Nie mam czasu 

Jutro Rzym, a Wielkanoc w Pekinie – Marcelina prezentuje z dumą swój grafik lotów. Od dwóch lat jest stewardesą. Nie mogła się utrzymać ze sztuki, którą uprawia po godzinach. Swoje obrazy sprzedaje po 300 zł na Allegro. Schodzi jeden, dwa w miesiącu. A pracę stewardesy uwielbia. Kiedy nie podróżuje zawodowo, też zwiedza świat z chłopakiem, który jest grafikiem. Polują na tanie loty do Azji, wędrują z plecakami, próbują nowych smaków. W Polsce ich dni też są wypełnione po brzegi. Jeśli mają wolne, śpią do południa, potem idą na śniadanie w mieście, czytają gazety i rozmawiają. Wieczorem zapraszają przyjaciół i wspólnie eksperymentują w kuchni (smaki Azji, znowu!). Albo we dwoje oglądają do trzeciej w nocy amerykańskie seriale. – No i sama przyznaj, gdzie tu miejsce i czas na dziecko? – marszczy nos Marcelina. – Jasne, gdybym chciała, wszystko dałoby się jakoś poskładać. Macierzyństwo to przede wszystkim kwestia wyboru. Problem w tym, że ja nie chcę być mamą – rzuca twardo. Nie, nie uważa się za egoistkę, po prostu nie jest to dla niej priorytet. – No bo jakoś nie wyobra- żamy sobie jeszcze trzeciej osoby w naszej relacji – dodaje Marcelina. Być może wpływ na tę decyzję ma jej dzieciństwo. Pochodzi z rodziny wielodzietnej, pokój dzieliła z dwie- ma starszymi siostrami, które ją terroryzowały. Rodzice gnieździli się w kuchni. Nigdzie nie wyjeżdżali, było krucho z kasą. Mama często narzekała, że jest umęczona, że ma dosyć, a dzieciaki weszły jej na głowę. Ojciec jeździł za granicę do pracy. Ani on, ani matka nie wyglądali na szczęśliwych. – Pewnie dlatego bycie rodzicem nie kojarzy mi się specjalnie dobrze – przyznaje Marcelina. Presji otoczenia nie odczuwa, razem z chłopakiem przyjaźnią się z ludźmi kochającymi wolność i swobodę wyboru: malarzami, muzykami, którzy na co dzień pra- cują w PR-ze albo w mediach. – Jedyną osobą, która mówi: „Już czas na ślub, na dziecko!”, jest oczywiście moja mama. Bardzo czeka na wnuki. Jakoś jeszcze na razie nie mówię wprost, że ją rozczaruję. Chyba brakuje mi odwagi. Ostatnio – niechętnie przyznaje na samym końcu rozmowy – siostra poprosiła ją o trzymanie do chrztu swojego synka Mikołaja. Kiedy Marcelina wzięła chłopca na ręce, poczuła w okolicach serca dziwne ciepło. Potem przez kilka dni my- ślała o tym, co by było, gdyby... Ale na razie odsuwa te myśli. Tym bardziej że dla jej faceta temat rodzicielstwa w ogóle nie istnieje, co kiedyś oznajmił niemal z dumą. Czasami Marcelina się zastanawia, co by było, gdyby wpadli. W sumie nigdy o tym nie gadali. Może już wreszcie czas na taką poważną rozmowę? – Coraz częściej słyszy się o ko- bietach, które wybrały realizację na innych polach niż macierzyń- stwo lub których życie po prostu ułożyło się tak, że nie zaplanowały rodzicielstwa w kalendarzach – zauważa psycholożka i terapeutka Monika Dreger z Warszawskiej Grupy Psychologicznej. – Wiele ko- biet otwarcie deklaruje, że nie chce zostać matkami. Część z nich nie ma z tym problemu, ale niektóre dopada konflikt wewnętrzny między tym, czego pragną one, a czego oczekuje środowisko. Kobieta widzi siebie np. jako osobę podróżującą, robiącą karierę czy skupioną na własnym życiu, ale już jej matka, bliscy ciągle dopytują, naciskają: „Kiedy ciąża?”. Zdarzają się kobiety sukcesu, które żałują po latach, że nie udało im się spełnić w roli matek. Ale ta świadomość dotarła do nich zbyt późno, w bardzo dojrzałym wieku. Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana przez czytelniczki za to, co powiem: niestety, rośnie grupa osób, nie tylko kobiet, z bar- dzo spłyconymi emocjami. To lu- dzie, którzy są nastawieni do życia w sposób bardzo konsumpcyjny. Skupieni wyłącznie na sobie, narcystyczni, niewchodzący w żadne relacje, chyba że powierzchownie. Nie życzą sobie być rodzicami. Niektórzy jednak w wyniku wpad- ki albo presji otoczenia nimi zostają i wtedy największy problem ma dziecko, niestety.

