Tak jak w świecie filmów, nauki i mody, tak i w kulinariach są wyrocznie. Moc Oscara lub Nobla w świecie smaku mają przewodniki Michelina, Gault & Millau i ranking The World’s 50 Best Restaurants. To one nadają ton i wskazują, co w kulinarnej modzie piszczy i co będzie rozpieszczać nasze podniebienia w nadchodzącym sezonie. Wróciłam właśnie z azjatyckiej premiery The World’s 50 Best, bez wątpienia najbardziej prestiżowego rankingu restauracji na świecie. W korowodzie limuzyn, pośród kapiących luksusem hoteli Makau, przewijały się najważniejsze postacie kulinarnej galaktyki. Ci, którzy dostali zaproszenia, pławili się w blasku chwały i światłach reflektorów. A na widok Gaggana, który czwarty raz z rzędu zdobył tytuł najlepszego szefa w Azji, tłumy piszczały niczym kiedyś gimnazjalistki pod plakatem Brada Pitta.I słusznie, bo Gaggan serwuje swoim gościom niezapomniany kulinarny show, pełny olśniewających kreacji podawanych przy akompaniamencie brawurowo dobranych, awangardowych win i głośnych rytmów rockowych hitów. Kolacja, którą u niego zjadłam, plasuje się na podium doznań kulinarnych ostatniego roku. A sposób jej podania ewidentnie wskazuje na to, że wszyscy, nawet najwięksi kulinarni konserwatyści, luzują krawaty i wprowadzają do swoich restauracji powiew świeżego powietrza. Dlaczego? Bo czują na plecach oddech nieformalnego i coraz bardziej zaskakującego w smaku street foodu. Nawet Michelin zaczął przyznawać osławione gwiazdki najciekawszym street foodom w Azji

Nic więc dziwnego, że widok dzikiej kolejki do ulicznej budki, w której odznaczona gwiazdką 75-letnia szalona kobieta w goglach smaży omlety z ostrygami, może doprowadzić do pasji gwiazdkowych restauratorów Europy. Tu krochmalą obrusy i rozbudowują piwniczki z winami, tam przy plastikowym stoliku popija się nagrodzone danie piwem z pobliskiego 7-Eleven. 

Ale jak można oprzeć się połączeniu czegoś pysznego, bezpretensjonalnego, a przy tym niedrogiego? Trudno.  Dlatego w przewodniku Gault & Millau wprowadzamy kategorię „Pop” – miejsc swobodnych, karmiących i -pojących pysznie. Znajdzie się tu miejsce dla warszawskich Pogromców Meatów, którzy w sezonie otwierają się też nad Wisłą, i Łowców Syren, wokół których kłębią się tłumy mruczących z rozkoszy wielbicieli ich rozpustnych kanapek. Gdańszczanie mają Neon. Nie sposób nie skusić się w nim na ultramodne bułeczki bao lub dania z woka płonącego żywym ogniem, których żar można ugasić orzeźwiającym mojito. Z kolei w Krakowie silną dietetyczną wolę można sprawdzić w Andrus Food Truck. Tylko po co, skoro tamtejsza maczanka jest sennym marzeniem każdej sybarytki? 

 

Bez dwóch zdań street food podobnie jak street fashion wyznacza obecnie trendy. A największe talenty kulinarne prowokuje do zmian.