Górecki na weekend – MUZYKA: „It's Christmas!" Jonas Kaufmann, Sony Music Entertainment

Jonasa Kaufamnna polecam regularnie, ale w końcu to największy tenor wśród występujących obecnie na wszystkich ważniejszych scenach operowych świata. Tym razem porzuca klasycznych mistrzów i proponuje nam niebanalną i nieoczywistą podróż po Świętach Bożego Narodzenia. Dlaczego nieoczywistą? Dlatego, że prócz kilku amerykańskich standardów mamy tu wybór najpiękniejszych kolęd i bożonarodzeniowych pieśni z całego świata.

Mamy tu chociażby niektóre dialekty austriackie („Es Wird Scho Glei Dumpa” i „Im Woid Is So Staad”), a także łacinę makarońską („In Dulci Jubilo”) i francuski („Entre le Boeuf et l'Ane Gris”). W tej magicznej podróży do świątecznej krainy marzeń towarzyszy mu grupa wspaniałych instrumentalistów oraz doskonałe chóry z Salzburga, a wszystko pod dyrygenturą Jochena Riedera. I warto zanurzyć się w tych chociażby niemieckich klasykach świątecznych z XIX wieku, które znacznie lepiej wybrzmiewają i pasują do Kaufmanna, niż nieco nieudane śpiewanie falsetem popowego klasyka Mariah Carey: „All I want for Christmas is You". 

Górecki na weekend – FILM: „Psie Pazury" reż. Jane Campion, Netflix

To jest film "Psie Pazury" Jane Campion (Netflix), pierwszy od ponad dziesięciu lat film autorki wybitnego "Fortepianu". Reżyserka na warsztat wzięła powieść Thomasa Savage'a, w której opowiada o dwóch braciach (George i Phill), właścicielach dużego rancza w Montanie, którzy stają przeciwko sobie, gdy jeden z nich żeni się potajemnie z miejscową wdową. Ta zaś wprowadza się w majątek męża ze swoim synem, który dla samotnego Phila jest obiektem do znęcania i upokorzeń, które są przykrywką do ukrytych fascynacji i pożądania młodego chłopca. I jest to kino rzemieślnika, który precyzyjnie garbuje skórę, chowając pod nią wszystko to co uwiera bohaterów. W słońcu, ta skóra prezentuje się idealnie, błyszczy, imponuje, może nawet lekko podnieca. Ale kiedy przejedziemy po niej dłonią wymacamy guzki, które zdradzą pozorną pewność siebie bohaterów. Trochę tak jakby mistrz westernu John Ford, spotkał się z Pier Paolo Pasolinim. Tu klasyczne myślenie o kinie, balladzie o kowboju i Dzikim Zachodzie spotyka się z uwodzicielską poezją.

Dalej to filmowe studium na temat tego, co to znaczy być „mężczyzną”. Próba obalenia stereotypów, konwencji, próba złamania oczekiwań, wykreowanych figur, bohaterów, którzy w samo południe jak Gary Cooper nie mogą mieć chwili słabości. To opowieść o skrywanych perwersyjnych fantazjach, potrzebie bliskości, cielesności, potrzebie miłości. Eksploracja męskiego ego, która zamienia się w toksyczną, niebezpieczną męskość. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie obsada, cała czwórka uwikłana w zabójcze lasso wspina się na wyżyny. Benedict Cumberbatch i Kodi Smit-McPhee są magnetyczni. To przedstawiciele dwóch światów, tego pozamykanego, pełnego strachu i tego który z ciekawością spogląda na swoją tożsamość. Cumberbatch tworzy tu rolę życia, w której fascynuje szczególnie w solowych scenach, kiedy samotność i potrzeba upragnionej bliskości przebija przez nabudowane mury. Do tego najlepszy występ Kirsten Dunst od czasów "Melancholii" Von Triera. "Tajemnica Brokeback Mountain" przy tym filmie to był szkolny romans. Wspaniałe kino, będące powolnym spalaniem bohaterów, przerwanych objęć, które Jane Campion z opanowaniem i dojrzałością maluje na  filmowym płótnie.