 

 

 

Nie mam z kim

Nie mam takiego obowiązku – odpowiada Beata, gdy koleżanki nauczycielki pytają, dlaczego nie chce zostać matką. Już nie przejmuje się reakcjami: zdziwieniem albo skrzywioną miną. Poza tym, żartuje, skoro ma dwadzieścioro łobuzów w pracy (jest wychowawczynią w drugiej klasie podstawówki), to już nie potrzebuje dziecka w domu. Prawdziwy powód znają nieliczni. – Przecież nie będę się ża- lić każdemu, że nie zostałam matką prawdopodobnie tylko dlatego, że od pięciu lat jestem singielką – mówi. Czasami się zastanawia, jak- by to było, gdyby się zakochała, zaszła w ciążę. – Jestem ciekawa, jak to jest być mamą. Moje koleżanki mówią o tym jako o najpiękniejszym wyzwaniu swojego życia. Bardzo lubię opiekować się dziećmi przyjaciółek – przyznaje Beata. – Ale nie wywieram na siebie presji jak niejedna singielka, która z przejęciem poszukuje partnera i ojca dla swojego przyszłego dziecka. Nie będę kolejną zdespe- rowaną. Przyrzekłam to sobie. Na pewno sytuacji nie ułatwia fakt, że Beata ma złe doświadczenia z mężczyznami. W jednym związku została zdradzona, w drugim on okazał się hazardzistą. Stała się bar- dzo ostrożna, bo, jak sama mówi, przyciąga „oszołomów”. – Zwykle w niedzielę mam dużego doła, płaczę albo snuję się w piżamie po domu. Nie wychodzę, bo nie chcę spotykać szczęśliwych rodzin na spa cerach. Taki widok w ten specjalny dzień mnie po prostu dotyka, boli – mówi. – Ale też bardzo często czuję się zadowolona. Działam charytatywnie. To mnie chyba ratuje przed depresjami, smutkami. Przez cały rok wyprowadzam psy w schro- nisku jako wolontariuszka, cały grudzień upłynął mi na organizowaniu Szlachetnej Paczki. Uczę angielskiego dzieciaki z biednych rodzin, w świetlicy osiedlowej – wylicza Beata i kończy rozmowę, bo znów pędzi do schroniska. Potem dowiem się przypadkiem od jej przyjaciółki, że Beata została fanką aplikacji Tinder, przez którą poznała kilku interesujących mężczyzn na poziomie. Była już na paru spotkaniach i choć na razie nic z tego nie wyszło, nie traci nadziei. Naukowcy z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie przeprowadzili w ramach projektu FAMWELL badania, z których wy- nika, że 18 proc. bezdzietnych Polek nigdy nie chciało mieć potomstwa. Mniej, bo 13 proc. kobiet wyznało, że nie ma dzieci z przyczyn biologicznych. W przypadku blisko po- łowy przebadanych kobiet powodem bezdzietności jest wyłącznie brak partnera. – Niechęć do zostania rodzicem często ewoluuje, ulega zmianom. W dużej mierze zależy także od tego, czy kobieta jest w związku i jakiego ma partnera – komentuje Monika Dreger z WGP. – Czasami, jeśli ona szczególnie go hołubi, pożąda, a on sam nie chce być ojcem, kobieta przejmuje jego stanowisko, racjonalizując tę decyzję. Trudność pojawia się wtedy, kiedy jedno chce mieć dziecko, a drugie nie. To są sprawy, w których nie da się iść na kompromis. Nie można być tro- chę w ciąży, a trochę nie. Znam też kilka dojrzałych, świadomych ko- biet, które deklarowały, że nie chcą zostać matkami, ale gdy im się to przytrafiło, zwariowały ze szczęcia. Nie ma reguły. Dziś to głównie mamy i babcie wywierają naj- większą presję na kobietach, domagając się lub nawet żądając wnuków i prawnuków. Zdarza się, że w sprawie dziecka naciska partner, mąż. Znajomi i rówieśnicy zwykle nie widzą problemu: rób, jak chcesz, to twoje życie, twoja sprawa. Niektórzy dopytują, co nie zawsze odbywa się w sposób dyskretny, ale nie naciskają aż tak mocno. W najmłodszej grupie wiekowej, czyli dwudziestolatków plus, panuje największa tolerancja dla takich decyzji. Oni mają świadomość, że posiadanie dziecka nie jest niczyim obowiązkiem.

