Jak podsumujesz zbliżający się do końca (dla wielu – wreszcie!) rok 2020? Konieczność kontaktowania się z ludźmi w dużej mierze poprzez komunikatory online mocno dała ci się we znaki?

To był dobry rok. Przyjąłem postawę zwycięzcy. Skupiłem się na nowych możliwościach, a nie na ograniczeniach. Tak jak Bruce Lee, kiedy miał kontuzję kręgosłupa i wykorzystał darowany czas na napisanie książki. Dzięki temu zostawił coś innym. Ja nie jestem Brucem Lee, ani nie napisałem książki, ale wykorzystałem ten czas na usystematyzowanie swojego życia. Zacząłem od uporządkowania plików w komputerze.  Poukładałem zdjęcia. Skatalogowałem dokumenty – zawodowe, aktorskie, komercyjne, sesje zdjęciowe, dokumentacje dorobku. Wywaliłem stare graty. Oczyściłem teren. Zweryfikowałem znajomości. Odpowiedziałem sobie na pytania – czego szukam, kim chcę być, co chcę robić. Usprawniłem system.

Na temat mijających dwunastu miesięcy mówi się głównie źle - jesteś w stanie znaleźć jakieś pozytywne akcenty?

Nauczyłem się nowej technologii – zaszyfrowałem dyski, postawiłem sieć domową. Odkryłem nowe źródła inwestowania, nauczyłem się o rynkach finansowych. Kupiłem trochę Bitcoina. Odkryłem, że media społecznościowe nigdy nie miały takiej uwagi jak teraz. Rozkręciłem Instagram i Tiktoka. Nauczyłem się z tego sprawnie korzystać. Dzięki temu udało mi się skrzyknąć stałą grupę osób, z którą spotykaliśmy się na wideokonferencjach I graliśmy w kalambury. Zaprzyjaźniliśmy się. Odkryłem, że relacja z piętnastką osób, z którą się widzi, wymienia bezpośrednią energią i myślami jest o wiele bardziej wartościowa, niż przemawianie do setki osób, które są tylko słupkami - statystykami.

Jak bardzo zmieniło się twoje życie w momencie, gdy praktycznie cała kultura (ta z udziałem żywej publiczności) się zatrzymała? Co wówczas robiłeś?

Nagrałem teledysk pandemiczny z Justyną Jary. Wraz z grupą improwizacyjną Jacka Stefanika uruchomiliśmy spektakle online ITO Teatr.  Zbudowałem studio z którego teraz korzystam do wysyłania selftape’ów, czyli domowych castingów. Zrobiłem kilka reklam w sieci, ale także zacząłem pracę nad filmem “Powstanie Kardynała” (High Hope Productions) oraz nowym serialem Netflixa.

Lata mijają, a ty nadal przez wielu jesteś kojarzony głównie z „W pustyni i w puszczy”. Nie przeszkadza ci to? Czy może liczysz na rolę jeszcze głośniejszą, niż ta Stasia?

Dlaczego miałoby mi przeszkadzać “W pustyni i w puszczy”? To trochę tak jakby dostać super butelkę szkockiej whisky i mieć pretensję, że nie dostało się dwóch czy trzech butelek. Dzięki temu filmowi poznałem wspaniałych ludzi, nauczyłem się rzemiosła i poszedłem drogą aktorską, z której utrzymuję się do dziś.

Pracujesz nad jakimiś nowymi projektami, o których możesz powiedzieć?

Jestem w trakcie intensywnych prób do spektaklu o Chinach. Ćwiczymy trochę online, a trochę na żywo. Wystawimy go pod koniec grudnia w „Garnizonie Sztuki”, czyli teatrze Grażyny Wolszczak, którą poznałem na planie serialu „Na Wspólnej”, do którego trafiłem właśnie dzięki „W pustyni i w puszczy”. Spektakl reżyseruje Włodzimierz Kaczkowski. Zagramy wirtualnie. Chyba, że zmieni się sytuacja na świecie. Zobaczymy. Jestem dobrej myśli.

Wielu ludzi nie kupiło jeszcze prezentów swoim bliskim - może coś doradzisz?

Prezenty polecam takie, żeby można było podarować emocje i przeżycia, najlepiej wspólne. Można też iść z duchem czasu i podarować ebooka czy bilet na koncert online. Albo napić się whisky w gronie 5 osób. Przygotowałem już kilka takich prezentów dla najbliższych. Pod choinką znajdą limitowaną edycję Johnnie Walker Blue Label, która powstała na wyjątkową okazję 200-lecia marki.