Post od dawien dawna uznawany jest za sposób na oczyszczenie organizmu i polepszenie samopoczucia. Ale co ty na to, aby przegłodzić swoją… skórę? Założenie wydaje się trafne i szczególnie potrzebne w erze post-korean beauty. Azjatki rozpętały prawdziwą rewolucję w naszych kosmetyczkach – za ich sprawą zaczęłyśmy traktować pielęgnację jak wielostopniowy rytuał, z nakładaniem kolejnych produktów warstwa po warstwie. Przyznajmy jednak, że dla większości z nas nie był to żaden przełom. Pryszcze jak były, tak są. Sucha skóra jak była, tak jest. A w portfelu coraz mniej.

Skoro rozbudowana pielęgnacja nie działa, to może sprawdzi się koncepcja ze zgoła przeciwnego bieguna?

Skin fasting – na czym to polega?

Idea postu dla skóry została spopularyzowana przez japońską markę Mirai Clinical, której motto brzmi „less is more”. Według azjatyckiego brandu, skin fasting ma na celu „wzmocnić naturalną barierę ochronną skóry, która została osłabiona przez jej nadmierne odżywianie”, a ma się to stać dzięki „normalizacji wydzielania sebum i wsparciu naturalnych mechanizmów regeneracyjnych”. Tyle z teorii. W praktyce skin fasting sprowadza się do rezygnacji z używania kosmetyków, które tak naprawdę są niepotrzebne, a mogą nadmiernie obciążać skórę – dotyczy to olejków, serum, masek i ciężkich podkładów. Mirai Clinical zaleca, by w czasie postu dla cery nie używać też kremu nawilżającego na noc, co ma pomóc skórze odzyskać naturalną harmonię w trakcie snu. Możesz za to stosować delikatny żel myjący i lekki krem na dzień pozbawiony olejów i parafiny. Jeśli trudno ci zrezygnować z makijażu, dozwolony jest lekki podkład mineralny, który nie zatyka porów i pozwala skórze oddychać w ciągu dnia, np. Annabelle Minerals.

To plan minimum. Niektórzy jednak idą dalej, i post dla skóry traktują dosłownie – jako całkowite zaprzestanie używania jakichkolwiek kosmetyków do twarzy przez okres co najmniej dwóch tygodni. Dokładnie takie zadanie postawiła przed sobą Nerisha Penrose, redaktorka ELLE.com, która ekstremalny post przeprowadziła na własnej skórze. Co z niego wynikło?

Skin fasting – obietnice vs. efekty

Autorzy idei skin fasting obiecują, że skóra, na którą przestaniesz nakładać warstwy kosmetyków, powinna sama się wyregulować: sucha zacznie produkować więcej naturalnego sebum, które w optymalny sposób będzie ją nawilżać, a tłusta przestanie się świecić i stanie się normalna. Dzięki ograniczeniu łojotoku, powinny ustąpić zmiany trądzikowe i podrażnienia. Suche skórki i zaczerwienienia także powinny odejść do przeszłości.

W przypadku Nerishy Penrose, która stosowała post dla skóry przez 14 dni, ten scenariusz się nie sprawdził. W pierwszym tygodniu redaktorka amerykańskiego ELLE musiała stawić czoła sporemu wysypowi niedoskonałości. Oprócz tego zaczęło jej doskwierać przesuszenie i miejscowe łuszczenie się skóry. Początkowo myślała, że to przejściowy objaw i reakcja na całkowite odstawienie kosmetyków, jednak zły stan skóry utrzymywał się także w drugim tygodniu eksperymentu. „Suchość i podrażnienie wciąż trwało, a obok wysypu z poprzedniego tygodnia pojawiła się nowa porcja niedoskonałości. Byłam o krok od przerwania postu i umówienia się do kosmetyczki”. Nerisha ostatecznie wytrzymała do końca, jednak jej skórze sporo czasu zajął powrót do dawnego stanu.

Przyznaj, że po przeczytaniu tej historii straciłaś ochotę na eksperymentowanie ze swoją skórą? Może cię więc zaskoczyć, co na temat skin fasting mają do powiedzenia specjaliści.

Skin fasting – okiem dermatologa

Okazuje się, że lekarze wcale nie skreślają zupełnie kosmetycznego detoksu. „Ograniczenie skomplikowanych rytuałów pielęgnacyjnych i kosmetyków może być nie tylko wyzwalające, ale także zdrowe dla skóry” – mówi dr Whitney Bowe, nowojorska dermatolożka i autorka książki „The Beauty of Dirty Skin”. Kluczowe jest tu jednak słowo „ograniczenie”, bo doktor Bowe nie namawia do całkowitej rezygnacji z produktów pielęgnacyjnych, lecz do stosowania swoistej „diety kosmetycznej”. Polegałaby ona na zmniejszeniu liczby używanych codziennie preparatów. „Myślę, że przejście na całkowity post nie jest konieczne. Ale jeśli czujesz presję stosowania dodatkowych kroków w swojej pielęgnacji, a nie jesteś pewna, czy dany produkt faktycznie służy twojej cerze, to dobra okazja by przemyśleć swoją codzienną rutynę. Zalecam ograniczenie kosmetyków tylko do tych produktów, których naprawdę potrzebuje twoja skóra i których działanie się uzupełnia, a nie dubluje” – tłumaczy specjalistka. I doradza, by w ramach własnego postu dla cery przez jakiś czas stosować tylko 3-4 podstawowe kosmetyki, a potem stopniowo wprowadzać po jednym, dodatkowym produkcie i obserwować, jak reaguje skóra. Jeśli zauważysz poprawę jej kondycji to znak, że preparat ci służy.

Czytaj też:

Minimalistyczna pielęgnacja, czyli co wyrzucić z kosmetyczki, żeby cera odzyskała równowagę >>>

Bezkremowe noce - sposób na idealną cerę? Efekty pielęgnacji bez kremu >>>