Choćby nie wiem jak, gotowania w karnawale się nie uniknie. Zwłaszcza że zamawianie cateringu jest zupełnie passé. Modne natomiast jest wspólne gotowanie. Bo nie dość, że to najlepsze wprowadzenie do dalszej imprezy, to jeszcze w obliczu drugiej fali kryzysu ekonomicznego najrozsądniejsze. Dlatego na rynku pojawia się mnóstwo magazynów kulinarnych. Profesjonalni szefowie kuchni ustępują miejsca kucharzom celebrytom w stylu Nigelli Lawson czy rodzimej Ewy Wachowicz.

Mało tego, na scenę wkraczają całkowici amatorzy. Kolejne odcinki programu „Ugotowani”, w którym pasjonaci gotowania przygotowują potrawy, ogląda prawie dwa miliony ludzi! A to niejedyny kulinarny show, który budzi emocje. Środy w redakcji ELLE oznaczają długie i wnikliwe debaty na temat ostatniego odcinka „Przepisu na życie”. Kolejne decyzje głównej bohaterki Anki są omawiane z taką samą gorliwością jak serwowane przez nią potrawy. Mało tego – Wydawnictwo Literackie właśnie wydało książkę kucharską fikcyjnego, serialowego kucharza Jerzego Knappe, którego gra Borys Szyc.

Gotowania można nauczyć się błyskawicznie. Najlepiej zacząć od najnowszej książki Jamiego Olivera „30 minut w kuchni”. Postępując krok po kroku zgodnie z zaleceniami brytyjskiego kucharza, po półgodzinie stawiasz na stole kompletny posiłek. Nic dziwnego, że brat mojej przyjaciółki jest uzależniony od tej książki. A jeszcze do niedawna nie potrafił ugotować ziemniaków.

APETYCZNA PANNA DAHL

Triumfy w kuchni święcą faceci. Ale dziewczyny nie ustępują im na krok. I to jakie dziewczyny! Jeśli wybierasz się po najnowszą książkę Jamiego, przy okazji zajrzyj do dzieła jego podopiecznej – Sophie Dahl. To ta modelka, która dziesięć lat temu wystąpiła nago w reklamie Opium. Sensację wzbudziła zarówno jej wyuzdana poza, jak i rozmiar – 42. Reklama szybko została zabroniona w Wielkiej Brytanii. Jednak wywołała tyle zamieszania, by skupić uwagę samego Micka Jaggera, z którym Dahl ponoć romansowała. Ostatecznie dinozaura rocka zamieniła na złotego chłopca jazzu. Jamie Cullum jest mężem Dahl od 2010 roku. A karierę modelki przekształciła w karierę pisarską i kucharską.

Program „Apetyczna panna Dahl” wyprodukowany przez BBC 2 (i pokazywany w naszej Kuchnia.tv) sprawił, że szybko zaczęto w niej dostrzegać konkurencję dla Nigelli Lawson. Wielkie oczy, zmysłowy głos i najbardziej erotyczny sposób jedzenia w historii publicznej telewizji. Wszystko się zgadza. Jednak przeurocza Sophie ma tylu zwolenników, co wrogów. Na czele tych ostatnich stoi dziennikarz Jan Moir, który po emisji pierwszego odcinka nie pozostawił na Dahl suchej nitki. Uznał, że jest tak obrzydliwie słodka i miła, że Nigella to przy niej diabeł wcielony. Stwierdził, że potrawy serwowane przez modelkę są banalne i brak jej podstawowych umiejętności. Jedno trzeba oddać – przyjemnie jest patrzeć na nią i jej potrawy. Dodajmy do tego doświadczenie dziennikarskie i historię o próbach zaakceptowania siebie i mamy bestseller.

Związek Sophie z jedzeniem nie należał do najłatwiejszych. Jej wahania wagi były tematem do rozmów na pięciu kontynentach. Dopiero po kilku latach uświadomiła sobie, że jedzenie to tylko… jedzenie. Kiedy zrozumiała, że to ona rządzi swoim ciałem, a nie na odwrót, reszta przyszła łatwo. Zmęczona ciągłym opowiadaniem o odchudzaniu postanowiła zamknąć sprawę raz na zawsze i wszystko opisać. Dobre pióro odziedziczyła po dziadku Roaldzie, autorze książek dla dzieci, m.in. smakowitej „Charlie i fabryka czekolady” (pamiętacie ekranizację z Johnnym Deppem?). Książkę „Apetyczna panna Dahl” można traktować jako zwykłą kolekcję przepisów i sielskich scenerii. Ale lepiej spojrzeć na nią jak na historię dziewczyny dochodzącej do samoakceptacji. Nie ma śladu po dawnej Sophie – imprezowiczce, prowokatorce, rozpustnicy. Szkoda, że nie dowiemy się z niej, jakie śniadania preferował Mick Jagger, ale książkę warto mieć. Chociażby dla przepisu na błyskawiczne krówki.

Eva Longoria ożywiła rodzinne przepisy babć i ciotek. (fot. GETTY IMAGES/FPM)

EVA NA POKUSZENIE

Większość z nas przygodę z gotowaniem zaczęła pod okiem mamy lub babci. Tak było z Sophie Dahl, tak też było z Evą Longorią. Seksowna aktorka swoją kulinarną fascynację zawdzięcza matce Elli i ciotce Elsie. Na ich ranczu w Teksasie kolację codziennie podawano o 18, choćby się waliło i paliło. A paliło się nieraz. Za pierwszym razem w ogniu stanęła patelnia, na której sześcioletnia Eva próbowała usmażyć jajka bez grama tłuszczu. Na szczęście niepowodzenia nie zniechęciły Longorii.

