Efekty mogliśmy zobaczyć (i co najważniejsze – usłyszeć) w zeszły piątek podczas jedynego i niepowtarzalnego koncertu Mroza, na płynącej po Motławie barce. Występ, który odbył się w ramach organizowanej przez markę Jim Beam ogólnopolskiej trasy Welcome Sessions Tour, przyciągnęło wzdłuż gdańskiej Starówki tłumy fanów. Jakie emocje towarzyszyły Łukaszowi na chwilę przed rozpoczęciem tego niezwykłego widowiska? Cały wywiad z muzykiem do przeczytania poniżej. 

Mrozu: „Nie tylko muzykom brakowało sceny, ale publiczności tym bardziej”

Igor Szulim: Jakie emocje towarzyszą Ci na chwilę przed tym wyjątkowym koncertem? 

Mrozu: Powiem szczerze, że czuję ogromną ekscytację. Nigdy wcześniej nie miałem okazji koncertować na łodzi, mimo że wielokrotnie bywałem na różnych rejsach. Dodatkowo cieszę się, że ten wyjątkowy koncert odbędzie się właśnie tu w Gdańsku, z którym mam wiele wspomnień. Niezwykła panorama miasta, zachód słońca – publika słuchająca nas z brzegu, którym może za nami podążać oraz specjalna grupa gości na łodziach płynących obok. Może być nieźle!

Skąd pomysł na tak wyjątkową formę koncertu?

Chcieliśmy zrobić coś specjalnego, żeby zwieńczyć trasę Welcome Sessions z marką Jim Beam, której jestem ambasadorem. Pomysł na tę formę koncertu zrodził się w naszych głowach po ostatnim koncercie w Gdańsku, który nocą wyjątkowo inspiruje.

Dlaczego zdecydowałeś się na udział w kampanii Jim Beam Always Welcome?

Przede wszystkim dlatego, że to współpraca w której aspekt muzyczny gra dużą rolę.  Przekonały mnie również wartości, jakimi kieruje się marka, której głównym zadaniem jest łączyć ludzi. Gościnność, otwartość oraz związana z nimi tolerancja i akceptacja – to punkt wyjścia do dalszych działań. Dlatego tym bardziej jestem dumny, że mogę być twarzą tej – ważnej dla mnie – kampanii. Na dodatek mówimy o producencie najlepszej whiskey, a to właśnie ten trunek kojarzy mi się z bluesem, który jest mi bliski i wyczuwalny w moich nagraniach od lat. Wszystko zgrało się idealnie. 

Jim Beam Welcome Sessions Tour - Mrozu na barce w Gdańsku / fot. AKPA 

Chyba nie muszę pytać o to, czy jesteś fanem whisky [śmiech]. 

Zdecydowanie tak. Może nie jestem ekspertem, ale na pewno entuzjastą whisky jak i burbonów. Jest to mój naturalny wybór czy będąc w jakiejś knajpie, na spotkaniu ze znajomymi, czy po udanym koncercie. 

Ciemne okulary – Twój znak rozpoznawczy – już są na nosie. Wieczorem też będą?

Są, ale już nie takie ciemne. Z kolejnym rokiem stają się coraz jaśniejsze [śmiech]. 

Czy wciąż stresujesz się przed wyjściem na scenę?

W tym roku jesteśmy już w tak zwanym koncertowym sztosie. Materiał mamy bardzo dobrze ograny, więc nie ma specjalnie stresu, a wręcz momentami łapałem się na uczuciu euforii, którą trzeba też opanować. Mimo to dzisiejsze przedsięwzięcie jest mniej przewidywalne niż regularny koncert, więc czuję lekki dreszczyk. Pewnie związany z innym ustawieniem zespołu i kwestiami technicznymi. 

Przyznaj, że brakowało Ci fanów przez ostatni rok. 

Mimo że ten trudny czas, jakim dla każdego z nas był początek pandemii, mogłem poświęcić sobie, pobyć z bliskimi, popracować nad nowymi piosenkami, to strasznie mi brakowało energii ludzi na koncertach. Kto raz poczuł, jak tłum śpiewa z Tobą, jak jest zaangażowany w każdy takt muzyki na żywo, nie porówna tego do niczego innego. To fenomenalne uczucie, od którego na zbyt długo byłem odcięty. W tym sezonie mogłem zobaczyć, że nie tylko muzykom brakowało sceny, ale publiczności tym bardziej, i to jej serdecznie dziękuję za tak liczną frekwencję na moich koncertach. Jak już wcześniej wspomniałem, to oni dodają mi mocy i motywują do kolejnych działań. Czas pandemii uświadomił mi to jeszcze dosadniej. Bo to dzięki nim jestem tu, gdzie jestem.

Czy utwór „Złoto” to takie Twoje „pandemiczne dziecko”? 

„Złoto” powstało pod koniec listopada 2020 roku, więc możemy śmiało tak określić. Zdradzę, że utwór (ponad 4 miliony wyświetleń na YouTube – przyp. red.) narodził się dość spontanicznie, bo podczas wyjazdu nad zapierające dech w piersiach Jezioro Czorsztyńskie, gdzie towarzyszyło mi dwóch kumpli, a przy okazji gitarzystów. Muzyka do piosenki „Złoto” powstała już pierwszej nocy. Utworem nawiązujesz do początku lat 90. Co takiego wówczas było, że tak chętnie do nich wracamy? Rozwarstwiłbym trochę tę piosenkę. Tworząc numer chcieliśmy nawiązać do lat 70. Zrobić coś  pomiędzy soulem a polskim bigbitem. Jest tu funk'ująca gitara I bas, jazzowy flet, smyczki, perkusjonalia. Później powstał tekst, który ma inny wymiar, bardziej nostalgiczny. Natomiast teledysk, za który odpowiedzialna jest niezawodna I utalentowana Zuzanna Pliszcz, to kolejna historia, która przenosi nas do beztroskich lat 90., w których się wychowałem – czyli czasów szarych bloków. Jednak głowy mieliśmy pełne kolorowych pomysłów.

Chciałoby się powiedzieć – idź złoto do złota. Jakie plany na najbliższe miesiące? 

Praca, praca i jeszcze raz praca. Na początku przyszłego roku – mam nadzieję – światło dzienne ujrzy mój najnowszy album, a teraz koncertujemy, gdzie tylko możemy. Chcemy zagrać ich jak najwięcej dopóki – odstukać – sytuacja epidemiologiczna na to pozwala. 

Zobaczcie zdjęcia z wyjątkowego koncertu Mroza na barce w naszej GALERII >> 

SPRAWDŹ TAKŻE: 5 powodów, dla których warto kupić jesienny numer ELLE MANa