Miał mocne wejście. Ostre role, ostre wypowiedzi, performance na aktorskiej fuksówce, po której wylądował w izbie wytrzeźwień. Romans (tak się wtedy wydawało) z reżyser Małgorzatą Szumowską, zakończony ślubem. Producenci się go bali, recenzenci okrzyknęli buntownikiem, głosem młodego pokolenia aktorów gardzących celebryctwem. A on? Był wokalistą kapeli we „Wszystko, co kocham”, matkobójcą w „Matce Teresie od kotów”, nakoksowanym hipsterem w „Bejbi blues”, wojennym poetą Krzysztofem Kamilem Baczyńskim i zakochanym w księdzu wiejskim chłopaku w filmie „W imię...”.  Kogo on jeszcze mógłby zagrać?! A może...

ELLE Jesteś gotowy na Hamleta?
MATEUSZ KOŚCIUKIEWICZ Możesz zacząć jakoś normalnie? Bo Hamlet to trochę ciężki temat.

ELLE Zastanawiałam się, jakbyś go zagrał. Naprawdę.
M.K. Tak bym go zagrał, jakby reżyser chciał.

ELLE Grasz, jak Ci zagrają? To do Ciebie nie pasuje…
M.K. Mówisz o moim wizerunku czy o jakiejś postaci, którą zagrałem? Jestem już w innym miejscu, wolę podążać za sobą, a nie za kimś wykreowanym. Zresztą właściwie nie wiem, czy aktorstwo to mój aktualny konik.

ELLE To co jest teraz konikiem?
M.K. Wszystko, co nie zajmowało mnie wcześniej. Czuję się wolny i nie muszę grać wiele, ale jeszcze chcę i szukam. Chciałbym grać role inne niż dotąd. Coś się we mnie zmieniło i chciałbym przenieść tę zmianę na ekran. Nie podchodzę już do aktorstwa tak ostatecznie jak kiedyś, wiem, że można traktować to jak zwykły zawód.

ELLE A misja?
M.K. Misja w dzisiejszym świecie? Dziś nie ma miejsca na Teatr Laboratorium, na przenoszenie idei walki np. o wolność przez aktorstwo, a tak było w wypadku legend tego zawodu w czasach komuny. W świecie nowoczesnym aktor często staje się wydmuszką z kolorowych gazetek, bo gra w jakimś serialu, o którym nie słyszałem nawet, albo spędza czas na promocji czegoś tam w sklepie. Jak tu szukać misji? Myślę, głębiej wchodząc w meandry aktorstwa, że to zawód dość odtwórczy. Robisz to, co powstało w głowie, fantazji reżysera, a i tak masz ogromne szczęście, gdy trafi asz na reżysera, który ma wizję.

ELLE To dlaczego w ogóle w to wszedłeś?
M.K. Żeby swoje kompleksy nadrobić. Prawie każdy z tego powodu zostaje aktorem.

ELLE Udało się?
M.K. Wręcz przeciwnie. To nie jest terapeutyczne bazować na swoim ego tripie, tworzyć postacie, którymi się nie jest, i czekać. Na atencję, uwielbienie, dowody miłości przypadkowych ludzi. Pewna aktorka, odbierając Oscara, rozpłakała się: „To wy naprawdę mnie lubicie?”. Ta scena znalazła się w „Kabarecie warszawskim” Warlikowskiego i jest bardzo prawdziwa.

ELLE A Twój największy kompleks?
M.K. Prasa to nie miejsce, żeby opowiadać o takich sprawach.

ELLE Szkoda, bo to by było najciekawsze.
M.K. Szkoda, że nie mówi się młodym ludziom, którzy idą do szkół teatralnych, że 95 proc. z nich wyląduje na bezrobociu. Ja nie narzekam, nie mam powodów, ale chodzi o to, żeby być tego świadomym, nie budować sobie iluzji. Liczenie, że będąc aktorem, zrealizujesz się jako artysta, to najczęściej fałsz.

ELLE Jak po takich przemyśleniach znosiłeś uwagi reżysera ,,W imię…”? Zwłaszcza że była nim Twoja żona?
M.K. Reżyserzy bardzo rzadko mi zwracają mi uwagę. To coś w stylu: „Przesuń się trochę w prawo” albo „W lewo!”,
„Spróbuj jeszcze inaczej”. Nie toczę z nimi dwugodzinnych dyskusji. A historia kina pokazuje, że silne związki między aktorami i reżyserami zwykle się sprawdzają.

ELLE Wam też się ten układ sprawdził?
M.K. Jest wyrobiony kod, nie trzeba się silić na poznawanie się, wyczuwanie, układanie. To strata czasu, szczególnie w kinie, bo czas jest tam cenny. Nie odnalazłem się w teatrze, bo nie lubię bicia piany, pół roku siedzenia i męczenia się nawzajem, żeby w potach coś wycisnąć. Ta cała metodyka, system Stanisławskiego i inne pierdoły. Wchodziłem w to, ale w fi lmie to nic nie daje.

