FILM

“Sound of metal” reż. Darius Marder, M2 Films

Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego tytułu na otwarcie kin, po czasie, w którym zamiast X muzy królowała w nich cisza. Ta cisza jest także tematem debiutu fabularnego Dariusa Mardera, który wcześniej odpowiadał chociażby za scenariusz do "Drugiego oblicza" Cianfrance'a. Otrzymujemy tu opowieść o młodych ludziach, parze po przejściach, uzależnieniach, którzy posiadają dwa najcenniejsze powody do życia siebie i pasję, jaką jest muzyka metalowa, którą z pożądaniem uprawiają. Wszystko do czasu, w którym perkusista Ruben traci słuch. I jest to kino najwyższych lotów, zagrane na niuansach i najmniejszych gestach. Pozbawione ckliwej retoryki i efekciarskich chwytów. Kino, w którym króluje Riz Ahmed tworząc piekielnie czystą i uczciwą postać, za którą podąża się od samego początku nie odrywając wzroku. I jest to lekcja o tym jak trudno przyznać się nam do własnych słabości, jak wydaje się nam, że jesteśmy wolni. Te wolność może zapewnić nam tylko cisza. Cisza ratująca świat przed krzykiem. Cisza, która początkowa jest niepełnosprawnością, by na koniec być oczyszczeniem.

KSIAŻKA

„Minus 100 stopni" Art Davidson, Wydawnictwo Czarne

W zalewie książek około górskich, zimowych i wszystkich tych wydawanych na potęgę wspomnień z oblodzonych szczytów Wydawnictwo Czarne postanowiło przypomnieć książkę legendę. Co najmniej tak wielką i pasjonującą jak opisywany w niej szczyt McKinley, najwyższy szczyt Ameryki Północnej, położony w górach Alaska, wznoszący się 6194 metry nad poziomem morza. Książka Davidsona wydana po raz pierwszy jeszcze w 1970 roku potwierdza, ze choć wszystko dookoła się zmienia i technologie i możliwości zaskakują nas na każdym kroku to z naturą się nie wygra. Potwierdza to ta zachwycająca i nierzadko przerażająca opowieść o wyprawie po marzenia, które zamarzają wraz z tytułowymi gigantycznymi temperaturami. Marzenia, które znajdują się tam gdzie nie sięga wzrok ludzki. Opowieść ta napisana niezwykle surowo, bez wzruszeń, pominięć niewygodnych tematów i wprost o tym wszystkim co dzieje się z ludzkim ciałem i psychiką, gdy sięga niebosiężnego nieba. Załamania, zmęczenia, rywalizacja i wszystko to co wychodzi z nas, kiedy przekraczamy ludzkie granice wytrzymałości. I aż chce się w góry! 

WYSTAWA

„Ostrzej widzieć. Fotoreportaże „itd” 1960–1990”, Dom Spotkań z Historią w Warszawie

Warszawskie DSH inauguruje otwarcie kultury, wystawą zaplanowana na minioną jesień. To opowieść o piśmie „itd.". Pismo to poświęcone było kulturze oraz tematom społecznym i obyczajowym wydawane przez Zrzeszenie Studentów Polskich. Pomiędzy październikiem 1960 a majem 1990 roku ukazało się 1513 numerów – najpierw „itd. Ilustrowanego magazynu studenckiego”, potem „itd. Magazynu”, a na koniec „itd. Tygodnika studenckiego”. Ważną rolę odgrywała w nim szata graficzna, a zwłaszcza fotografia – w każdym bez wyjątku wydaniu publikowano fotoreportaż. Wystawa towarzyszy obchodom 60-lecia „itd” i zobaczymy na niej wybrane prace dwudziestu fotoreporterów. Wśród autorów zdjęć znalazły się nazwiska tych, którzy wywarli ogromny wpływ na polską powojenną fotografię prasową. Są to: Krzysztof Barański, Andrzej Baturo, Sławek Biegański, Dorota Bilska, Stanisław Ciok, Adam Hayder, Andrzej Kiełbowicz, Witold Kuliński, Jan Michlewski, Maciej Musiał, Anna Musiałówna, Sławomir Olzacki, Maciej Osiecki, Krzysztof Pawela, Włodzimierz Pniewski, Andrzej Polec, Janusz Sobolewski, Jacek Wcisło, Krzysztof Wojciewski i Krzysztof Wójcik. Zobaczymy także portrety Krzysztofa Gierałtowskiego. Tęsknię za minionym fotoreportażem!

MIEJSCE

Proste Chwile, Tylicz, ul. Puławskiego

To jest miejsce Proste chwile w Tyliczu, gdzieś na południu Polski w malowniczych i niezatłoczonych Beskidach. Miejsce, które chciałbym Wam polecić na ten jeszcze zimowy czas i możliwość podróżowania. Na ten zimowy plakacik. Miejsce z drewna utkane. Miejsce do budowania prostych wspomnień, takich na zawsze. Miejsce będące prostą, parterową bryłą, która z jednej strony jest szklaną ścianą przez którą wpada naturalne światło. To naturalne światło wpada też przez okna wkomponowane w sufit. I jest ciepło, miękko i intymnie. Słowo intymnie jest tu słowem kluczem, bowiem dom usytuowany jest na obrzeżach miasta. Do tego wszystkie dużo przestrzeni pozwalającej rodzinie na odpoczynek, w pełni wyposażona kuchnia, kominek i co najważniejsze brak telewizora. A Pani Ania, która stworzyła ten azyl jest przemiłym człowiekiem pozwalającym poczuć się jak u siebie. Dookoła malownicze góry (polecam wycieczkę szlakiem do schroniska nad Wierchomlą), lasy i zaspy, w które wpada się z przyjemnością. Polecam Wam Proste Chwile, bo można się tu zapomnieć. A przecież każdy ma ochotę na chwileczkę zapomnienia. Na miłosny czarujący zwischenruf!