„Metronom” to jeden z filmów prezentowanych w konkursie Crème de la crème na 38. Warszawskim Festiwalu Filmowym. Na widzów czekała historia o dorastaniu, miłosnych zawodach i kruchości naszych przekonań. O wolności słowa, jednostce stawiającej czoła systemowi i pragnieniu bycia kochanym mimo dogłębnie raniącej prawdy.„Metronom” to także nazwa audycji nadawanej przed laty przez Radio Wolna Europa. Prowadzący Cornel Chiriac był idolem całego pokolenia rumuńskiej młodzieży. Nie tylko dlatego, że zapoznawał słuchaczy z twórczością Jimiego Hendrixa i The Doors. Na antenie głosił idee wolnościowe i zachęcał do walki z opresją.

W jego głos z pewnością nie wsłuchiwał się Alexandru Belc. Akcja filmu rozgrywa się na początku lat 70., a on sam przyszedł na świat w kolejnej dekadzie. Pięć lat po śmierci legendarnego dziennikarza. Mimo to był zaangażowany w ocalenie spuścizny Chiriaca. Reżyser przez długi czas zabiegał o to, by archiwalne taśmy rumuńskiej sekcji Radia Europa trafiły do Bukaresztu. Gdy doprowadził do zabezpieczenia kultowych nagrań, wziął na barki kolejny projekt niedający zapomnieć o komunistycznej przeszłości kraju.

Jak sam podkreślał w wywiadach, przyświecał mu jeden cel – przybliżyć widzom dawne realia i przestrzec przed popełnieniem tych samych błędów. W efekcie stworzył obraz zarówno bardzo kameralny i intymny, jak i uniwersalny.

Główni bohaterowie „Metronomu” to uczennica ostatniej klasy i jej paczka znajomych. Anę (Mara Bugarin) poznajemy w chwili, gdy jej świat się zawalił. Przynajmniej tak jej się wtedy wydaje. Jej pierwsza miłość właśnie przygotowuje się do wyprowadzki z kraju. Sorin (Serban Lazarovici) ma wyjechać na Zachód, gdzie mieszka już jego ojciec. Perspektywa samotnego przemierzania szarych ulic stolicy, pozostających w cieniu Nicolae Ceaușescu, łamie dziewczynie serce. Jednak nastolatka odnajduje w sobie odrobinę siły, aby przeciwstawić się opiekuńczym rodzicom i wziąć udział w prywatce organizowanej przez przyjaciółkę.

Feralnego wieczora kieruje się miłością i pożądaniem. Jako prawdziwa romantyczka pragnie dowiedzieć się, czy chłopak rzeczywiście darzył ją uczuciem, zanim na dobre zniknie z jej życia. Mimo to zostaje uwikłana w sprawę wagi państwowej. Co w Rumunii w 1972 roku nie było wcale trudne. Wystarczyło sięgnąć po niewłaściwą książkę lub tańczyć do muzyki niewpisującej się w wąskie ramy tolerancji reżimu.

W przypadku Any wszystkiemu winny jest list do redaktora zakazanej stacji radiowej. Pozornie niewinne słowa dla jednych stają się przepustką do lepszej przyszłości, dla innych powodem do strachu i niepewności. Niestroniąca od agresji, pogróżek i manipulacji tajna policja Securitate szybko przypomina nastolatkom, że w gąszczu restrykcyjnych przepisów i zakazów nie pozostaje zbyt wiele miejsca na wolną miłość.

Ukochany Any mówi w pewnym momencie, że „nie chce się usprawiedliwiać, ani tłumaczyć” ze swojego zachowania. I równie neutralnie spogląda na swoich bohaterów reżyser. Ze zrozumieniem i czułością. Pozwala im na chwile zadumy i bliskości, niespiesznie popychając fabułę do przodu przy pomocy klimatycznych kadrów.

Film pozostawia publiczność na skraju poczucia bezsilności i niegasnącej nadziei. Niezależnie od intencji jednostka nie zawsze zdoła oprzeć się autorytarnemu państwu i dokonać najszlachetniejszych wyborów. Choć – jak pokazuje historia – nie jest skazana na porażkę. A młodzieńczy bunt i nieśmiertelny rock nawet w najciemniejsze czasy wniosą odrobinę pogody ducha.