Elle: A Ty powiedziałeś kiedyś mamie ,,kocham”?
T.S. Mój kolega z akademika miał problemy z rodziną. Kiedyś nie wytrzymał i zwierzył się: patologie, nieszczęścia. Zrozumiałem, jakie mam szczęście. Zadzwoniłem do mamy. Od razu w nocy, bo musiałem jej to powiedzieć. „Dzięki, że jesteś, mamo!”. Ona przerażona, że coś się stało! To, że u nas nie mówiło się o miłości, nie znaczy, że jej nie było. Ja nigdy nie czułem jej braku.
Elle: Kobiety nie lubią, kiedy się nie wyznaje miłości. Nie miałeś nigdy przez to problemu?
T.S. Oczywiście, że mam, ciągle. Tym bardziej że moja dziewczyna pochodzi z domu, w którym ciągle wszyscy się przytulają i mówią sobie „kocham cię”.
Elle: Jak inaczej okazać kobiecie uczucie?
T.S. Czynami, troską, opieką, dbaniem o to, żeby było jej dobrze. Obserwuję ludzi. Wiem, co czują. Czy muszę z nimi o tym gadać? Wolę usiąść obok i być. Kamila właśnie skończyła szkołę teatralną w Krakowie i przeprowadza się do Warszawy. Za chwilę zamieszkamy tu razem. Jesteśmy totalnymi przeciwieństwami: ja żyję z dnia na dzień, ona wszystko musi zaplanować.
Elle: Długo z sobą jesteście?
T.S. Ponad cztery lata. Jestem długozwiązkowcem, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.
Elle: Naprawdę nigdy nie pociągały Cię krótkie, szybkie przygody z kobietami?
T.S. W seksie chyba to jest fajne, że się można poznawać i pracować nad dopasowaniem. Chwilowe przygody raczej to wykluczają. Ale nikogo nie potępiam. Ja tego po prostu nie potrzebuję. W szkole miałem opinię kobieciarza, zupełnie niezasłużoną. Wzięło się stąd, że nigdy nie zostawiałem dziewczyn samych w mieście, po każdej imprezie je odprowadzałem. No i rodziły się plotki.
Elle: Podobałeś się dziewczynom na studiach?
T.S. Jako nastolatek byłem brzydki. Blondynek z piegami, wstydziłem się ich. Nie zaliczałem się do fajnych chłopaków, z którymi chodzą fajne dziewczyny. Na mnie ewentualnie patrzyły te mniej fajne. Dopiero jak przyszedłem do szkoły teatralnej, coś się zmieniło. „Szuszu, jaki ty fajny, przystojny”. Nie umiałem przyjmować tych komplementów.