Ciotka Elsa, której aktorka zadedykowała swoją książkę „Kuchnia Evy. Gotowanie z miłością dla przyjaciół i rodziny”, była zawodową kucharką. Jej przepisy były bezpośrednią motywacją do napisania książki kucharskiej. A raczej brak przepisów. Aktorka wspomina Boże Narodzenie, podczas którego wraz z ciotkami przygotowywała tamales (liście kukurydzy nadziewane ciastem z masy kukurydzianej). Zazwyczaj robiła to Elsa, więc po jej śmierci nikt nie pamiętał proporcji. Poza Evą. Aktorka nie pozwoliła, by rodzinne przepisy odeszły w zapomnienie. Zwłaszcza że miała doświadczenie w pisaniu książek kucharskich. Bo w rodzinie Longorii panuje zwyczaj, że panna młoda w dniu ślubu dostaje książkę z przepisami wszystkich kobiet z familii. „Dzięki temu wchodzi w nowe życie uzbrojona w niezawodne sposoby na łagodzenie wszelkich bolączek”, tłumaczy Longoria. A gdy do tego dodamy dwie restauracje, prowadzone przez aktorkę w Las Vegas i Hollywood, książka kucharska była nieunikniona.

Ci, którzy nie wierzą w jej kulinarne umiejętności, powinni wybrać się do restauracji Beso. Tam przy odrobinie szczęścia zobaczą Longorię ubraną w jeden z fartuszków ze swojej pokaźnej kolekcji, z pasją rozgniatającą awokado na guacamole przy jednym z kuchennych blatów.

Eva w kuchni jest naprawdę gotowa na wszystko. Sieka, ubija, dusi. Ciężko wprawdzie uwierzyć, jakoby wielokrotnie przed wyjściem na czerwony dywan stała w kuchni w sukience Gucci i wyciągała z piekarnika kurczaka, by mieć pewność, że rodzina ma co jeść, gdy jej nie będzie. Ale takie stwierdzenie pada w „Kuchni Evy”. Następnym razem, oglądając jej zdjęcia, będę wypatrywać tłustych plam.

Gwyneth Paltrow została światową znawczynią zdrowej kuchni. (fot. WIREIMAGE/FPM)

NIEGOOPI POMYSŁ

Na YouTube jest sporo klipów z gotującą Longorią. A jeszcze więcej jest dowodów na kulinarny talent Gwyneth Paltrow. Najbardziej dobitny to jej książka „Córka mojego ojca”, czyli zbiór superzdrowych przepisów kuchni makrobiotycznej, którą Paltrow zainteresowała się podczas choroby taty. Próbując zachęcić go do zmiany nawyków, żywiła się wyłącznie organicznymi produktami z okolicznych upraw. Od tamtego czasu w jej menu królują orkisz, brązowy ryż i jarmuż. I chociaż zdrowe jedzenie nie zdołało uratować Bruce’a Paltrowa, to stało się przyczynkiem do nowej pasji jego córki. Gwyneth zaraża nią wszystkich. Włącznie z dziećmi. Zdaniem aktorki wspólne gotowanie bardzo pomaga budować więzi rodzinne, dlatego jej córka Apple i syn Moses nieustannie przesiadują z nią w kuchni.

Zanim „Córka mojego ojca” trafiła na półki, Gwyneth testowała swoje pomysły w internecie. Jej serwis Goop i newsletter działają od trzech lat i zawierają informacje z sześciu dziedzin: zrób, pojedź, kup, ugotuj, bądź i zobacz. Brzmi snobistycznie? Faktycznie, trochę tak jest. Wszechwiedza Paltrow może irytować. W popularnym talk show Ellen DeGeneres aktorka przyznała, że wkurza połowę Ameryki swoim śpiewaniem (za gościnny występ w „Glee” zgarnęła w ubiegłym roku nagrodę Emmy) i gotowaniem. Zachwyty nad właściwościami syropu z agawy i piecem drzewnym do pizzy, wybudowanym w ogródku gwiazdy, mogą być trudne do zniesienia. Ale jeśli pominąć te irytujące fragmenty, Paltrow napisała przyzwoitą książkę kucharską, odpowiednią i dla wegetarian, i mięsożerców. Pełną ciekawych przepisów i użytecznych wskazówek dopisywanych na marginesie. Czytając je, ma się wrażenie, że mamy w ręku zeszyt z przepisami koleżanki. Irytująco perfekcyjnej i trochę za bardzo zakręconej na punkcie organicznej żywności, ale jednak koleżanki. Która na dodatek potrafi gotować. Jeśli więc na wstępie założymy, że próba skompletowania zapasów według wskazówek aktorki niechybnie doprowadzi do bankructwa, czeka nas przyjemna wyprawa kulinarna dookoła świata.

Przeglądając kolejne blogi kulinarne (a jest ich w Polsce 2 tysiące), zastanawiam się, skąd ten pęd do gotowania? Chyba faktycznie chodzi o budowanie więzi, ale i o możliwość wyrażenia siebie. Bierzemy stare rodzinne przepisy, dopasowujemy je do naszej osobowości i preferencji. I jeśli kiedykolwiek uda nam się ugotować rosół lepszy od maminego i zachwycić znajomych na karnawałowej domówce, to znaczy, że osiągnęliśmy kulinarny szczyt.

TEKST: ALEKSANDRA KISIEL

ŹRÓDŁO: ELLE