stworzyć iluzję, że w latach 30. były w butikach Chanel równie powszechne, co współcześnie.

Chociaż nazwisko Karla Lagerfelda stopiło się już nieodłącznie z Chanel, a sam projektant uważa się za jedynego godnego spadkobiercę Gabrielle, w latach 80. francuski dom mody był dla niego tylko kolejnym prestiżowym miejscem pracy. Wcześniej był asystentem Pierre'a Balmain i głównym projektantem Chloé. Gdy w 1982 roku przyjął propozycję pracy w Chanel, znajomi odradzali mu związek z upadającą marką. Po śmierci Coco Chanel w styczniu 1971 r. dom mody przejęła rodzina Wertheimer, która skupiła się na segmencie perfumiarskim i zaniedbała couture. Przez ponad dekadę kolekcje ubrań tworzyli coraz to nowi projektanci. Nikt nie wierzył, że dom mody wróci do dawnej świetności.

Więcej wideo z cyklu "inside Chanel" tutaj >>>

Alexander McQueen

Alexander McQueen, fot. Tim Walker dla Vogue UK

Najbardziej tragiczna historia w brytyjskiej modzie należy do Alexandra McQueena. Genialny absolwent Saint Martins College popełnił samobójstwo w lutym 2010 r., wkrótce po śmierci ukochanej matki i w trzy lata po samobójczej śmierci swojej mentorki Isabelli Blow. Jego dzieło kontynuuje Sarah Burton, i choć trzyma się estetyki dawnego pracodawcy, krytycy nie widzą w niej geniusza równego poprzednikowi. Burton także jest absolwentką Saint Martins, a w atelier McQueena pracuje od 1996 r. Zaczynała jako stażystka. W ciągu czterech lat doszła do stanowiska głównej projektantki kolekcji damskich. Jej atutem jako następczyni jest bliska znajomość metod pracy McQueena. Jego atelier zawsze słynęło z długich godzin funkcjonowania, a dla pracowników stawało się główną treścią życia.

W wywiadzie udzielonym przed śmiercią magazynowi McQueen Love deklarował: "Teraz mam 40 lat, ale marzę, żeby moja firma żyła dłużej ode mnie".

Yves Saint Laurent

Yves-Saint Laurent w 1971 r., w reklamie wody męskiej wody kolońskiej YSL

Na straży pamięci Saint Laurent'a stoją koncern Kering (właściciel marki) i Pierre Bergé, długoletni partner życiowy i biznesowy projektanta. Biznesman prowadzi Pierre Bergé-Yves Saint Laurent Foundation, która dba o propagowanie twórczości haute couture projektanta. Powstała w 2002 r., gdy schorowany i zniszczony narkotykami projektant poszedł na emeryturę. Na straży ready-to-wear pozostawił Toma Forda, ale dom mody zrezygnował z tworzenia haute couture. Yves Saint Laurent zmarł w 2008 r., pokonany przez raka mózgu.

Dyskusje o spuściźnie projektanta odżyły w 2012 r., gdy dyrektorem kreatywnym marki został Hedi Slimane. Kontrowersje wzbudził rebranding marki, która zmieniła nazwę na Saint Laurent Paris i wykasowała "Y" z ikonicznego logo. Na domiar złego Slimane odmówił przeprowadzki do Paryża i dowodzi francuskim domem mody z Los Angeles. Młody projektant, dotąd kojarzony raczej z modą męską i fotografią, w swoich kolekcjach łączy archiwalne wzory Saint Laurent'a z niedbałym rockowym stylem. Po premierze pierwszej kolekcji damskiej, Cathy Horyn sugerowała, że więcej warte by było pudełko metek wyciętych z kreacji. Jego zaskakująca fuzja mody ulicznej i wysokiej może jednak kojarzyć się z rewolucyjnym podejściem francuskiego poprzednika. Jego damski smoking wywrócił do góry nogami genderowe normy mody lat 60.

Cristóbal Balenciaga

Cristóbal Balenciaga w 1937 r., w którym założył swój paryski dom mody, fot. balenciaga.com

Legendarny projektant z Kraju Basków opuścił Hiszpanię dla Paryża, gdzie w 1937 r. założył własny dom mody. Współcześnie dyskusje o marce ograniczają się do debat, czy Alexander Wang jest gotowy, żeby udźwignąć spuściznę po Nicolasie Ghesquière, ale mało kto pamięta, że sam Balenciaga chciał, żeby jego moda umarła wraz z nim. Gdy w 1968 r. Hiszpan odszedł na emeryturę zamknął wszystkie butiki, zwolnił pracowników, a ubrania kazał rozsprzedać w cenie 15 tys. franków za sztukę. Umarł w 1972 r. na atak serca, realizując wcześniej ostatnie zlecenie - suknię ślubną wnuczki generała Franco.

Prawa do marki zostały sprzedane przez spadkobierców Balenciagi kilka lat później, w 1978 r., a linia ready-to-wear powstała dopiero w 1987 r., po kolejnej zmianie właściciela. Jednak dopiero Nicolas Ghesquière przywrócił domowi mody dawną świetność. Cristóbal Balenciaga byłby zapewne zdziwiony, gdyby dowiedział się, że jego próba unicestwienia marki nie powiodła się, a młodzieniaszek Wang grzebie w jego archiwach...