To była chwila. 21-letnia Phoebe Plummer i 20-letnia Anna Holland wchodzą do National Gallery w Londynie, otwierają puszkę zupy i chlustają pomidorową w „Słoneczniki” Vincenta van Gogha. Na nagraniu, które w październiku 2022 roku pokazały chyba wszystkie telewizje i które błyskawicznie trafiło do mediów społecznościowych, słychać przerażone: „Oh, my God!”, ktoś wzywa ochronę. Różowowłosa Phoebe mówi: „Czy sztuka jest warta więcej niż życie? Więcej niż jedzenie? Więcej niż sprawiedliwość? Bardziej przejmujecie się ochroną obrazu niż planety i ludzi”.
Wkrótce pojawiają się dwa oświadczenia. Pierwsze z National Gallery – że obrazowi nic się nie stało, ochroniła go szyba. Drugie z organizacji Just Stop Oil – że happening był przeciwko wydobywaniu paliw kopalnych. I że planując akcję, wiedzieli, że obraz jest za szkłem. Internet wrze. „Idiotki, smarkule”, „Głupkowaty protest”, „Bezsensowna akcja” – to łagodniejsze komentarze. „Niszcząc kulturę, nie ratujesz natury! Jak się ma van Gogh do paliw kopalnych?”. Post na Instagramie ELLE wzbudza lawinę komentarzy. „Oblały zupą, ale protestują przeciwko głodowi. Czy tylko ja tego nie rozumiem?”, „Nie zawsze cel uświęca środki. Można inaczej i tak samo dobitnie, bez szkód”. Tylko jak? Ktoś proponuje edukacyjne filmiki na Tik-Toku. Ktoś inny przytomnie zauważa, że nie tak łatwo już się tam przebić. Że co van Gogh, to van Gogh.
O zgrozo, okazuje się, że to nie jednorazowy wyskok, bo dziewczyny z Just Stop Oil mają naśladowców. Akcja „warzywa kontra wielcy mistrzowie” nabiera rozmachu. „Siewca” Vincenta van Gogha, który wisi w Pałacu Bonapartego w Rzymie, obrywa zupą jarzynową, a purée ziemniaczane leci na „Stogi siana” Claude’a Moneta w Poczdamie. Aktywiści przyklejają się też do ścian obok obrazów lub do szyb, które chronią dzieła. Tak robią w przypadku „Wiosny” Botticellego we Florencji, kopii „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci w Londynie i „Dziewczyny z perłą” Johannesa Vermeera wystawianej w Hadze. Sprawcy tego ostatniego incydentu dostają dwa miesiące więzienia. A Phoebe Plummer i Anna Holland mają zarzut zniszczenia mienia. Dokładnie ramy.
Ale o co chodzi?
– Trudno mi sympatyzować z takimi akcjami. To są akty wandalizmu, wręcz ekoterroryzm – uważa Aleksander Hudzik, krytyk sztuki, któremu dewastacja sztuki kojarzy się ze skrajną prawicą i z religijnymi fanatykami. Wystarczy wspomnieć spalenie „Tęczy” na pl. Zbawiciela w Warszawie czy zniszczenie zabytkowych pomników Buddy przez talibów w Afganistanie. – Mam mieszane uczucia. Z jednej strony świetnie, że znowu mówi się o klimacie. Z drugiej takie działania są ryzykowne, niosą groźbę eskalacji. Dziś zupa, jutro kwas. Jaki będzie następny krok? Oblanie obrazu farbą, spalenie, zniszczenie, może jakieś inne ofiary? – pyta Stach Szabłowski, także krytyk sztuki i kurator. – Proszę wybaczyć, ale przekaz tej akcji nie jest dla mnie klarowny. Czy to apel, żeby postawić na zieloną energię produkowaną ze słoneczników? A może to chodzi o Ukrainę? I dlaczego wzięto na cel tak banalny, reprodukowany w milionach egzemplarzy obraz… – wzdycha Milada Ślizińska, wykładowczyni nowych mediów na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i kuratorka wystaw słynnych artystów, choćby Nan Goldin czy Mariny Abramović. – Od razu widzę nawiązanie do Andy’ego Warhola i jego zupy… – Ślizińska przywołuje cykl obrazów „Puszki z zupą firmy Campbell” z 1962 roku, głośne dzieło pop-artu. Nie ona jedna. Błyskawicznie pojawiają się memy, na których van Gogh wylewa olej słonecznikowy na obraz Warhola. Przyznam, że się śmiałam.
