Siwe włosy - trend, o którym mówi cały świat
Kiedy w końcu ufarbujesz włosy?”. „Wolę zmarszczki niż siwe włosy”. „Podziwiam cię, nie mam jeszcze odwagi skończyć z farbowaniem”. „Wyglądasz pięknie, tylko nic nie zmieniaj!”. Przyzwyczaiłam się do przeróżnych opinii na temat moich włosów. I setek rad, co i jak powinnam z nimi zrobić. Grzecznie wysłuchuję wszystkich i w spokoju, stopniowo siwieję od jakichś 13 lat. Pierwsze białe włosy pojawiły się na moich brązowych lokach jeszcze przed trzydziestką. Na długo zanim stały się modne. Na długo zanim stały się nowym manifestem kobiecego wyzwolenia. Na długo zanim lockdown zmusił kobiety, by odkryły swój naturalny siwy kolor, którego nie znały od lat. I w końcu na długo jeszcze zanim Pantone ogłosił grey barwą 2021 roku.
Doskonale pamiętam uczucie, kiedy dostrzegłam je w lustrze pierwszy raz. Coś nagle przestało mi się zgadzać w samej sobie. Młoda twarz, młode ciało, siwe włosy. Pojawiły się natychmiast po rozstaniu z facetem, z którym zbudowałam swój pierwszy ważny świat. Wyrwałam je, naiwnie wierząc, że jeszcze trochę oszukam czas. Jednak srebrne, przezroczyste żyłki ciągle pojawiały się na mojej głowie. Na szczęście równomiernie i tak naturalnie, jakbym za ten efekt zapłaciła fortunę u najlepszego stylisty gwiazd.
Moje srebrne pasemka w Paryżu nigdy nikogo nie dziwiły, w Polsce zawsze wzbudzały wymowne spojrzenia. Czyste ubranie, fajne buty, czerwone usta, krótkie paznokcie w ulubionym kolorze. Coś było ze mną nie tak? Nie, po prostu wychowałam się w kraju, w którym tylko mężczyzna ma prawo przedwcześnie siwieć.
Kiedy zaczyna on, nabiera szlachetności. Kiedy ona, traci swoją moc. To właśnie Paryż, na czele z Isabel Marant, nauczył mnie, że tak nie jest, bo wcale nie kolor naszych włosów ani wiek, ale styl, odwaga bycia sobą i sposób życia świadczą o naszej młodości. Że siwe włosy przed trzydziestką nie robią ze mnie żadnej
staruszki. Że nie muszę się nimi przejmować ani ich farbować, jeśli nie mam na to ochoty. A nie miałam najmniejszej.
Kilka koloryzacji, które mam na swoim koncie, za każdym razem sprawiały, że moje loki w stylu wash & go zmieniały się w siano nie do okiełznania. Do tego odrost, który zmuszał mnie do regularnych interwencji u specjalisty, i ten niekończący się akt farbowania w salonie, który po godzinie zaczynał męczyć moje ADHD. Nie potrafię chodzić jak w zegarku. Nie jestem ideałem, ale akceptuję siebie. Być może dlatego nie poddaję się dietom, nie przedłużam rzęs, paznokci, nie chowam się za wielowarstwową maską z makijażu, którą propagują algorytmy na Instagramie. Dbanie o siebie rozumiem bardziej przez regularne wizyty u dentysty, dermatologa i badania profilaktyczne niż przedłużanie, dorabianie, wygładzanie. I kiedy patrzę, jakwokół mnie coraz więcej kobiet ma odwagę zaakceptować swoje siwe włosy i je nosić, czuję się dumna, że coś się zmienia. Kobiety mają coraz większą odwagę mówić „nie” presjom z przeróżnych
stron. A siwizna powoli przestaje być synonimem starości czy zaniedbania, a coraz częściej oznacza wybór.
