Leonard Cohen nie żyje - zmarł 7 listopada w Los Angeles.

Zaczynał od pisania. Urodzony w Montrealu, w rodzinie polsko-litewskiej, od początku zdradzał artystyczne zdolności. Leonard Cohen w wieku 13 lat nauczył się grać na gitarze, a na studiach był wielokrotnie nagradzany literackimi statuetkami. Zanim rozpoczęła się jego kariera muzyczna, wydał kilka tomików poezji i dwie powieści. Podobno zaczął śpiewać, bo trudno było mu utrzymać się z pisania...

Leonard brzmiał nam zawsze w uszach ciepłym, mrocznym i lirycznym głosem w czuły sposób opowiadając o miłości i snując sentymentalne refleksje o życiu, wartościach a nawet religii. Nazywano go filozofem i nie na wyrost. Ponad 5 lat spędził na medytacjach i pracy w Centrum Zen niedaleko Los Angeles. Ten okres pogłębił jeszcze wymiar jego twórczości.

Cohen nie odcinał się od polityki i polskich korzeni. Nie omijał Polski w planowaniu swoich tras koncertowych a podczas jednej z nich w 1985 roku spotkał się z Lechem Wałęsą, deklarując bliskie mu idee Solidarności. Wskutek tych słów Polskie Radio nie mogło przez kilkanaście miesięcy grać utworów artysty.

Co najważniejszego zostanie nam po Leonardzie Cohenie? Na pewno intymne "In my secret world", cytowane przez Bogusława Lindę w "Sarze" słowa "I'm your man", miękkie, wręcz welwetowe "Hallelujah", kilka tomików poezji i powieści ale przede wszystkim 14 niezwykłych albumów, z których każdy jest wyjątkową podróżą emocjonalną. Cohen cechował się w ogóle wielką inteligencją emocjonalną i intuicją - czuł także, że płyta o znaczącym tytule "You Want it Darker" może być jego ostatnią. Padają na niej słowa: "I'm ready my Lord"...

W intymnym wywiadzie udzielonym redakcji "New Yorkera" zdradził, że jest gotowy na śmierć. "Mam jeszcze coś do zrobienia. Muszę się zająć biznesem. Ale jestem gotowy umrzeć, mam nadzieję, że nie jest to zbyt niewygodne" - powiedział z typowym dla siebie czarnym humorem.