Siedzimy w barze Lane's przy stoliku z twoim nazwiskiem.

Ten stolik to konsekwencja rozpoznawalności. Także mojego wizerunku, bo okazało się, że do tej sytuacji będzie pasował. Kiedy tu wszedłem po raz pierwszy, pomyślałem, że moglibyśmy zrobić tu któryś z planów Króla. Art deco grałoby doskonale.

To także dowód skuteczności w działaniu. Kreacji, nie tylko literackiej.

Pewnie tak, ale gdyby przełożyć tę rozpoznawalność na twarde liczby, to moje zasięgi, przepraszam za ten żargon, w socialach są skromne. Dziewczyny, które na Instagramie reklamują kremy, czy mydła do mycia dupy, mają po milion zasięgów, a ja skromne dwa- dzieścia tysięcy. To wynika ze świadomej decyzji. Ja nie chcę mieć „telewizyjnej” rozpoznawalności. W ciągu ostatnich lat odrzucałem konsekwentnie zaproszenia do programów, które mogłyby mi taką rozpoznawalność zbudować.

Poszedłbyś walczyć w ringu na pięści za pół miliona złotych?

Przecież nie chodziło o pieniądze. Kiedyś siedziałem z Maćkiem Stuhrem w kawiarni, próbowaliśmy rozmawiać, ale co trzecia osoba podchodziła do niego z prośbą o autograf. Zrozumiałem, że tak się nie da żyć. Ja w każdym razie tak nie chcę.

Nie masz poczucia obowiązku, że pochodnię rozpoznawalności niesiesz dla całego pisarskiego świata?

Olga Tokarczuk ją niesie od chwili kiedy dostała Nobla. Jest najważniejszą polską pisarką. Miejsce najwybitniejszego zajmuje Wiesław Myśliwski. Ja mogę robić swoje. Nie muszę ustawiać się w żadnym rankingu. Wystarcza mi, że wynikają z mojej popularności tak sympatyczne propozycje promocyjne, jak bycie ambasadorem baru Lane's. Cieszy mnie to, bo lubię knajpy. Lubię też samochody, ale nie mógłbym reklamować motocykli, bo nie jeżdżę na motocyklu, ani dajmy na to wczasów all inclusive bo póki nie jeżdżę na wózku inwalidzkim na takie wakacje się nie wybieram.

Całość wywiadu ze Szczepanem Twardochem przeczytać można w nowym numerze ELLE MAN, który dostępny jest w kioskach, a także na naszej stronie internetowej, gdzie można zamówić go z dostawą do domu. Polecamy!