ELLE Nie?
M.K. Nie, bo kamera nie lubi zbędnych emocji. W kinie jest konkret. Przychodzisz, robisz swoje. Lubię aktorstwo filmowe. Niedawno przymierzałem się do rosyjskiego filmu, kręconego w Kijowie. Wysłałem demo. Tak się zainteresowali, że poprosili, żebym dosłał sceny po rosyjsku, a jak będą fajne, to wysyłają po mnie samolot i się będzie dziać. Pierwszy raz miałem do czynienia z tym językiem, okazało się, że bardzo mi leży. Rosjanie powiedzieli, że świetne sceny, że superjęzyk, ale że jest problem: ja jestem przed trzydziestką, a oni szukają nastolatka.

ELLE Przecież młodo wyglądasz.
M.K. Młodo, ale już nie jak nastolatek. Dało mi to do myślenia, pewnych ról już nie zagram, na inne trzeba będzie poczekać, ściachać się trochę. Jestem jakby pomiędzy: chłopców już nie mogę grać, a na facetów ściachanych życiem jeszcze za wcześnie.

ELLE Stres chyba nieźle ciacha.
M.K. Ale ja się ostatnio rzadko stresuję. Staram się nie myśleć, nie nakręcać, po prostu trwać.

ELLE A pierwszy dzień na planie?
M.K. Jest stres, ale przechodzi. Bo widzę, że są chłopaki z ekipy technicznej. Znamy się, pracujemy z sobą nie pierwszy raz. Oni wiedzą, jak gram. Mój nieobliczalny wizerunek sprawił, że większość producentów mnie nie chce, więc wiem, że reżyser walczył, bym się znalazł w tym filmie. Jest akceptacja, więc stres mija i ruszamy. Jedyne, co jest ciężkie w aktorstwie: to, że niczym kurtyzana musisz się oddać widowni. Dlatego lubię rzadko grać. Jedną, dwie rzeczy w roku. To ryzykowne. Nie mogę sobie pozwolić na klęskę, więc się do pracy przykładam. Choć i tak mam masę wolnego czasu.

ELLE Co z nim robisz?
M.K. Niestety, sporo marnuję. Marzę, by chodzić jak w zegarku. Choć wolę się nie zamienić w psychopatę, który się spina, jak nie ma wszystkiego zaplanowanego. Może lepiej, że jestem trochę oderwany od rzeczywistości. Nie do końca, bo udało mi się zrobić coś z przemyśleniami na temat aktorstwa. Na prośbę „Krytyki Politycznej” spotykam się z młodymi aktorami, którzy zrobili kariery, i nagrywam z nimi rozmowy, spisuję... Może coś z tego będzie?

ELLE O której wstajesz?
M.K. O ósmej. Dziś o piątej, bo dziecko mnie obudziło.

ELLE Zostałeś tatą. To była wielka zmiana?
M.K. Nie. Zmieniło się przede wszystkim to, że wiem, że nigdy nie będę sam. Lubię swoją rodzinę, to miejsce, gdzie chowam się przed światem.

Mateusz Kościukiewicz, fot. Magda Wunsche i Agnieszka Samsel

ELLE A u Ciebie w domu jak było?
M.K. Moje pokolenie, ci przed trzydziestką, zderza się z konsekwencjami tego, co miało domach. Nie zaznaliśmy komuny, ale się na nas odbiła, bo rodzice to przechodzili.

ELLE Jak się odbiła?
M.K. Widzieliśmy ich słabość.

ELLE Mężczyzn?
M.K. Mężczyzn, kobiet… Była iskra „Solidarności”, ale zgasła. Został strach i skromność: „Szanujmy to, co mamy, bo może być jeszcze gorzej, możemy to stracić. To pokolenie ma inny mental. Poza tym ja pochodzę z małego miasteczka, ze zwykłej rodziny, przyjechałem do wielkiego miasta, zostałem aktorem, byłem w tym nieco pogubiony, ale raczej niczego się nie boję. Oni się bali.

ELLE Córkę wychowasz na nieustraszoną feministkę?
M.K. Na niezależną, silną kobietę, którą możemy nazywać feministką. Ale gdy ona będzie dorastać, świat będzie inny. To jak z moim pokoleniem – w świadomości zbiorowej jest mniejszością, o której mówi się z pobłażaniem: „A, hipsterzy…”. A wystarczy wyjść wieczorem na ulice.

ELLE Wszystkie knajpy pełne.
M.K. I każdy chce pokazać, że jest inny. Robić swoje rzeczy: swoją kolekcję ubrań, swoje doniczki, i pokazać światu. Nikt nie zajmuje się agresywnym dyskursem politycznym, konsekwencjami Okrągłego Stołu. Wkrótce to właśnie my wejdziemy do mainstreamu. Tak jak ten wiek będzie wiekiem kobiet. Kobiety są stworzone do tego, żeby przewodzić.

ELLE Matriarchat będzie?
M.K. Nie wiem, czy matriarchat. Beduini na pustyni mają go od setek lat i tylko im to służy. Kobiety są dziś silniejsze. Mężczyźni zagarnęli całe pole działań ze strachu przed kobietami. Kobiety nie poddają się absurdalnym instynktom ani ambicjom, które mężczyzn pchają do konfliktów i rywalizacji. Cieszę się, że mam córkę.