Czyli akcja to jeszcze jeden happening, z którego niewiele wynika? Ba! Który wręcz ośmiesza ideę walki o środowisko? A może przeciwnie – to skuteczny sposób, żeby zwrócić uwagę na ważny problem i wszcząć dyskusję? Mam mieszane uczucia. Trop podrzuca mi czytelniczka podpisująca się na Instagramie jako karolina_mankiewicz: „A jak sufrażystki wywalczyły prawa wyborcze dla kobiet? Demolowały ulice, aby ktoś zwrócił na nie uwagę”. Hmm… Nie tylko ulice.
Z tasakiem na Wenus
10 marca 1914 roku. Do tej samej National Gallery w Londynie wchodzi Mary Richardson. Jest sufrażystką, uchodzi za awanturnicę i skandalistkę – jak pewnie wszystkie ówczesne kobiety domagające się prawa głosu. W torbie ma tasak do mięsa, wtedy nikt nie sprawdza gości „na bramce”. Przez kilka godzin kręci się po galerii, w końcu podchodzi do obrazu „Wenus z lustrem” i rąbie dzieło Diego Velázqueza – siedem razy. Dlaczego wybiera akurat ten obraz? Czy z tego powodu, że Wenus jest naga, a zwiedzający mężczyźni pożerają wzrokiem jej ciało? Tak uważa prasa. W komentarzu Richardson pisze jednak, że kalecząc obraz najpiękniejszej kobiety w mitologii, chciała zaprotestować przeciwko niszczeniu innych pięknych kobiet – sufrażystek, zwłaszcza Emmeline Pankhurst, która trafiła do aresztu (ta też nie była potulną niewiastą, głosiła np., że „argument
w postaci rozbitej szyby to najcenniejszy argument w polityce”). Richardson ląduje za kratkami – za zniszczenie dzieła sztuki otrzymuje maksymalny wymiar kary, czyli pół roku więzienia.
Kilka lat później kobiety dostają prawa wyborcze – w Polsce w 1918 roku, w Wielkiej Brytanii dekadę później. Czy przyczynia się do tego również Mary z tasakiem? Czy powinnyśmy być jej wdzięczne? Jedno jest pewne – bez ostrza i kamieni w dłoniach nikt nie chciał nas słuchać. – Gdyby nie osoby, które dokonują różnego rodzaju symbolicznych protestów, nie mielibyśmy równouprawnienia kobiet, rasowego, a w Polsce demokracji. Te akty często wywoływały kontrowersje, wręcz gniew i nienawiść, ale to one doprowadzały do zmiany – mówi Paweł Szypulski, dyrektor Greenpeace Polska. Szybki przegląd najsłynniejszych ataków na sztukę dokonywanych w szczytnym celu. Cóż, nie wszystkie da się dziś obronić. W 1974 roku w proteście przeciwko wojnie w Wietnamie na obrazie „Guernica” Pabla Picassa młody Amerykanin pisze czerwonym sprayem „Kill lies all” (napis udaje się usunąć). W 1985 roku zostaje oblane kwasem siarkowym i pocięte nożem dzieło „Danae” Rembrandta wystawiane w Ermitażu w Leningradzie. Sprawca – uznany przez władze za niepoczytalnego – twierdził, że to protest przeciwko polityce Związku Radzieckiego (obrazu nie dało się uratować). W 2014 roku w niebezpieczeństwie znajduje się „Koliber”, najsłynniejszy rysunek Nazca w Peru. Aktywiści z Greenpeace’u wydeptują obok niego widoczny nawet z dużej wysokości napis „Czas na zmiany. Przyszłość jest odnawialna”. Gdy sypią się na nich gromy, że ślady stóp zniszczyły zabytkowy geoglif, Greenpeace reflektuje się: „Zachowaliśmy się w sposób bezdennie głupi i pusty”. Kolejne przykłady? Choćby te z kopenhaską Syrenką, którą co chwila ktoś bierze na cel. A to ubiera w muzułmańską burkę (protest przeciw przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej), a to oblewa czerwoną farbą („nie” dla połowu delfinów), a to obcina głowę.
Stek kłamstw
Paweł Szypulski z Greenpeace’u przyznaje, że dekapitacja Syrenki była dla niego przed laty wstrząsem. Ale rozumie, dlaczego została wybrana właśnie ta rzeźba, a także dlaczego Just Stop Oil obrało za cel „Słoneczniki”. Te dzieła to ikony. Swoiści celebryci, dla których ściągają do danego miasta miliony turystów i każda akcja z nimi przebije się do mediów. To trochę tak, jakby w dyskusję o węglu brunatnym z Bełchatowa wciągnąć Kim Kardashian. Do tego dochodzi jeszcze miejsce wydarzeń. Dzieło celebrytę łatwo zlokalizować. Trudniej dostrzec, jak kawałek po kawałku ginie przyroda. – Dlatego sama akcja, o ile nie ucierpią obrazy, nie jest taka głupia – mówi Stach Szabłowski, krytyk sztuki. – „Do diabła z kulturą, ratujmy naturę!” – ważne, by ludzie zrozumieli to przesłanie.