Górecki na weekend – OPERA: „La Boheme" reż. Barbara Wysocka, Teatr Wielki Opera Narodowa

"La Boheme" to opera Giacomo Pucciniego, jedna z najsłynniejszych i najczęściej granych oper wszech czasów, pod względem popularności ustępuje jedynie "Don Giovanniemu" Mozarta i "Traviacie" Verdiego. "Cyganerię" na podstawie powieści Henriego Murgera z powodzeniem na deski Teatru Wielkiego Opery Narodowej przeniosła Barbara Wysocka, reżyserka chociażby fantastycznej, przebojowej "Toski". Pierwotnie akcja rozgrywa się w Paryżu około 1830 roku. To obraz z życia francuskiej cyganerii artystycznej w epoce balzakowskiej. Głównymi bohaterami są hafciarka Mimì i grupa znajomych artystów. W interpretacji Wysockiej nie ma rewolucji na scenie, reżyserka stara się połączyć klasycznymi środkami opowieść jak najbardziej współczesną, uniwersalną, która jest czytelna dziś w czasach pandemicznych, w których mocno zarysowują się klasy społeczne, podziały, jaki wtedy w XIX wieku Paryża.

Pucciniego odczytuje w iście musicalowym wydaniu, wprowadza zsynchronizowaną choreografię, kilka gagów aktorskich (bitwa na bagietki). Sprawnie podtrzymuję tempo i dramaturgię, na przemian zachwyca, wzrusza i bawi widza. Kiedy trzeba przymyka oko, cytuję kino, jak w scenie z pojawiającą Musettą (świetna, bawiąca się konwencją Aleksandra Orłowska-Jabłońska) która niczym Anita Ekberg w "Słodkim życiu" Federico Felliniego, w wielkim, białym futrze rozprasza swoją charyzmą i seksapilem całe nocne miasto. Imponuje po raz kolejny scenografia Barbary Hanickiej, choreografia Tomasza Wygody, przygotowanie chóru dziecięcego, ale przede wszystkim odtwórcy głównych ról David Giusti i Adriana Ferfecka. Takiego popisu wokalnego dawno nie było na deskach Opery Narodowej. Ich kochankowie to ostatnie tchnienie prawdziwych uczuć, miłości, oddania się drugiemu człowiekowi, w świecie w którym jak pokazuje Wysocka nawet śmierć jest cicha, anonimowa, niemal niezauważalna przez innych. I dzisiejsza "Cyganeria" jest właśnie obrazem o milczeniu, zbiorowym milczeniu społeczeństwa, które odwraca się od człowieczeństwa czy to w zderzeniu z sytuacją na granicy, sytuacją kobiet w kraju czy pandemią, o której większość już zapomniała. Opowieść o świecie, który już nie powróci, tak jak ostatni kochankowie.

Górecki na weekend – PRODUKT: Oribe 

W tym tygodniu kolejna porcja pomysłów nie tylko na weekend, ale i święta czy prezenty. W zeszłym tygodniu był zapach, teraz czas na pielęgnację włosów i tu zdecydowanie zarówno produkty dla mężczyzn jak i kobiet prestiżowej marki Oribe, dostępne również na polskim rynku. Nazwa marki wywodzi się od założyciel, kubańskiego fryzjera, który w drugiej połowie ubiegłego wieku zdobył sławę w Stanach Zjednoczonych.

W 1987 roku Oribe założył swój pierwszy salon w Upper West Side w Nowym Jorku.W 1990 roku otworzył salon na 10. piętrze salonu Elizabeth Arden na Piątej Alei w Nowym Jorku, po tym jak został wprowadzony do firmy kosmetycznej przez modelkę Vendelę. To było trampoliną do wielkiego świata mody i supermodelek lat 90. Włosy modelek w stylu Oribe były na pokazach dla domów mody, takich jak Versace, Calvin Klein i Chanel, prezentowane przez chociażby Lindę Evangelistę i Cindy Crawford. Tym co wyróżnia produkty Oribe oprócz jakości i uzależniającego zapachu (formuła została specjalnie zaprojektowana przez francuski Dom Perfumeryjny) to wygląd, eleganckich, dizajnerskich tubek i buteleczek, które wyglądają jak flakony perfum. Tu luksus jest wpisany w DNA marki, ale ten luksus to nic innego, jak po prostu najlepiej zadbane i zdrowe włosy.