Billy Bob Thornton w „To właśnie miłość”

„To właśnie miłość” jest jedną z najpopularniejszych komedii romantycznych. W filmie zagrało wielu znanych aktorów, ale chyba najciekawszą decyzją było zatrudnienie Billy’ego Bob Thorntona do roli prezydenta USA. Thornton to aktor, który wyjątkowo dobrze radzi sobie w odgrywaniu postaci negatywnych i złośliwych. Prezydenta, którego gra w tym obrazie, na pewno nie możemy uznać za sympatycznego. To facet, który ma zadatki na seksualnego predatora. I Thornton pasuje jak ulał.

Peter Sellers w „Doktor Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę”

Peter Sellers zagrał kilka ról w znakomitym filmie Stanleya Kubricka, ale szczególnie zabawnie wypada jako prezydent Merkin Muffley. Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że jest on wyjątkowo nieudolny w swoich działaniach. Nie udaje mu się zaradzić konfliktowi i tym samym spisuje świat na zagładę. Satyryczne spojrzenie na prezydenturę.

Michael Douglas w „Prezydent – Miłość w Białym Domu”

Douglas to aktor, który przynajmniej raz w swojej karierze musiał zagrać prezydenta. W lekkim dramacie napisanym przez Aarona Sorkina (twórca serialu „The West Wing”) widzimy prezydenta od bardziej prywatnej strony. Zdobywca Oscara jest rzecz jasna mocno wiarygodny w swojej roli – ma odpowiedni wygląd i osobowość, by oddać najpotężniejszego człowieka na Ziemi.

Bill Pullman w „Dzień Niepodległości”

„Dzień Niepodległości” to jeden z klasyków kina katastroficznego. Bill Pullman sportretował w nim prezydenta Thomasa J. Whitmore’a, któremu przypadło wyjątkowo ciężkie zadanie uratowania świata przed najeźdźcami z kosmosu. Aktor wypadł tak przekonywająco w swojej roli, że wierzymy w każde jego słowo. A przemowa do żołnierzy to jeden z najbardziej ikonicznych momentów filmowych lat 90.

Harrison Ford w „Air Force One”

Lata 90. to był znakomity czas na granie prezydentów. W tym filmie Ford przedstawia najważniejszą osobę Stanów Zjednoczonych jako prawdziwego twardziela, który gdy trzeba walczy z terrorystami na pokładzie swojego samolotu. Jest coś uroczego w próbie uczynienia prezydenta bohaterem kina akcji. Już sama charyzma Forda sprawia, że jego prezydent to ktoś, na kogo oddalibyśmy swój głos.

Daniel Day-Lewis w „Lincoln”

Powyższe postacie są fikcyjne. W przypadku tego filmu Stevena Spielberga mamy do czynienia z prawdziwą personą – Abrahamem Lincolnem. Wcielenie się w jednego z najbardziej znanych prezydentów USA to wyjątkowo ciężkie zadanie, ale jeśli ktoś miał mu podołać, to Daniel Day-Lewis. Jego kreacja to mistrzostwo świata – często ma się wrażenie, że równie dobrze to Lincoln mógł wstać z grobu i zagrać samego siebie.

Anthony Hopkins w „Nixon”

Hopkins w ogóle nie przypomina z wyglądu Richarda Nixona, ale nie ma to większego znaczenia, bowiem aktor w jakiś sposób odnalazł drogę do swojej postaci. Brytyjczyk umiejętnie odtworzył na ekranie ego i wyniszczającą ambicję prezydenta, który musiał zrezygnować ze swojego urzędu po aferze Watergate. Film Olivera Stone’a to zresztą dobre kino polityczne, więc warto nadrobić zaległość, jeśli jeszcze go nie widzieliście.