 

 

Nie mam odwagi

Zosia też postanowiła, że skupi sie na swoim życiu, ale źródłem tej decyzji jest lęk. Na co dzień pracuje w poradni psychologicznej – na razie jako asystentka (skończyła psychologię). Na ostatnie urodziny sprawiła sobie wymarzonego labradora. Zosia ma syndrom porzuconego dziecka. Jej ukochany ojciec zmarł nagle, matka wyjechała do Szwecji. Zosię i jej brata wychowali babcia z dziadkiem. – Wydaje mi się, że przez te moje liczne lęki sama zabiłam w sobie instynkt macierzyński. Czuję, że nie mam siły ryzykować i być opoką dla kogoś, skoro jestem pełna obaw i strachu – podkreśla Zosia. – Boję się, że nie podołam najważniejszej roli w życiu. Tak jak moja matka, która nas zostawiła. Kiedy ktoś na- zywa mnie egoistką, mam ochotę go rozszarpać. Bo uważam, że to właśnie ja prezentuję odpowiedzialną, dojrzałą postawę. W przeciwieństwie do tych, którzy porzucają dzieci na śmietniku – mówi gorzko. Znajomi i rodzina nie mają poję- cia o lękach Zośki związanych z ma- cierzyństwem. Ostatnio kilka koleżanek ze studiów zaszło w ciążę, w podobnym czasie organizowały baby showers. Zosia próbowała wejść w konwencję, zachwycać się ich brzuchami, oglądać kolorowe ciuszki i zabawki dla niemowlaków. – Bałam się im przyznać, że ja po prostu tego nie czuję – komentu- je. – Nie mam ochoty nikomu tłuma- czyć, że nie mam ani siły, ani kasy na wychowanie nowego człowieka. Monika Dreger słyszała wiele różnych argumentów, dla których ktoś nie chce mieć dziecka. Takie sytuacje są rzadko zerojedynkowe, jednoznaczne. – Podzieliłabym te kobiety na trzy grupy. Pierwsza z nich nie poczuła jeszcze instynktu macierzyńskiego, po prostu nie widzi siebie w roli matki – opowiada. – Druga grupa obejmuje osoby tzw. lękowe, które nie wierzą, że podołają temu wyzwaniu. One często mają za sobą trudne dzieciństwo, w ich domach rodzinnych był alkoholizm, przemoc albo chłód i obojętność, wcale nie lepsze dla psychiki dziecka. W związku z tym pojawia się wiele obaw i stresów, także takich, czy dadzą radę emocjonalnie, finansowo. Wolą więc nie ryzykować. Winowajcą bywa także presja, którą na rodziców wywierają część mediów i niektórzy celebryci: mama i tata mają być idealni, powinni wszystko wiedzieć, dbać o rozwój dziecka, zapewnić mu wszechstronną edukację. Trzecia grupa kobiet, które nie chcą być matka- mi, to te, które wraz z zajściem w ciążę obawiają się utraty figury, kariery, rozwoju. Są nakierowane głównie na realizowanie własnych potrzeb, na rozwój, inwestowanie w siebie. I nie chcą tego stracić.