Co stoi za inspiracją do powstania książki o rodzinie Wedlów?

Wycieczka do fabryki, podczas której przewodnik interesująco opowiadał o rodzinie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie tylko czekolada, ale bardzo dużo intrygujących historii z najważniejszym pytaniem: dlaczego Wedlowie przybyli do Polski i jak to się stało, że zostali Polakami? Zacząłem szukać książek na ten temat, a ponieważ nie było takiej całościowej biografii, moja żona powiedziała, że może ja ją napiszę. Okazało się to niezwykłą przygodą, w trakcie której studiowanie materiałów w archiwach i gazetach z dawnych lat przeniosło mnie do niesamowitego miasta, jakim była ówczesna Warszawa. To dla mnie największe odkrycie, jak polskość podzielona trzema zaborczymi granicami była atrakcyjna, jak przyciągała mimo teoretycznej słabości.

W tym miejscu trzeba też podkreślić, że firma Wedel jest doskonałym przykładem tego jak powinno się obchodzić ze swoją historią. W czasie pracy nad książką dostałem pełny dostęp do firmowych archiwów, także tych, które ukazywały trudne momenty w historii rodziny i przedsiębiorstwa.

Na początku warto zarysować naszym czytelnikom krótki rys historyczny – kim na pierwszych stronach Pana książki jest Carl Wedel?

Jest Niemcem, ale nie Prusakiem, tylko Niemcem pomorskim, który w 1845 roku przybywa razem z rodziną z Berlina do Warszawy. Należy też podkreślić, że Carl Wedel jest wykształconym cukiernikiem, który pracował m.in w Berlinie, Paryżu i Londynie. Jednak na początku swojej warszawskiej kariery Wedel nie zajął się słodyczami, a piwem. Krótko zajmował się prowadzeniem lokalu na Krakowskim Przedmieściu, mniej więcej w miejscu dzisiejszej Głównej Księgarni Naukowej im. Bolesława Prusa. Był to zapewne interes czysto sezonowy, na lato, bo już jesienią tego samego roku, 170 lat temu, otworzył własną cukiernię. Wedel kusił mieszkańców Warszawy „zagraniczną jakością w polskiej cenie”, korzystając z bardzo nowoczesnej metody, którą była wówczas reklama w gazetach. Trzeba bowiem przypomnieć, że takie reklamy wielu kupców uważało wówczas za… nieuczciwą konkurencję, bo byli zdania, że dobry towar reklamy nie potrzebuje. Reklama Wedla miała formę pisania listów do „Szanownej Publiczności”, jak nazywał klientów – on nie tylko przemawiał, ale i słuchał, modyfikując swoją ofertę. Co niezwykłe, wykupił kiedyś nawet ogłoszenie, w którym przepraszał za chwilowy spadek jakości spowodowany jego wyjazdem za granicę – co wykorzystał do podkreślania, że to on jako właściciel jest gwarantem jakości, bo po jego powrocie wszystko wróciło do mistrzowskiej normy.

Jedną z najciekawszych spraw w kontekście przybycia rodziny Wedlów do Warszawy jest ówczesny status dzisiejszej stolicy Polski, która, choć może to zaskakiwać, w połowie XIX wieku była świetnym miejscem na rozwinięcie biznesu.

Tak, to prawda. W podręcznikach do historii najczęściej uczymy się tylko o powstaniach, a pomijamy tematy rozwoju gospodarczego. Wedel przybył do Warszawy kilkanaście lat po przegranym powstaniu listopadowym, kiedy to represje polityczne zbiegły się w czasie ze wzrostem gospodarczym. Ponadto rząd bardzo chciał przyciągać migrantów ekonomicznych, żeby wspomóc gospodarkę. Należy też podkreślić, że przybywający do Warszawy obcokrajowcy trafiali na bardzo otwarte społeczeństwo, które akceptowało inne podejścia do kwestii religii, tradycji, a także kuchni, a podstawowym wyznacznikiem polskości był język i odwołanie do prawdziwej historii. To właśnie dlatego wszystkie reklamy pisane przez Wedla były tworzone w języku polskim, a także, dopóki to było możliwe, w oparciu o złotego, który miał wówczas znaczenie symbolu jako tradycyjna, a nie wybijana już waluta.

