Mediolan, ciepłe wrześniowe popołudnie. Środek tygodnia mody. Czołowi dziennikarze i styliści czekają na rozpoczęcie wiosennego pokazu Missoni. Jego scenografia wprawia w osłupienie. Show odbywa się w industrialnej przestrzeni na przedmieściach miasta, a owalny wybieg znajduje się pod gołym niebem. Nad głowami publiczności powiewają stworzone przez amerykańską artystkę Rachel Hayes gigantyczne chusty w kolorowe, geometryczne wzory. Ten pokaz jest wyjątkowy – zbliża się 65-lecie domu mody, a Angela Missoni świętuje 20-lecie pracy na stanowisku dyrektor kreatywnej. Na wybiegu można było zobaczyć aż 69 looków – wszystkie -ultrakobiece i nowoczesne, a jednocześnie nawiązujące do -kultowych motywów z historii marki. Dominowały długie dzianinowe kardigany, tuniki w charakterystyczne zygzaki, muślinowe i jedwabne sukienki na ramiączka oraz bluzki i koszule z lureksu – ulubionej tkaniny Missoni. Wśród projektów pojawiły się też cienkie trencze w graficzne wzory i właśnie w jednym z nich wystąpiła w finale pokazu autorka kolekcji – Angela Missoni.

 

W branży mówią o niej „mamma fashion”, bo jest uosobieniem włoskiego stylu życia. Brunetka o kobiecych kształtach, z uśmiechem na twarzy i niebywałą energią. Po pokazie urządziła kolację na kilkaset osób, a wybieg zamieniła w parkiet taneczny. To już tradycja, bo we Włoszech Missoni słynie nie tylko z mody, lecz także z hucznych, suto zakrapianych winem imprez i miłości do tworzenia pięknych przedmiotów. Nie bez powodu marka bywa określana mianem hippie de luxe.


Rodzinna klątwa
– Kiedyś, gdy pytano mnie, co zmieniłabym w swoim życiu, odpowiadałam, że nic. Aż do tego feralnego stycznia – wspomina projektantka. Rodzinną idyllę na początku 2013 roku przerwał tragiczny wypadek. Prywatny samolot, którym razem z żoną podróżował Vittorio, brat Angeli, zaginął. Jego szczątki odnaleziono dopiero kilka miesięcy później u wybrzeży Wenezueli. Nikt z załogi i pasażerów nie przeżył. W tym samym czasie zmarł 92-letni Ottavio Missoni, ojciec Angeli i założyciel domu mody. Te wydarzenia wstrząsnęły rodziną, a nazwisko Missoni przez długi czas nie opuszczało pierwszych stron włoskich gazet.
Największy ciężar spadł na Angelę. – Twardo stąpam po ziemi. Nie panikuję i potrafię trzeźwo myśleć w każdej sytuacji. Wtedy najbardziej mi zależało, żeby w końcu odnaleziono samolot. Bo można słuchać kondolencji przez 20 dni, przez miesiąc, ale nie przez pół roku. W końcu trzeba otrząsnąć się z żałoby – mówiła w wywiadzie dla „New York Timesa”. Dotychczas zajmowała się tylko kreatywną stroną firmy, teraz musiała wziąć na siebie także obowiązki brata, który odpowiadał za część biznesową. Nie było mowy, aby zatrudnić kogoś z zewnątrz. W świecie mody chyba nie ma bardziej rodzinnej firmy niż Missoni. Do dziś cały majątek znajduje się tylko w ich rękach. Nie ulegli pokusie sprzedania marki nawet takim luksusowym koncernom jak LVMH czy Kering, które oferowały krocie. Po śmierci brata Angela wzięła wszystko na swoje barki i wyprowadziła firmę z kryzysu. Rodzina na pierwszym miejscu. Zawsze. Tak została wychowana.


Włoska robota
Jej rodzice, Rosita i Ottavio, na którego wszyscy mówili Tai, poznali się w 1948 roku podczas letnich igrzysk w Londynie. Ona miała 16 lat, on 27 i był zawodnikiem włoskiej drużyny olimpijskiej – biegał na 400 metrów przez płotki. – To była miłość od pierwszego wejrzenia – wspomina Rosita. Wkrótce pobrali się i stworzyli firmę, która specjalizowała się w szyciu dresów z ekspresem z boku nogawki. – To pomysł Ottavio, który był tak leniwy, że nie chciało mu się zdejmować butów, aby włożyć spodnie – tłumaczy Rosita. Podczas wizyty w fabryce szali odkryli maszyny szwalnicze, które pozwalały na tworzenie nietypowych wzorów. I tak narodził się słynny zygzak – znak rozpoznawczy Missoni.

 

 

Post udostępniony przez Missoni (@missoni) Gru 8, 2017 o 12:54 PST

 

Pierwszy pokaz małżonkowie zorganizowali we Florencji. Ich dzianiny w charakterystyczne desenie szybko przypadły do gustu Włochom. A wkrótce, dzięki zachwytom redaktorki mody Diany Vreeland, także Amerykanom. To ona przedstawiła Missonich tamtejszym kupcom i sprawiła, że zyskali międzynarodowy rozgłos. Missoni w latach 70. wylansowali modę na noszenie wzorzystych, wygodnych dzianin, z których szyli nie tylko swetry, lecz także spodnie i marynarki. Nosiły je wszystkie ówczesne it-girls – od Twiggy po Edie Sedgwick.


