Dominika Zagrodzka: Pamiętasz swój pierwszy wypity koktajl?

Paweł Rodaszyński: Koktajl to może za dużo powiedziane, ale jednym z pierwszych moich doświadczeń była whisky z colą. Nie cierpiałem wtedy tego alkoholu, ale chciałem pokazać, jaki to ja nie jestem męski w wieku 19 lat (śmiech). Nie zapomnę jak męczyłem tego drinka, myśląc tylko o tym, jak bardzo nie smakuje mi ta whisky. A drugie wspomnienie to chyba drink kamikadze, czyli niebieski shot z wódką.

Dzisiaj w El Koktel promujesz koktajle określane jako modern classic cocktails, czyli coś, co jest na zupełnie przeciwnym biegunie niż whisky z colą czy kamikadze. Co się kryje za tym terminem?

W naszym lokalu postanowiliśmy zaadaptować ideę jednego z amerykańskich barów, czyli nowoczesną klasykę. Ponieważ większość pieniędzy zainwestowaliśmy w remont, na początku nie było nas stać na więcej niż podstawowe alkohole i dodatki. Postawiliśmy więc na twistowanie klasyków. Mamy bardzo dużo przykładów takich koktajli. Old Fashioned Masala, czyli połączenie syropu z herbaty chai masala z bittersem i Bourbonem, z liściem limonkowym na wierzchu – to jeden z naszych sztandarowych koktajli. Mamy też np. Koktel Spritz, naszą własną wariację na temat Aperol Spritza. Z pomocą przyszedł nam likier poziomkowy w połączeniu z winem musującym i innymi likierami.

Polacy lubią pić takie drinki?

Tak, natomiast jeszcze wybierają dość bezpieczne smaki. Bardzo dobrze sprzedaje się whisky sour i vodka sour. Popularnym alkoholem jest też gin, wbrew pozorom lubimy mocne i wytrawne smaki. Ale wydaje mi się, że Polacy najbardziej lubią smak słodko-kwaśny. Lekkie orzeźwienie.

Kultura koktajlowa w Polsce cały czas się rozwija. Co twoim zdaniem najsilniej na nią wpłynęło?

Jest jedno miejsce, które mocno wstrząsnęło kulturą koktajlową w Polsce – Papparazzi. To był pierwszy bar, w którym serwowane było espresso martini, caipirinha, mojito, dajquiri. Lokale znajdowały się w m.in. Warszawie, Łodzi, Krakowie. Przez wiele lat Papparazzi wyznaczał standard. Potem, patrząc z perspektywy Warszawy, zaczynają pojawiać się inne miejsca, takie jak Pies czy Suka.

Co było wyjątkowego w Psie czy Suce?

Przede wszystkim niesamowicie ciekawy koncept. To była galeria artystyczna, w której można kupić dzieła sztuki, a przy okazji napić się koktajlu. Bardzo odważny projekt jak na tamte lata. Dodatkowo bardzo mocna ekipa barowa, prawdziwi pasjonaci i dużo eksperymentów smakowych. Powiedzmy sobie całkiem szczerze, te koktajle nie zawsze były smaczne. Innym miejscem, które też przyczyniło się do rozwoju kultury koktajlowej jest bar Max. Niektórzy śmieją się z owocowych koktajli z wielopoziomowym garniszem, czyli fikuśnym wykończeniem, ale wiele osób tam właśnie zaczynało swoją przygodę z dobrymi drinkami. W Maxie cały czas mają wspaniałe alkohole, czego tylko zapragniesz, od whisky po koniaki, szampany, wódki ze wszystkich stron świata. Boom na koktajle w Polsce nastąpił w latach 2014-2015, więc stosunkowo niedawno. Otworzyliśmy się wtedy my, Mercy Brown, Welles, Six Cocktails. Nagle koktajlbarów zrobiło się więcej. Wynika to również z faktu, że bardziej zaczęliśmy interesować się gastronomią w ogóle.