19 Stycznia

Pierwszy z sześciu dni paryskiego tygodnia mody upłynął pod znakiem rozgrzewki. Żaden z ośmiu pokazów nie był na tyle interesujący, aby wspominać o nich w ramach kolejnych dni tego wydarzenia. Ot trochę koloru, trochę klasyki, trochę swetrów, trochę spodni i to byłoby na tyle. Najlepiej tego dnia wypadła hiszpańska marka Oteyza, której najnowsze propozycje nie tylko były na tyle intrygujące, aby zapamiętać nazwę tego domu mody, ale również prezentacja ich odzieży była całkiem przyjemna dla oka. Na wyróżnienie zasługuje marka Rhude, lecz wyłącznie za samą stylizację ich pokazu, bo ubrania pozostały raczej w okresie bardzo ciepłej jesienni, niż nierzadko mroźnej zimy.

20 Stycznia

Drugi dzień zdecydowanie podwyższył poprzeczkę tym, których pokazy miały odbyć się w kolejnych dniach tygodnia mody. Praktycznie wszystkie prezentacje okazały się być niezwykle obfite w kreatywność, zarówno jeśli chodzi o same kolekcje, jak i formy ich przedstawienia. Jedynie Jonathan Anderson, czyli założyciel marki JW Anderson, postanowił nie stosować się do utartych schematów i po prostu opowiedzieć o swojej najnowszej kolekcji. Tym samym szansę na zabłyśnięcie dostali pozostali kreatorzy, od których pomysłów nie można było oderwać wzroku. Krótkometrażowy film marki KidSuper Studios, mini spektakl taneczny inspirowany „Procesem” Franza Kafki przygotowany przez LGN Louis-Gabriel Nouchi, równie taneczny, choć bliższy tiktokerskim wygibasom klip marki Études, czy czerwony dywan fikcyjnych nagród przyznawanych przez Angusa Chianga. Wracając jednak to mody, to zdecydowanym zwycięzcą tego dnia został KidSuper Studios, który jako jedyny przedstawił kolekcję, która rzeczywiście wpisuje się w znane ludzkości zimowe temperatury. Było kolorowo, zabawnie, bezsensu i ponad miarę – tak się właśnie powinno robić modę w XXI wieku. 

21 Stycznia

Trzeci dzień zgromadził pokazy najbardziej rozpoznawalnych projektantów, jak na przykład Rick Owen, Dries Van Noten, czyli Yohji Yamamoto. Modowo natomiast nie dorównał temu poprzedniemu, choć i tak nie obyło się bez atrakcji. Najbardziej spektakularnym show okazał się ten stworzony przez aktualnego projektanta męskiej linii Louis Vuitton, czyli Virgila Abloh. Feeria barw, choć z przewagą intensywnej zieleni, wzorów oraz eleganckiego krawiectwa, a w dodatku zilustrowane zostało to niezwykle intrygującą oprawą artystyczną, która tylko wyeksponowała wyjątkowość projektów przygotowanych przez Virgila oraz jego sztab. To drugi po KidSuper Studios pokaz, który zaprezentował realną zimową konfekcję, gdzie nie muszę się zastanawiać, czy aby w niej nie zamarznę. 

Równie ciekawie wypadł pokaz francuskiej marki Boramy Viguier, choć niewiele w nim można było zobaczyć samej mody. Yohji Yamamoto klasycznie zatopił się w czerni, zaś Rick Owens jak zwykle postawił na ekstrawaganckie kreacje, niekoniecznie wpisujące się w konsumenckie gusta. Co tyczy się belgijskiego mistrza Driesa Von Notena, ten proponuje nam w przyszłym roku nosić między innymi krótkie spodenki. Nie wiedziałem, że zimowa Antwerpia, skąd pochodzi Van Noten, jest na tyle ciepła, aby przyodziać się w coś tak odkrywającego skórę – człowiek uczy się cały życie. Issey Miyake natomiast wybronił się estetyką swojego pokazu, przy dość typowych, choć niezwykle eleganckich płaszczach oraz swetrach w kilku różnych kolorach. Pozostała stawka to potworki przeciętności, idąc za tytułem kolekcji przygotowanej przez Seana Suena, choć w gruncie rzeczy przyjemnych dla ludzkiego oka. 

Pierwsza połowa Menswear Paris Fashion Week za nami i trzeba przyznać, że nie jest źle. Pośród wielu standardowych i nieszczególnych propozycji, znalazło wiele się intrygujących i inspirujących. Na bardziej dogłębne wnioski przyjdzie jeszcze pora, ale nie da się ukryć, że z jednej strony męska moda nigdy nie była tak kolorowa, a z drugiej pozostająca w swej sztampowej i przewidywalnej formie. Wszystkie pokazy dostępne są na stronie paryskiego tygodnia mody pod poniższym adresem: https://parisfashionweek.fhcm.paris/en/calendar.