13:00 Łazienki. Szukanie ławki. Pierwsza, druga, trzecia. Ech, te słoneczne odblaski na monitorze. Trzeba było jednak zainwestować w ekran Retina.

13:25 Kreatywność zerowa, wydajność zerowa, tekst: znaków zero. Pustka w głowie, panika. Jestem bliska płaczu. I wściekła na Schnabla. Ta książka to ściema! Kolejny cholerny „bestseller”! Muszę mu to powiedzieć! Pech, nie znam numeru. O, mam e-maila, z wydawnictwa! Wstukuję na laptopie: „Herr Schnabel! Ich bin faul! Und ich habe deshalb Schuldgefühle! (Panie Schnabel! Leniuchuję i mam potworne poczucie winy!) Pan też tak ma? Czy leniuchowanie choć raz wywołało u Pana spektakularny wybuch kreatywności?!”. – Tu go mam! – myślę. Odpowiedź przychodzi po kilku minutach, najwyraźniej facet rzeczywiście nudzi się
przy kompie! Co pisze? „Nigdy nie mam poczucia winy z powodu lenistwa. Mam, gdy za dużo pracuję. Choć przypominam sobie jeden moment, w trakcie pisania książki. Zbliżał się termin oddania, a ja pojechałem na urlop, obiecany rodzinie. Wydawca był przerażony! Trochę poczucia winy miałem...”. – Właśnie! – myślę, a tu kolejny e-mail: „Ale z perspektywy czasu muszę po- wiedzieć: ten urlop tuż przed deadline’em to była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem. Siedziałem na plaży, a książka od nowa poukładała mi się w głowie.Totalnie przejrzyście. Po powrocie błyskawicznie przerobiłem rękopis i ...oddałem na czas. A wydawca? Był zachwycony rezultatem!”. Autor książki tak mi to tłumaczy: „Jeśli ktoś od dłuższego czasu jest zafiksowany na jakimś problemie, powinien to przerwać i zrobić coś zupełnie innego. Wtedy w głowie aktywuje się (w książce wyjaśniam to szczegółowo) tzw. sieć bezczynności. To prowadzi do niespodziewanych rozwiązań. I może zdziałać cuda!”. Co to może być? Ulrich Schnabel wylicza: „Spacer, prysznic, słuchanie muzyki itp.”. Co?! Właśnie zrobiłam to wszystko! Tylko w innej kolejności. Hurra! Uaktywniłam „sieć bezczynności” i wpadłam na pomysł, by odezwać się do autora książki, zamiast ją streszczać!

15:25 Herr Schnabel śle kolejne e-maile. Mam problem: po niemiecku nie mówiłam (nie mówiąc już o pisaniu) od siedmiu lat! Z pomocą przychodzi Esther, nasza dyrektor artystyczna. Forwarduję jej kolejne e-maile od Ulricha, bo specjalista od lenistwa nie leniuchuje, ale zasypuje mnie e-mailami:
„Możesz czytać, śpiewać, malować, chodzić po górach, pracować w ogrodzie. Sam od 20 lat regularnie medytuję”. Zastrzega: „Rób to, co Tobie sprawia frajdę, a nie to, co polecają inni. Bądź swoim kompasem” – zachęca. Podpytuję go jeszcze, jak leniuchuje, gdy nie medytuje. Bo przecież chyba nie chodzi o to, by teraz wszystkich wysłać na jogę! Za to spa- cer i oddech można polecić każdemu. Są zawsze „pod ręką” i za darmo. Ulrich Schnabel zwierza się: „Często po pracy siadam do pianina. Gram amatorsko. To najfajniejsze: brak presji, gra ma mi sprawiać przyjemność... A np. teraz, wymieniając z Panią e-maile, siedzę z kieliszkiem wina w ogrodzie i rozmyślam, co zrobić z wolnym czasem”. Słyszycie to?!

16:00 O, znów e-mail:
„Frau Sztyler, muszę jeszcze coś dodać: właśnie przyszła moja żona i powiedziała, że to, co radzę, jest zbyt łatwe. I że samo robienie tego, co sprawia przyjemność, nie wystarczy. Równie ważne jest, by to weszło nam w krew i przyzwyczajenie. I moja żona ma rację! Wszystko jedno, co robisz: czytasz, malujesz, muzykujesz czy medytujesz. Rób to regularnie! Wtedy łatwiej jest się wyłączyć, bo ciało i umysł już są do tego wytrenowane. Gdy ja np. siadam do piani- na, mój organizm już wie: »Teraz czas na odpoczynek! Problemy codzienne znikają, nic nie trzeba teraz robić«. To błyskawicznie przenosi mnie w stan odpoczynku”. Ulrich Schnabel dodaje po chwili (może znów żona coś podpowiada?): „Jeszcze lepiej, jeśli nie dość, że robisz coś regularnie, to w dodatku wspólnie z innymi”. Grupa wsparcia luzaków i leniuchów pomoże, gdy jesteś zestresowana. Bo nastrój innych lubi się udzielać.
Na koniec niemiecki autor cytuje Hilarego Ziglara, amerykańskiego trenera motywacyjnego: „Ludzie nie wędrują po okolicy bez celu, aby pewnego dnia stwierdzić, iż znaleźli się na Mount Evereście”. Potrzebny jest plan trasy, no i założenie kilku obozów po drodze. Jaki stąd wniosek? „Planujcie leniuchowanie w sposób dalekowzroczny. Zmiana nerwowych przyzwyczajeń rzadko udaje się z dnia na dzień. Potrzeba czasu i cierpliwości”. By naprawdę się zrelaksować na urlopie, nie wystarczy położyć się przy basenie na ręczniku. Trzeba relaks trenować. A tym, którzy mimo treningu nie mogą uwolnić się od pracoholizmu, autor proponuje, by napisali mowę pożegnalną na własny pogrzeb. To błyskawicznie przywraca życiowe priorytety.

17:00 Uff, właściwie mam gotowy tekst. Zamykam laptop. Wracam do domu. Znów mijam salon. Pomaluję i paznokcie na dłoniach. A niech tam... To będzie dowód na to, że rękami i nogami walczyłam o wzmocnienie swojej kreatywności i wydajności.

Tekst Agnieszka Sztyler-Turovsky