Michał Szulc intelektualnie pogrywa sobie z branżą mody - Ci, którzy znają jego kolekcje z etapu 10 lat twórczej pracy, wiedzą dobrze, jakim nurtem płynie i kiedy zapuszcza się np. w sportowe czy streetwearowe meandry (wystarczy wspomnieć genialną kolekcję "Fire", która przecież była pod prąd wobec tego, co projektant pokazywał dotychczas). Wczorajszy jubileuszowy pokaz trochę wprowadził tę rzekę w to samo koryto, ale wyrzeźbił też nowe dopływy. Nie bez przyczyny kolekcję Szulc zatytułował "Hold the rivers" a nie "Hold the river". Jeden nurt to ten, z którego wynurzył się Michał - moda trudna, niepokojąca w malarskich nadrukach, ostro i geometrycznie cięta. Ale nowa kolekcja wibruje też już czymś innym: mokrym/metalicznym połyskiem tkanin, kobiecością, wcięciem w talii, dopasowaną sylwetką.

Nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki, a na pewno nie jest się w niej tym samym artystą, co kilka lat wcześniej... Dlatego Szulc opatrzył zaproszenia na pokaz cytatem z Heraklita:

"No man ever steps in the same river twice, for it's not the same river and he's not the same man".

Rozgryzając tę zagadkę, łącząc ją też z "mokrą" stylizacją modelek, dochodzimy do samej kolekcji. Jednocześnie eleganckiej, ale i mrocznej. Pierwszą sylwetką, która pojawiła się na zaaranżowanym na czarnej scenie Teatru Imka wybiegu był czarny płaszcz, ukrywający się w mroku geometrycznych rusztowań. Szulc kontynuuje oversize, ale za chwilę obok pokazuje ultrakrótkie obcisłe wełniane kurtki i wcięte w talii trapezowe spódnice. Spod niektórych dołów wystają elastyczne legginsy, co wraz z asymetrią krojów płaszczy i sukienek tworzy architektoniczną warstwowość. Projektant nie ignoruje trendów - ambitnie bierze się za temat supermodnych w tym sezonie kulotów - rozszerzanych spodni bardzo trudnych do rozpracowania w stylizacjach i w kontekście kobiecej sylwetki. Dlaczego to nas nie dziwi - u Szulca przecież nie chodzi o to, żeby było łatwo... Stąd poszarpane materiały, asymetria w klapach kołnierzy, efekt nakładania, zaginania, nawarstwiania i łamania konstrukcyjnej linii. W nowej kolekcji wystylizowanej przez Marcelę Stańczak spotykają się więc obcisłe sukienki z założonymi na nie gorsetami, kożuchy przykrywają żakiety, a metaliczny płaszcz zestawia się ze skórzanymi kozakami (zaprojektowanymi we współpracy z marką Wojas).

Intryguje też paleta barw - lubujący się w malarskości Michał jest świetnym kolorystą (pamiętacie jeszcze kolekcję "Baltic Boom Boom" w kolorach nadbałtyckich pejzaży?). W kolekcji "Hold the rivers" kolory znów po prostu ze sobą "gadają" - czerń przechodzi w grafit, grafit w melanżową szarość, a energii dodaje całości cyt. "ugrowo-fioletowy" obecny w abstrakcyjnych nadrukach. Całość jest jednocześnie elegancka i wibrująca. Niepokoi jak okulary przeciwsłoneczne modelek w finale pokazu (w Imce zdecydowanie nie świeciło słońce, panowała czerń i solarowe światło, które wywoływało ciarki na plecach). Tak jak muzyka live act rozkochanej w basach Natalii Zamilskiej, polskiej artystki z nurtu muzyki elektronicznej, której debiutancka płyta "Untune" odbiła się mocnym echem na alternatywnej scenie.

Natalia Zamilska, fot. FB Michał Szulc

Wiedzieliście, że mamy na rynku kogoś, kto bez kompleksów podbija berlińskie kluby i jednocześnie użycza swoją muzykę na pokaz Diora w Pekinie? No to już wiecie. Natalia tym razem dla Michała Szulca stworzyła coś specjalnego, a początkiem tej współpracy był mail od projektanta w tonie "would you?". Takie duety lubimy, szczególnie jeśli ich światy łączy Kasia Sokołowska, która na scenie Teatru Imka choreograficznie pozwoliła spotkać się mrocznym bitom i wysmakowanej modzie.

Michał, życzymy Ci kolejnych 10 lat w tej atmosferze i z taką samą zdolnością dobierania sobie artystycznych przyjaciół. Just hold the rivers! 

Marta Kowalska

Pokaz Michała Szulca jesień-zima 2015/2016 / fot. Marek Makowski