Jestem psychofanką Stanisława Lema, dedykowałam mu ostatnią płytę. Najbardziej zainspirowało mnie Solaris – jedna z najpiękniejszych książek o miłości, jakie znam. Ja też robiłam niedawno emocjonalny rachunek sumienia i wracałam do zdarzeń z przeszłości. Podobał mi się także Niezwyciężony, piękna powieść o samotności. I o tym, co się stanie, kiedy maszyny przejmą władzę, a my przestaniemy myśleć.

 

Uwielbiam albumy. Mam przed sobą Punk London 1977. Dereka Ridgersa, najbardziej znanego fotografa Londynu. Urodziłam się w 1985 roku, więc nie pamiętam tamtych czasów, a był to przecież ważny moment buntu. Jedna fotografia szczególnie zapadła mi w pamięć, choć nie ma jej w albumie: dziewczyna o wytatuowanej twarzy, patrząca prosto w obiektyw. Wygląda jak Mona Liza.

 

Kocham Sonety Szekspira. Czytałam je w liceum, ale naprawdę odkryłam, kiedy Szymon, mój brat bliźniak, zaczął je śpiewać i namówił mnie, żebym mu akompaniowała. Wtedy pojawiły się w moim świecie jako pieśni, nie tylko teksty. Było to niezwykłe doświadczenie, które mocno na mnie wpłynęło. Zrozumiałam, że chcę dotykać ludzi zarówno muzyką, jak i słowem. Dlatego zaczęłam pisać piosenki.

 

Uwielbiam poezję. Klasyków przede wszystkim, ale moim ostatnim odkryciem jest Yrsa Daley-Ward, brytyjska poetka pochodzenia nigeryjsko-jamajskiego. W ubiegłym roku postanowiłam czytać co najmniej jeden wiersz tygodniowo. Myślałam, że się nie uda, a okazało się, że już nie umiem bez tego żyć. Jestem wychowana w duchu poezji, mój ojciec przepięknie recytuje. Zaszczepił we mnie tę miłość.

 

Czasem sięgam po literaturę faktu. Największe wrażenie zrobiła na mnie Swietłana Aleksijewicz i jej reportaż Wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Pożarłam w dwa wieczory. Najciekawsze w tej książce jest to, że w opowieściach kobiet, które aktywnie brały udział w wojnie, nie ma żadnej nienawiści, tylko życie. I nadzieja.