Czy kiedykolwiek miała pani pedikiur robiony skalpelem? – pyta się mnie Agnieszka Bożykowska, podolożka z warszawskiej kliniki Cosmopolitan, do której trzeba się zapisywać z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.
– Ma pani wyczuwalny zrogowaciały rancik na piętach. Może to być efekt budowy pani stóp lub butów, które pani nosi. Można go usunąć skalpelem. Proszę się nie obawiać, złuszcza bezpieczną warstwę naskórka i nie sprawia, że narasta go więcej. To co, robimy? – spokojnym głosem dopytuje się pani Agnieszka. Boli? – Nic a nic. I na pewno później nie będzie gorzej, niż jest? – Jest bardzo dobrze. Ma pani superzadbane stopy. Trzeba tylko usunąć zgrubienie, bo za kilka lat może
być go więcej i wtedy trudniej je zlikwidować, a poza tym może pani odczuwać coraz większy dyskomfort przy chodzeniu. Ryzykuję. Nie znoszę frezarek, które jednocześnie łaskoczą i parzą moje stopy. Tortura, której unikam. Tarka do pięt, którą wybieram od lat nawet w salonie, owszem, wygładza stopy, ale nigdy nie usuwa tego stwardnienia. Marzenie wygrywa z uprzedzeniem i staje się cud.
Nie miałam tak gładkich pięt od czasów przedszkola, mimo że od 17. roku życia chodzę na pedikiur regularnie raz w miesiącu. Pierwszy raz zaprowadziła mnie do pedikiurzystki moja mama. Powód? Odcisk. Dzielnie go znosiłam, bo buty były tak piękne, że warto było cierpieć. Musiałam je mieć. Nieważne, że rozmiar był idealny dla Kopciuszka. I tak moja miłość do butów przerodziła się w miłość do pielegnacji stóp. Marzena Kanclerska-Gryz, założycielka warszawskich salonów Nail Spa, u której dbam o stopy od 15 lat, nauczyła mnie codziennie je smarować i masować. Zawsze powtarzała, że najskuteczniejsza pielęgnacja to ta najprostsza, ale systematyczna. I stało się to moją obsesją. Niezależnie od tego, jaka temperatura panuje za oknem. Nieważne, czy obowiązuje sezon na espadryle, czy na kozaki. Mogę wyjść bez makijażu, ale nie wyobrażam sobie nie mieć „zrobionych” stóp. Po prostu nie znoszę duetu: superbuty i superniezadbane stopy.– Widać, że pani codziennie smaruje stopy. Są miekkie i nawilżone – kontynuuje oględziny moich stóp pani Agnieszka. – Biega pani? Te miejscowe zgrubienia to efekt biegania i deformacji stopy przy obecności haluksów. Warto pomyśleć o wkładkach do butów do biegania, aby odciążyć miejsca ucisku. No i o zoperowaniu haluksów. Nie warto tak cierpieć. Paznokcie idealne jak na biegaczkę –wymienia.
Cieszę się, że pani Agnieszka nie jest wróżką. Z moich stóp czyta już wystarczająco dużo. Czuję się jak na „sekcji” własnych stóp. Ale cóż, to od niej zależy dalszy przebieg pedikiuru. Leczniczego, nie pielęgnacyjnego.Ten oferuje każdy salon na rogu i coraz częściej ogranicza się on do szybkiego wygładzenia pięt i malowania paznokci. Tak jakby kolor był jedyną oznaką zadbanych stóp. Nie twierdzę, że co miesiąc trzeba chodzić do podologa, ale raz do roku warto. To jak z badaniem znamion, warto profilaktycznie zajrzeć do specjalisty, aby mieć pewność, że nic złego się nie dzieje.
Szczególnie jeśli intensywnie biegasz, codziennie chodzisz na obcasach lub w balerinkach. Tak, tych najwygodniejszych butach świata... – Baleriny mają bardzo płaskie przody, mało miejsca na palce, uciskają paznokcie. Bardzo często sprzyjają wrastającym paznokciom – mówi Agnieszka Bożykowska. Jakie jeszcze inne wykroczenia popełniamy wobec naszych stóp? – Zbyt często i zbyt mocno złuszczamy je tarką. Niektóre kobiety robią to tak intensywnie, że później chodzenie sprawia im ból. I niepotrzebnie stymuluje naskórek do szybszego odrastania. Część kobiet odkryła złuszczające skarpetki. Nakłada je stopy, zapominając, że złuszczają one i zgrubiały, i zdrowy naskórek, który przy okazji zostaje niepotrzebnie poparzony. Ratunek takich stóp może naprawdę długo potrwać – mówi Marzena Kanclerska-Gryz. Inne grzechy? Zbyt długie paznokcie, nie wycieranie po kąpieli skóry między palcami (to najprostsza droga do grzybicy), lekceważenie brodawek (z jednej może rozsiać się kilka), godzenie się z faktem, że jeśli skóra pięt pęka, to tak już musi być. Nieprawda. Wszystkie problemy stóp można wyleczyć, trzeba tylko od razu reagować i oddać swoje stopy w ręce specjalisty. – Przy pękających piętach zupełnie inaczej wygląda scenariusz pedikiuru. Najpierw dokładnie oczyszczamy „pękniecia” z martwych komórek naskórka specjalnym dłutkiem, po czym przez kilka dni stosujemy opatrunek z silnie regenerujących maści. Często po jednym zabiegu trudno uwierzyć w efekt – dodaje pani Agnieszka. Po dwóch godzinach wychodzę z idealnie gładkimi stopami i przepięknymi czerwonymi pazurkami. Efekt gładkości stóp trwa do następnego pedikiuru. Nawet bieganie na bosaka po domu nie niszczy tego efektu. I nie ma prawa, bo codziennie kremuje stopy wieczorem, skóra jest dobrze nawilżona, więc złuszcza się naturalnie, a pięty pozostaja gładkie. Nowa jakość życia, którą chcę odczuwać nie tylko latem. Dlatego pedikiur podologiczny wpisuję do swoich rytuałów pielegnacyjnych na zawsze. Tak samo jak wizytę w warszawskim salonie Kobiety i Kolory, gdzie można umówić się na specjalny pedikiur dla biegaczek. Masaż stóp obłędny. I gwarancja, że nawet najdłuższy bieg nie skończy się pęcherzami ani obtarciami.