Nomadka de Luxe
Angela miała wówczas 20 lat. Była najmłodsza z trojga dzieci Missonich (jej drugi brat, Luca, odpowiada w domu mody za archiwa) i jako jedyna nie chciała i nie pracowała
w rodzinnej firmie. Była nieśmiała i wycofana. Marzyła, by zostać matką i mieć gromadkę dzieci. W wieku 23 lat wzięła ślub, a po roku urodziła pierwszą córkę, Margheritę, która później została pupilką śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku. Potem na świat przyszli Francesco i Teresa. Były lata 80. Notowania Missonich spadały. Kolekcje traciły na świeżości. Nie potrafiły konkurować z seksownymi projektami Versace, nowatorskimi Yves’a Saint Laurenta czy szalonymi Vivienne Westwood.

Na początku lat 90. Angela postanowiła spróbować sił w rodzinnym biznesie. Zaczęła od projektowania ubranek dla dzieci i asystowania matce. – Dopóki nie miałam dzieci, byłam introwertyczką. Ale miłość, którą wcześniej dusiłam w sobie, nagle znalazła ujście. I to mnie kompletnie zmieniło. Otworzyłam się na świat – mówi Angela. W 1994 roku samodzielnie stworzyła kolekcję prêt-à-porter, a trzy lata później oficjalnie została dyrektor kreatywną. – Gdy przejmowałam stery w firmie, moje pokolenie w ogóle nie było zainteresowane ubraniami Missoni. Nie miały one w sobie niczego z fantastycznych, kolorowych lat 70. Kolekcje były nudne i ponure. Beże, brązy, czerń – mówi. Angela była już po rozwodzie, a dzieci wkraczały w okres nastoletni. Miała nowy cel: rozprawienie się z nijakością w domu mody. Zaczęła od projektów. Przywróciła klasyczne wzory i kolory, ale na współczesnych fasonach, i poszła w skrajności – ciężkie ubrania były jeszcze masywniejsze, a lekkie stały się delikatne jak piórko. Do kolekcji wprowadziła sukienki z jedwabiu, szyfonowe spódnice, kombinezony i kostiumy kąpielowe. Artystyczna bohema, ale w luksusowym wydaniu.
Następnie postanowiła odświeżyć kampanie reklamowe. Wzorem Toma Forda u Gucci zatrudniła do ich fotografowania Mario Testino. Zdjęcia stały się wyraziste i seksowne, a ich bohaterkami były najgorętsze top modelki – Gisele Bündchen, Kate Moss czy Angela Lindvall. Kolejne sesje fotografowali Mert & Marcus i Juergen Teller. Missoni odzyskiwało dawny blask, a o Angeli krytycy pisali, że doskonale przetwarza dziedzictwo i DNA marki na współczesny język mody. Jak mówiła w jednym z wywiadów Nina Garcia, redaktor naczelna amerykańskiego ELLE: „Angela ma wyjątkowy punkt widzenia. Taki, który sprawia, że ubrania Missoni przetrwają próbę czasu i będą w modzie niezależnie od sezonu”.

Jedz, módl się, kochaj
„Moja matka to nałogowa kolekcjonerka. Może zbierać wszystko. Każdej pasji oddaje całą siebie” – opowiada jej syn Francesco. To widać w domu Angeli położonym w pobliżu miejscowości Sumirago, na północ od Mediolanu. Tu zaczyna się historia marki. Nieopodal znajduje się posiadłość matki Angeli i pierwsza, wciąż działająca fabryka założona przez jej rodziców. Dom Angeli jest duży i przestronny. Powiedzieć o jego wystroju „eklektyczny” to za mało. Jest tak samo kolorowy i wzorzysty jak kolekcje Missoni. Widać w nim wszystko: zamiłowanie właścicielki do sztuki, jej słabość do kiczu i upodobanie do szperania na pchlich targach. Kanapy wyszły spod ręki Rosity, matki Angeli, która odpowiada za wnętrzarską linię marki, a dywany pochodzą z Afganistanu. Wszędzie mnóstwo bibelotów, kolekcje porcelanowych jelonków Bambi, lalek vintage, afrykańskich posążków, pozytywek.
A między nimi unikatowe meble Gio Ponti, rzeźby Francesco Vezzoli, instalacje Vanessy Beecroft i dzieła sztuki współczesnej artystki Tracey Emin. Tu Angela żyje z obecnym partnerem, biznesmenem Bruno Ragazzim. I tu oddaje się prawdziwemu włoskiemu dolce vita. Kocha życie na prowincji w zgodzie z naturą i uwielbia gotować (gdy urodziły się jej dzieci, na tych samych wzgórzach wybudowała ekofarmę). Dziś ma 59 lat i troje wnucząt. Udowadnia, że można stać na czele globalnej marki, mieć szczęśliwą rodzinę i celebrować życie.
W dobie młodych projektantów zamieszkujących modne apartamenty w Nowym Jorku i Paryżu, pracoholików z luksusowych koncernów, to ewenement. Bo Missoni to dziś symbol beztroski i zabawy – tego, z czego kiedyś słynęła moda i co oni wciąż pielęgnują. Ale takie rzeczy spotkamy już chyba
tylko we Włoszech.