Co jest teraz modne w koktajlowym świecie?

Modne są koktajle same w sobie. Widać to po liczbie i poziomie koktajlbarów. Poza tym ekologia – staramy się zwracać uwagę na to, co i gdzie kupujemy, jaką drogę przemierzają produkty, by do nas trafić. Jeśli chodzi o konkretne alkohole, bardzo modny staje się gin. U nas jest to alkohol numer jeden. Coraz bardziej popularna z roku na rok jest także whisky. To pokazuje, że goście mają ochotę pić lepiej i że rozumieją, dlaczego płacą więcej za odpowiednią jakość. Czują różnicę między whisky za 40 zł a tą za 80 zł. Zauważamy też znaczny wzrost ilości zamówień koktajli niskoalkoholowych. Goście nie przychodzą do baru tylko po mocne alkohole, ale bardziej po ciekawe smaki. Rozwój koktajlbarów jest dwutorowy: z jednej strony mamy koktajle mocno wytrawne, ciężkie, z drugiej koktajle lekkie, orzeźwiające.

Są koktajle, które mają swoje wzloty i upadki, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Takim koktajlem jest np. mojito. Kilka lat temu wszyscy pili mojito, to zresztą świetny koktajl. Dzisiaj trochę poszedł w odstawkę. Jeśli jednak ktoś przyjdzie do baru i zamówi mojito, a barman zacznie się krzywić, to świadczy źle o barze, a nie o gościu. Nie ma czegoś takiego jak koktajle passe. Nie bez powodu koktajle takie jak mojito są zaliczane do klasyków. Istnieje taki mit o whisky, że pijemy ten alkohol z lodem, siedząc w skórzanym fotelu, absolutnie bez coli. Miałem okazję być w kilku szkockich destylarniach whisky i wszyscy właściciele mówią dokładnie to samo: alkohol służy do tego, żeby się nim cieszyć. A można się nim cieszyć na wiele różnych sposobów, wybierz taki, który najbardziej ci odpowiada. Są oczywiście alkohole, które warto zdegustować same, bez dodatków, bo mają bogaty smak i teksturę. Trzeba pamiętać, że smak można trenować i rozwijać. Nie ma się co krzywić na whisky z colą, bo każdy jakoś musi rozpocząć swoją przygodę ze smakami. W El Koktel wszyscy znają też tzw. „piwko prysznicowe”. Kiedy jesteś w pracy od 8 rano do 4 nad ranem dnia kolejnego, masz po prostu ochotę napić się zimnego piwa pod gorącym prysznicem (śmiech).

A o jakich koktajlach ty marzysz wieczorami? Są takie drinki, o których nie da się zapomnieć?

W Berlinie jest takie miejsce, które uwielbiam nad życie, czyli Buck and Breck. Podają tam Creole Gimlet na bazie ginu, falernum, czyli lekko przyprawowego syropu, z dodatkiem limonki. Mega proste połączenie, a jest niesamowitą bombą smakową. Ostatnio będąc w Londynie miałem też okazję spróbować bardzo dobrego martini, na bazie wódki z sherry z oliwką nadziewaną serem – majstersztyk! Z koktajli, które są zabawą formą, bardzo smakowała mi champagnecolada, czyli rum, limonka, lody kokosowe i szampana. Wydaje się to średnie, ale jest obłędnie pyszne. Mam wielką słabość do szampana i bąbelków (śmiech)

Dużo podróżujesz, zdradź nam, gdzie powinniśmy pojechać na najlepsze koktajle na świecie.

Numer jeden to właśnie Buck and Breck w Berlinie. Bar jest jednocześnie wielkim kuchennym stołem, przy którym się siedzi. Uwielbiam tam bywać, koktajle są bardzo proste, minimalistyczne, obsługa jest niemal niewidoczna. Kolejny bar to Broken Shaker w Miami. Malutkie miejsce, ale tym, co sprawia, że staje się wyjątkowe, jest basen. Siedzisz w środku, sączysz drinki – żyć, nie umierać. Bardzo lubię też wracać do baru Termini w Londynie. To miejsce we włoskim stylu – małe drinki, szybkie espresso. Jak się zatem okazuje, podróżowanie kształci, smakowo także. Na wielu poziomach, nie tylko tych typowo gastronomicznych. 

---------

Dominika Zagrodzka – dziennikarka kulinarna i antropolog kultury. O jedzeniu pisze m.in. dla MojeGotowanie.pl i NationalGeographic.pl. Szczególnie interesuje ją polska kultura kulinarna. Uważa, że jedzenie to zawsze coś więcej niż tylko jedzenie, co nieustająco próbuje udowadniać w swoich tekstach. Nigdy nie odmówi dobrej whisky i gorzkiej czekolady.