Nowojorskie muzeum Met odrodzeniu punka poświęciło wystawę ,,Punk: Chaos to Couture”. W modzie są rebelia, wywrotowe granie i ostre ćwieki.

Maj, nowojorskie Metropolitan Museum of Art. Bal z okazji otwarcia wystawy „Punk: Chaos to Couture”. Na czerwonym dywanie pozują gwiazdy w sukniach haute couture, które wyglądają jak wyjęte z punkowego koncertu. Christina Ricci w szkockiej kratce od Vivienne Westwood, Cara Delevingne w kreacji Burberry z rękawami nabijanymi ćwiekami, Anja Rubik w czerwonej skórze od swojego ulubieńca Anthony’ego Vaccarellego. Światowe marki sprzedają ubrania, które wyglądają jak niewykończone albo zniszczone. Balmain pokazuje skórzane ramoneski, Anna Sui połatane sukienki, a Phillip Lim farbowane T-shirty. Projektantka butów Charlotte Olympia i jubiler Tom Binns tworzą limitowaną kolekcję punkowych dodatków, a Prada nabija ćwiekami klasyczne męskie pantofle. Moda już nie chce być grzeczna. Dusi się w minimalistycznym mundurku, hasło buntu odżywa. Przecież punk to nie agrafki ani ćwieki, tylko poczucie wolności.

Tak było także pod koniec lat 70. w Londynie i Nowym Jorku, gdy rodzi się ruch punkowy. Wcale nie na robotniczych osiedlach, tylko w szkołach artystycznych. To wtedy Vivienne Westwood i Malcolm McLaren zakładają butik Sex i sprzedają pocięte T-shirty. Przyjaźnią się z Sidem Viciousem z Sex Pistols i chodzą na konferencje prasowe The Clash, które wyglądają jak wystąpienia komitetu rewolucyjnego. Buntują się przeciwko kulturze masowej i rządowi.

Polski punk wroga widzi w komunistycznej władzy PRL. Rewolucyjne idee punka w Polsce trafiają na podatny grunt. Polski punk jest bardziej radykalny, odważniejszy i bardziej postępowy niż amerykański i angielski. Kwiecień 1978 roku. Późny Gierek. Radio męczy ckliwe przeboje Abby i Boney M. Henryk Gajewski, szef warszawskiej Galerii Remont, organizuje festiwal sztuki performance. Pokazują się awangardowi artyści: Andrzej Partum, KwieKulik, Andrzej Mitan. Na scenie ma zagrać londyński zespół The Raincoats. Za kulisami jako tłumacz pracuje Tomek Lipiński. Po koncercie włóczy się z Raincoatsami po szarej Warszawie. Chwilę później założy Tilt. Polski punk rodzi się w środowisku artystów, intelektualistów, studentów. Zespoły Dezerter, Brygada Kryzys, TZN Xenna śpiewają wywrotowe teksty: „Ktoś podsłuchuje rozmowy między nami, kiedy coś piszę, patrzą mi przez ramię, gdy krzyczę prawdę, duszą mnie gazami”, „Anarchia w głowie to początek wyzwolenia”. Krzyczą głosem wolności. Każdy ich występ to eksperyment, happening, performance. Ubierają się dziko. Wyciągają z szafy garnitur dziadka. Chlapią go farbą i piszą buntownicze hasła: „Mam dość” i „Dzieci z brudnej ulicy”. Wkładają wojskowe kurtki moro, które kupili w demobilu, malują twarze ostrymi kolorami, podkreślają oczy węglem. Dziurawią dżinsy odry, drą T-shirty, na marynarki naszywają pacyfki. Biją ich skini, milicja zgarnia na ulicy. Leje pałami za kolczyki, agrafki, irokezy. Nie ma jednego twórcy punka. – Punk to potrzeba zmiany, przekonanie, że jeśli nie zaczniemy działać, to oszalejemy, świat będzie nie do wytrzymania – mówi Xawery Stańczyk, autor pracy doktorskiej o polskim punku.

PRZECZYTAJ co o punku mówią ludzie ze świata mody i sztuki >>