Podobnie jak celebryci-dzieła sztuki działają celebryci-ludzie. Przyciągają uwagę, nawet gdy tego akurat nie chcą. Kilka dni po akcji z pomidorówką do restauracji Gordona Ramsaya, najsłynniejszego kucharza Wielkiej Brytanii i gwiazdy programu „MasterChef”, wchodzi 14 aktywistów. Siadają przy stolikach, przyglądają się karcie. W menu dania zaczynają się od 155 funtów (około 800 złotych) – w końcu restauracja w Chelsea może pochwalić się trzema gwiazdkami Michelina i serwuje najlepsze cielęce steki w Londynie. Aktywiści wyciągają jednak własne „menu degustacyjne” z dokładnym wyliczeniem kosztów środowiskowych każdego dania i szczególnym uwzględnieniem mięsa. Odczytują je na głos. Goście odkładają sztućce, kelnerzy wzywają policję. Ta dochodzi do wniosku, że nie ma powodów do zatrzymań. Rzecznik restauracji grzmi, że aktywiści „zabrali pracownikom dniówkę, a gościom, którzy czekali na stolik miesiącami, zrujnowali wieczór”. Ech, losie…
Sztuka, która cię oszuka
Dyrektor Greenpeace’u jeszcze niedawno sam zawodowo zajmował się sztuką, był kuratorem. Pytam, co by zrobił, gdyby to obraz na jego wystawie został zaatakowany. – W pierwszym odruchu oczywiście sprawdziłbym, czy zupa nie przedostała się za szybę. Ale mam nadzieję, że przyszłaby także inna refleksja. Zastanowiłbym się, czy moja wystawa nie jest PR-ową przykrywką dla największych niszczycieli środowiska – mówi Paweł Szypulski. – Czy nie odbywa się tzw. artwashing, czyli wybielanie wizerunku za pomocą sztuki. Wiele galerii, także tych w Polsce, jest przecież sponsorowanych przez paliwowych gigantów – dodaje. Zaskoczona, sprawdzam na stronach instytucji kultury. I rzeczywiście – benzyna i węgiel zaskakująco często łączą się z farbami czy dźwiękami orkiestr.
– Sami artyści są przeciwni niszczeniu planety, ale już rynek sztuki taki niewinny nie jest. Wystarczy się przyjrzeć, jak działają targi, choćby ile obrazów jest transportowanych drogą powietrzną – Mediolan, Hongkong, Nowy Jork… – wylicza Aleksander Hudzik. Sztuka od wieków jest narzędziem w rękach bogatych ludzi. – Warto patrzeć im na te ręce, bo często ich inwestycje mają odwrócić uwagę od tego, co robią. To nie tylko zanieczyszczanie środowiska, lecz także np. handel substancjami uzależniającymi. Przykład? Rodzina Sacklerów (właścicieli koncernu farmaceutycznego Purdue Pharma), która zasiada w kapitule Museum of Modern Art w Nowym Jorku i przeciwko której protestowała fotografka Nan Goldin.
Wybryki w słusznej sprawie
To, co jednych bawi, innych oburza. To, co dla jednych jest rażącym naruszeniem prawa, dla innych – obywatelskim nieposłuszeństwem. – Dla niszczycieli klimatu najwygodniej by było, gdybyśmy zostawili ich w spokoju, nie pytali o nic, wierzyli w obietnice. Dzięki ludziom z Just Stop Oil temat wrócił do głównego nurtu, znowu dyskutuje się o energii odnawialnej. Pojedyncze akcje wyglądają na wybryki, ale wzmacniają się i sumują. Dzięki tysiącom zwykłych osób, którym planeta nie jest obojętna, polityka klimatyczna się zmienia – uważa Szypulski. Technik walki, tak jak technik ekspresji artystycznej, jest mnóstwo. W tej palecie znajduje się i samotne protestowanie pod parlamentem, i blokowanie statków z ropą, i przywiązywanie się łańcuchami do drzew – jak to działo się w Puszczy Białowieskiej – i happeningi z „menu degustacyjnym” czy zupą pomidorową w Londynie. A także odważne i publiczne mówienie, że na coś się nie zgadzamy. Pytanie – co wybierzemy?
Tekst: Anita Czech