ELLE A wciąż tak ostro imprezujesz?
M.K. Pewnie, ale rzadziej.

ELLE Pytam o to, bo do legend o Twoich wyczynach na fuksówce dochodzą kolejne...
M.K. Sama wiesz, jak rodzi się plotka, w większości to rzeczy kompletnie wymyślone, przetworzone przez wiele ust i zniekształcone całkowicie.

ELLE Nie wyglądasz na faceta, który przejmowałby się tym, że coś napiszą o nim w plotkarskim portalu.
M.K. Nie chcę, żeby o mnie pisano w kontekście aktora, gwiazdy. To żenujące. Nie chcę dolewać oliwy do tej maszyny, wolę by stała na uboczu, aż zardzewieje. Nie chodzę na premiery, pokazy mody, eventy, nawet na premierę własnego filmu idę trochę na siłę, mam gdzieś celebrycki światek.

ELLE Twoja scena erotyczna z Chyrą w ,,W imię…” przejdzie do klasyki scen miłosnych: Szapołowska i Lubaszenko, Ty i Chyra. Jak się przygotowywałeś? Podpytywałeś gejów?
M.K. Nie. Nawet nie poruszaliśmy wątku homoseksualnego, pracując nad filmem. Mamy tak wielu znajomych, którzy są homoseksualni, że nie traktujemy tego jako czegoś specjalnego. Wszyscy jesteśmy po prostu ludźmi i miłość jest taka sama. Poza tym zrobiliśmy to bardzo technicznie.

ELLE Technicznie?
M.K. Mieliśmy zadanie, wiedzieliśmy, że taka scena jest w filmie potrzebna. No i zrobiliśmy to. Pracowaliśmy nad tym godzinę. Pół godziny się śmialiśmy, a pół godziny pracowaliśmy. No i tyle. Skręciliśmy trzy duble.

ELLE Łatwiej taką scenę kręcić z Chyrą, czy z jakimś brzydalem?
M.K. Nie ma znaczenia. Jak kręcę scenę z aktorką, to też mało mnie obchodzi, czy jest atrakcyjna. A co do przygotowań do tej roli, to zamieszkaliśmy pół roku wcześniej na wsi, w której robiliśmy potem film. Małgośka z Andrzejem
pracowała nad jego rolą, studiowali brewiarze. A ja podróżowałem tak jak miejscowi piechotą. Jak zaobserwowałem, że ktoś ma jakieś ciekawe ubranie, to szedłem do lumpeksu i takie wkładałem. Wtapiałem się w otoczenie.

ELLE Co jeszcze robiłeś?
M.K. Czytałem o wyrzutkach społecznych w literaturze. I zrobiłem coś, co nie ma związku z filmem, ale miało znaczenie dla mnie przy kreacji postaci. Zasadziłem dynie. I postanowiłem przyjąć w filmie ksywkę Dynia. Chodząc na plan, widziałem, jak te dynie rosną, i to dawało mi nadzieję, że moja postać, Dynia, razem ze swoimi dyniami rośnie.

ELLE Ten film będzie odebrany jako antykatolicki?
M.K. Nie atakujemy Kościoła. Papież Franciszek niedawno wprost wypowiadał się na temat homoseksualizmu księży,
pierwszy raz bez potępienia. Świat się zmienia. Film opowiada o księdzu, ale to symbol. To opowieść o człowieku z krwi i kości, który mocuje się ze słabościami.

ELLE Jesteś wierzący?
M.K. Nie jestem katolikiem. Ale wierzę w Chrystusa, uważam, że to jest postać. Największy mit bohatera, który zaistniał w naszym kręgu kulturowym. Przyszedł i zaczął mówić tylko prawdę. Wielka moc.

ELLE Poszedłbyś jak Baczyński na wojnę?
M.K. Nie wiem. Dziś powiem ci, że chwycę sztandar i ruszę do boju z okrzykiem „Bóg, honor, ojczyzna”. A jutro, że będę wiał przez Węgry do Francji i żył w Paryżu w bohemie. Nie mogę odpowiedzieć na pytanie, przed którym naprawdę nie stoję. Jak ktoś mówi coś jednoznacznie, żeby poszedł, to nie wie, co mówi. Poddaje się chwili. Nie lubię poddawania się nastrojom, by zaistnieć.

ELLE A jak jest z Twoimi nastrojami. Chwiejne?
M.K. Ja podobno jestem wyzuty z emocji.

ELLE Czyli ta Twoja wcześniejsza emocjonalność to była cyniczna gra?
M.K. Raczej niezła zabawa, cyniczny nie jestem. To chyba przychodzi z wiekiem. Emocje miewam wycięte. Jakieś rzeczy się wydarzą, a przychodzą do mnie dopiero po paru dniach czy latach z jakimś opóźnieniem. Może dlatego tak łatwo robić mi rzeczy nieobliczalne.

ROZMAWIAŁA Agnieszka Sztyler-Turovsky

STYLIZACJA Zuzanna Kuczyńska

PRODUKCJA SESJI Magda Gołdanowska