Patrycja Gardygajło: mała księżniczka, fot. Marcin Kempski 

 Jak myślisz, za co?

Polskie modelki są inteligentne i można z nimi porozmawiać na każdy temat. Karl pojawia się dopiero na przymiarkach i – co się nigdzie prawie nie zdarza – robi się je w pełnym makijażu i fryzurze. Kiedy już ubrana, umalowana staję przed nim, Karl nigdy nie jest sam, często towarzyszy mu Anna Wintour albo goście, których akurat przyjmuje. Nie zawsze mówi wprost do modelki, czasami pyta asystentkę, która przekazuje pytanie. Zupełnie inaczej jest u Dolcego i Gabbany. Szybko, z uśmiechem, bezpośrednio, po włosku. Pytają, jak minął ci dzień i gdzie byłaś na wakacjach.

Jakiego rodzaju wsparcia potrzebujesz na co dzień i od kogo je dostajesz?
Potrzebuję normalności. Nie mogę rozmawiać 24 godziny o modzie. Potrzebuję, żeby ktoś mi opowiedział, jak mu idzie na uczelni albo w pracy. Kawałka normalnego, codziennego życia. Wsparcie dostaję od rodziców i brata oraz od swojego chłopaka. Z rodzicami rozmawiam codziennie. Mam też dużą rodzinę, która mi kibicuje. Są ze mnie dumni, ostatnio ciocia dzwoniła do mamy, że właśnie zobaczyła mnie w telewizji, bo puszczali reklamę biżuterii Yes.

A pamiętasz, jak pierwszy raz poleciałaś w świat?
Pamiętam, jak pierwszy raz leciałam do Paryża, miałam 15 lat, tata mnie prawie zaniósł do bramki. Jeszcze słabo mówiłam po angielsku, nie wiedziałam, gdzie iść, jak się odbiera bagaż. Uczepiłam się wtedy jakiegoś Polaka i szłam za nim po odbiór bagażu. Byłam przerażona, ale nigdy nie miałam wątpliwości, że poradzę sobie sama. Tata pojawia się jako nieodstępujący Cię opiekun.

Do taty najlepiej się przytulić. Mama zawsze wysłucha i doradzi. A Ty czego oczekujesz od mężczyzny?
Partnerstwa, poczucia bezpieczeństwa. Nie znoszę mężczyzn, którzy nie mają własnego zdania. Facet to musi być facet. Ale jestem też dominująca i lubię mieć ostatnie słowo.

Twój chłopak jest Norwegiem?
Polakiem. Jakub od roku mieszka w Norwegii, ma tam rodzinę i tam pracuje. Poznaliśmy się jeszcze w Stargardzie Szczecińskim, na zwykłej imprezie u znajomych. Jesteśmy razem cztery lata. To jest związek na odległość, teraz nie widzieliśmy się już dwa miesiące. Zawsze liczę dni do następnego spotkania, ale to i tak nigdy nie jest pewna data, bo nie wiem, co będę robiła i gdzie będę za dwa dni.

Związek na odległość to przy Twoim zawodzie łatwiejsze czy trudniejsze?
Trudniejsze, ale niestety na razie nie mamy wyboru. Ostatnio przyjmuję to, co jest, przestałam się zastanawiać, co mogłoby być. W ciągu ostatnich czterech lat zmieniłam się o 180 stopni. Kiedyś dużo planowałam, dziś nie planuję niczego.

Kiedy patrzę na modelki na pokazach, idące automatycznie, z nieobecnym wzrokiem, zawsze się zastanawiam, co czują. Co się czuje na wybiegu? Zwłaszcza kiedy w pierwszych rzędach siedzą gwiazdy...
Staram się nie myśleć o niczym konkretnym. Koncentruję się, żeby nie nadepnąć sukienki, nie zgubić buta albo żeby wytrzymać do końca, bo buty są tak niewygodne. Jestem świadoma tego, że ludzie na mnie patrzą i jestem w centrum uwagi, ale to trwa sekundy, a główną rolę odgrywa mój outfit. Inaczej się idzie w ubraniu z kolekcji eleganckiej, a inaczej luźnej czy rockowej. Do każdej trzeba się dopasować.

A co lubisz najbardziej w swoim wyglądzie?
Bardzo lubię swoje oczy.

Jesteś świadoma siebie?
Myślę, że tak. Długo siebie szukałam w tym wszystkim. I chyba już znalazłam.

Czujesz się częścią wielkiego świata?
Trochę tak. I to bardzo fajne uczucie. Daje satysfakcję.

A jak się ta praca skończy, czego Ci będzie najbardziej brakowało? Tego, że ludzie na Ciebie patrzą?
Nie. Bardziej będzie mi brakowało sesji, tego, że na cały dzień mogę się stać kimś innym, odegrać swoją rolę, a wieczorem zmyć makijaż i znowu być sobą.

Tekst Anna Luboń