– Jestem zachwycona tą modą i świadomością kobiet, które w bardzo dużym stopniu zaczęły akceptować siebie, a nawet podkreślać piękno natury, nie walcząc z pierwszymi siwymi włosami, pojedynczymi pasmami czy całkowitą siwizną. To jeden z fantastycznych etapów poszukiwania w życiu harmonii – mówi Jaga Hupało, fryzjerka, dyrektor artystyczna warszawskiej pracowni Born To Create.
Moja harmonia z siwymi pasmami przyszła dość łatwo, być może dlatego, że kiedy moje włosy postanowiły bez mojej zgody zmienić swój kolor, nieobiektywnie wyglądały dalej pięknie. Burza ciemnych loków, w które naturalnie wplątały się pojedyncze, choć wyraźne srebrne nitki. Wiedziałam, że to po mojej babci, która w wieku 95 lat miała włosy do pasa. A jej siwe pasma przeplatały się z wciąż intensywną czernią. Każdy fryzjer, do którego przychodziłam w kryzysie,
mówił: „Genialnie to wygląda. Nie ruszamy, chyba że bardzo chcesz”.
– Siwizna nie jest łatwa do zaakceptowania. Moje cztery stałe klientki, które przez pandemię zaprzyjaźniły się ze swoimi siwymi włosami, wytrzymały w nich prawie rok. Wszystkie wróciły do koloryzacji. Noszenie siwizny, której nie usprawiedliwia PESEL, wciąż wymaga odwagi, zerwania ze stereotypami. Rozumiem to
tym bardziej, że to naprawdę niełatwy kolor. Potrafi być piękny, ale też nieestetyczny. Wszystko jest kwestią odcienia i jakości włosów. I tego, jakim są elementem całego wyglądu. Minusem siwizny i innych chłodnych odcieni, tych naturalnych i od fryzjera, jest to, że wyostrzają rysy, podkreślają zmęczenie na twarzy
i wszystkie zaczerwienienia. Tak samo jak głęboka czerń czy platyna – mówi Irek Klembokowski, fryzjer z salonu Garaż 12.
Do 12. roku życia byłam blondynką, potem brunetką, a od 15 lat jestem brunetką z widocznymi siwymi pasmami. Ostatni rok sprawił, że mam szarą pajęczynę na głowie. Nie czuję się stara, ale czuję się po prostu zmęczona. Nadmiar stresu, dresów i brak okazji do malowania ust po raz pierwszy od lat spowodowały, że zapragnęłam nie oglądać w lustrze swoich niepięknych chwilowo siwych włosów.
– Tak samo jak młode osoby robią sobie białe pasma na życzenie, ktoś, kto nasycił się swoją siwizną, pochodził już w niej długo, ma prawo do zmiany. I jeśli kobieta czuje, że jest na granicy akceptacji siebie, to powinna zrobić coś, żeby poczuć się lepiej – rozgrzesza mnie Jaga Hupało.
Nie chcę farbować włosów. Zdania nie zmienię tym bardziej, że doskonale wiem, że siwe włosy są najodporniejsze na farbowanie. Fryzjerzy zawsze mają problem, żeby je równomiernie pokryć, by wyglądały naturalnie, a nie płasko i sztucznie. Nie jestem już niestety blondynką, u której łatwiej o pasemka. Nie pomaga mi najlepszy szampon do siwizny, który ją rozświetla. To nie ten stan. To chwilowy stan zmęczenia siwymi włosami. Robię przerwę. Umawiam się na półtransparentną koloryzację. Nie pokrywa wszystkich siwych włosów. Część rozjaśnia, część przyciemnia. Zostawia melanż, ale pod kontrolą. Podoba mi się. Mam znów srebrne nitki, choć ciut mniej. I zobaczę, co będzie za pół roku, na tyle ma wystarczyć zabieg. Może znów zatęsknię za swoją siwizną, gdy przyjdzie lato, słońce, powiew optymizmu. Teraz muszę dobrze się poczuć. Nawet jeśli mam zaprzeczyć na chwilę swojej naturze.