A wyglądało nastawienie rodziny Wedlów i samego Carla do Polaków i mieszkańców Warszawy?

Należy podkreślić, że od samego początku Carl Wedel, a później także jego potomkowie uznawali, że ich zadaniem jest się dzielić swoimi pieniędzmi z współobywatelami. Dobrym przykładem były regularne wpłaty Wedlów na fundusze dla potrzebujących uczniów, którzy chcąc uczyć się języka polskiego i prawdziwej historii w czasach rusyfikacji, zmuszeni byli chodzić do drogich szkół prywatnych. Wedlowie tworzyli też systemy mające pomóc potrzebującym kobietom w wyjściu z ubóstwa, a Emil Wedel, syn Carla, w czasie I wojny światowej oddał bezdomnym część swojej kamienicy przy ulicy Szpitalnej. Myślenie Wedlów sprowadzało się do tego, że czuli się odpowiedzialni za ludzi znajdujących się wokół nich i miasto, w którym żyli. Chcieli sprawić, żeby świat był lepszym miejscem.

A jak się pracowało u Wedlów? Czy stanowisko w fabryce było marzeniem obywateli poszukujących pracy?

Tak, praca u Wedlów była niezwykle ceniona i wiele osób szukało zatrudnienia w fabryce, ale należy też pamiętać, że warunki pracy w XIX były zupełnie inne niż dzisiaj. Płace były w ogóle niższe, a standardem było spędzanie około dwunastu godzin w fabryce, z czego mniej więcej dziesięć zajmowała praca. Pamiętajmy też, że w tamtym czasie nie było mowy także o urlopach ani emeryturach. Wiele zmieniło się w czasie rewolucji w 1905 roku, kiedy to pracownicy fabryki czekolady i słodyczy, podobnie jak wielu innych, strajkowali, walcząc o prawa socjalne. Pracownicy żądali skrócenia czasu pracy do dziewięciu godzin, a także prawa do urlopów. Mentalność przemysłowców była taka, że oczekiwania pracowników uważali za zamach na swój majątek... Trzeba podkreślić, że Wedlowie przezwyciężyli ten sposób myślenia. Ich wielką zaletę było to, że potrafili się uczyć, i szybko wyszli poza ustawowe obowiązki, wprowadzone przez pierwsze – socjalistyczne – rządy II Rzeczypospolitej.

Na koniec wróćmy na chwilę do tematu reklamy, bo to kolejna rzecz, która sprawiała, że model biznesowy Wedlów był wyjątkowy.

To prawda. Pierwszą formą promocji produktów były reklamy w formie listów Carla Wedla do klientów, w których informował o pojawieniu się nowych produktów i zachęcał do spróbowania. Jednak niezwykle ciekawe były też formy reklamy zamaskowanej, które opierały się na tworzeniu fikcyjnych listów do redakcji pisanych pod pseudonimami albo zagadkowymi inicjałami, w których wymyśleni konsumenci rozpływali się nad jakością produktów Wedlów i przekonywali, że te idealnie sprawdziły się w opisywanych sytuacjach, np. Anglik przekonujący Polaków, że sam kupuje wedlowskie kakao. W latach trzydziestych Wedel z kolei reklamował się posiadaniem sklepu w Paryżu. Mało kto mógł w czasach Wielkiego Kryzysu udać się na taką wyprawę, ale każdy, kto kupował wedlowską czekoladę, mógł poczuć się wyróżniony tym, że je taką samą czekoladę, jaką paryżanie…  Trzeba jednak podkreślić, że formy takich zamaskowanych reklam były bardzo finezyjne i piękne literacko, a sama funkcja perswazyjna mocno ukryta.

Najważniejsza była jednak zawsze obietnica osobistego zapewnienia jakości przez właściciela. Późniejszy podpis Emila, obecny do dziś na wedlowskiej czekoladzie, to także rękojmia tej pieczy, która była rzeczywista, bo nawet ostatni z Wedlów osobiście testował swoje produkty.