Słowiańska pielęgnacja - bania, czyli ziołowa sauna

Bania to jeden z najstarszych rytuałów słowiańskich, sięgający nawet czasów starożytnych. Tym mianem określano łaźnie w postaci ziemianki znajdującej się za domem. Nasi przodkowie dokonywali w niej wszelkich zabiegów kosmetycznych i leczniczych. Legendarna bania funkcjonowała na zasadzie gorącej sauny parowej, a jej działanie wzmacniały znajdujące się w środku wiązki ziół. W trakcie kuracji chłostano ciało brzozowymi witkami, aby wypędzić z siebie "złego ducha". Po wszystkim oblewano się zimną wodą i ponownie powtarzano cały proces. Już wtedy wierzono, że taka terapia wypaca wszystkie toksyny. Słowianie doskonale znali przyrodę otaczającą ich na co dzień. Brzoza była dla nich świętym drzewem, które w swojej korze, listkach i soku zawiera substancje odmładzające oraz uzdrawiające człowieka. Wierzono, że w wysokiej temperaturze te składniki łatwiej przenikają do ciała, przez rozszerzone pory. Tym sposobem przodkowie hartowali swój organizm, nie mówiąc o zbawiennych korzyściach dla skóry.

Słowiańska pielęgnacja - maski z jajek i nabiału

Słowianki dbały o twarz w delikatny sposób. Swoje tajniki urody przekazywały z babki na matkę, z matki na córkę. Podstawą ich pozbawionej kosmetyków pielęgnacji było regularne oklepywanie twarzy, dzięki któremu cera stawała się odświeżona i sprężysta. Delikatne masowanie opuszkami palców czoła, twarzy czy dekoltu poprawiało krążenie w tych miejscach, czego efektem był zdrowy rumieniec. Nawilżenie skóry po takim zabiegu wzmacniano naturalnymi maseczkami, jakich składniki zbierano w gospodarstwie. Mowa o nabiale, jajkach lub naparach z ziół. Masło czy smalec stosowano, aby nawilżyć całe ciało i pozbyć się suchych, zrogowaciałych miejsc. Do mycia włosów używano żółtek jajek, znanych z tego, że świetnie oczyszczają skalp oraz wzmacniają łuskę włosa aż po końcówki. Maseczki na cerę robiono z kwaśnej śmietany, która dzięki kwasowi mlekowemu działa na skórę antybakteryjnie, odżywia ją, a także pomaga zwalczyć trądzik.

Słowiańska pielęgnacja - zdrawica, czyli słowiańskie SPA

Często zachwycamy się indyjską ajurwedą lub kosmetykami z drugiego końca świata. Chętnie sięgamy po egzotyczne zioła i zapominamy o tym, co swojskie. Tak, jakby natura w Europie Wschodniej nie dawała nam powodów do dumy. Tymczasem nasi przodkowie opracowali rytuał urodowo-zdrowotny, który może konkurować z azjatycką pielęgnacją. Jest nim starosłowiańska zdrawica, oparta na relacji człowiek-Matka Ziemia. Według niej podstawą zdrowia i piękna jest odwieczny kontakt z naturą. Bazą każdej kuracji był niegdyś miód pitny, od wieków stosowany w medycynie ludowej. Rytuał zdrawicy składał się z kilku etapów. Pierwszym z nich była odprężająca kąpiel stóp, wprowadzająca całe ciało w relaks. Następnie wchodziło się do bani, gdzie skóra została poddana ciepłej parze oraz esencji ziół. Kolejny krok stanowił masaż podgrzanym miodem pitnym, który docierał do głębszych warstw skóry przez otwarte pory. Wierzono, że ten sposób oczyszcza skórę i usuwa toksyny z całego organizmu. Poprawia przepływ limfy, rozluźnia mięśnie oraz czyni człowieka nowo narodzonym. Podczas urodowych zabiegów zdrawicy stosowano dziko rosnące rośliny. Pośród nich znajdowała się dobrze znana mięta, melisa, lawenda, lipa, babka, jałowiec czy sosna. Ta piękna słowiańska technika leczenia z pewnością dogłębnie łączy z korzeniami. Nic, tylko zanurzyć się w darach pochodzących z rodzimych lasów.

Słowiańska pielęgnacja - włosy zaplecione w warkocze

We włosowym świecie panuje przekonanie, że warkocze wspomagają porost włosów. Nasze prababki z pewnością zgodziłyby się z tą tezą. Chociaż zaplecione włosy w żaden sposób nie pobudzają cebulek i nie powodują większego przyrostu, na pewno chronią łuskę przed uszkodzeniami. Słowianki chodziły w warkoczach cały czas, robiąc tę fryzurę szczególnie przed snem. Dzięki temu na ich głowach zawsze panował ład, a włosy wyglądały na gładkie i zdrowe. Do tej naturalnej pielęgnacji dochodziły płukanki oraz wcierki z ziół, które najczęściej robiono z pokrzywy. Ta roślina już w czasach słowiańskim była sekretem mocnych, długich włosów, lśniących po każdym umyciu. Gruby warkocz był niegdyś oznaką płodności i kobiecości. Na podstawie włosów określano wewnętrzne zdrowie lub stabilność psychiczną. Uważano, że cienkie, rzadkie włosy oznaczają chwiejną osobowość, która często się martwi i zaniedbuje swojego wewnętrznego ducha. Nawet dzisiaj możemy temu przytaknąć - w końcu najwięcej włosowych problemów wywołuje ciągły stres. 

Słowiańska pielęgnacja - kiszonki i poziomki na idealną cerę  

Wiele z nas zaczyna dzień od szklanki wody z cytryną, a wieczorem kończy go na serum z witaminą C. Wiemy, że ten składnik działa odmładzająco i bardzo chętnie karmimy nim skórę. Chociaż Słowianki nie znały cytrusów, miały swój odpowiednik na ten cud natury. Karmiły swoje ciało kiszonkami, które były nieodłącznym elementem ich diety. Taki eliksir, jak sok z kapusty, ma w sobie od groma witaminy C, kwas foliowy czy probiotyki wspomagające przemianę materii. Dziś znów warto po niego sięgnąć i zawsze mieć w lodówce kiszone ogórki. Co ciekawe, w słowiańskiej pielęgnacji używano też poziomek zebranych w lesie. Kobiety robiły z nich papkę, którą następnie nakładały na skórę, aby rozjaśnić swoją cerę i pozbyć się zaczerwienienia od słońca. Bliski kontakt z naturą dawał im wiedzę, z jakiej dziś korzystamy po latach wielu badań. To niezwykłe, jak bardzo połączenie z przyrodą wyostrza intuicję oraz przynosi ulgę dla ciała.

Słowiańskie sposoby na zdrowie >>