Wbrew pozorom pandemia koronawirusa nie ma wpływu na czas, w którym projekt obywatelski Kai Godek trafia do porządku obrad Sejmu. Inicjatywa "Zatrzymaj aborcję" została przedłożona komisji sejmowej już w 2017 roku, po czym utknęła w sejmowej szufladzie - tzw. "zamrażarce".  Tego typu projekty zgodnie z prawem nie przepadają jednak w niebycie, tylko czekają na rozpatrzenie przez Sejm kolejnej kadencji. W listopadzie 2019 roku miało miejsce pierwsze posiedzenie Sejmu, od którego zaczęło się odliczanie przepisowych 6 miesięcy na zajęcie sie wszystkimi projektami obywatelskimi czekającymi na odczytanie. Pół roku mija 12 maja, więc projekt "Zatrzymaj aborcję" zgodnie z prawem trafia do  pierwszego czytania właśnie teraz.  To nie zmienia faktu, że kwarantanna utrudnia protest i Strajk Kobiet przeniósł się niemal w stu procentach do internetu i mediów społecznościowych. Ale w geście jedności wczoraj okolice Ronda Romana Dmowskiego w Warszawie okupowali kierowcy z plakatami, transparentami i włączonymi klaksonami. Po to, żeby głos kobiet domagających się decydowania o swoich prawach, było słychać. Protest zarejestrował operator Rafał Niedzielski

Przeciwko czemu protestujemy? 

Projekt "Zatrzymaj aborcję" zakłada wprowadzenie całkowitego zakazu aborcji w przypadku ciężkich i letalnych wad płodu. Usunięty miałby zostać fragment o tym, że przerwanie ciąży może być dokonane, w przypadku gdy: 

Badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.

Projekt Kai Godek nie zakłada natomiast zmian w pozostałych podstawowych założeniach tzw. kompromisu z 1993 roku. Prawo do aborcji w wyniku zagrożenia życia matki czy ciąży w wyniku gwałtu miałoby według projektu zostać zachowane.