Wybitny reżyser, nestor polskiego teatru Maciej Prus dobrze wiedział co robi, sięgając po „Letników” Maksyma Gorkiego. Po raz drugi w swojej długoletniej karierze Prus zdecydował się na wystawienie sztuki tego rosyjskiego autora. Za pierwszym razem w 1990 roku było to „Na dnie” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. I wtedy i dziś czasy były niespokojne politycznie, społeczeństwo mocno spolaryzowane, więc moment na refleksję nad człowieczą duszą znakomity. Jak wiadomo Gorki był dramatopisarzem zaangażowanym. Nie pisał ku pokrzepieniu serc. Był w kontrze. Miłosne perypetie w jego dramatach służyły obnażeniu ludzkiej słabości. Nieustannie poszukiwał nowego człowieka, który... na koniec i tak okazywał się podszytym strachem, społecznym zwierzęciem. 

Pomimo tego, że inscenizacja Prusa, dzięki kostiumom Martyny Kander, osadzona jest w epoce, to nietrudno - dzięki mistrzowsko podanemu przez wspaniałych aktorów Teatru Narodowego w Warszawie tekstowi - odnaleźć w niej odniesienia do teraźniejszości, szczególnie do świata stwarzanego przez nas samych w social mediach. Świata udawanego, nadętego, przegadanego. Świata, który oddala nas od siebie, zamyka na to, co ważne i czułe. Świata, który sprawia, że - jak mówi Warwara Michajłowna (Dominika Kluźniak) - słowa wzruszają nas bardziej niż ludzie. Świata, który sprawia, że nasze życie staje się jedynie... letnie. Postać literata Szalimowa (Piotr Grabowski) jest metaforą współczesnego celebryty, którego wyobrażeniem żyją wszyscy letnicy. Pisarz niczym celebryta z oddali kreuje się na kogoś innego niż jest. A kiedy okazuje się, że jest po prostu człowiekiem z krwi i kości, rozczarowuje. Letnicy nie chcą go takiego, odtrącają, każą mu żyć wyobrażonym życiem. Kłopoty Letników – tak jak nasze kłopoty na facebooku, którymi zbyt chętnie się dzielimy - stają się pożywką dla drwin. Im więcej kłótni, niesnasek, okładania się werbalnie po twarzy, tym - jak mówi Olga Aleksiejewna (Edyta Olszówka) - ciekawiej. Doktor Dudakow (Arkadiusz Janiczek) podkreśla, że w końcu musi nadejść taki moment, że sobie nawzajem obrzydniemy. Co wtedy? Kasujemy konto lub usuwamy się z socjal mediów na jakiś czas. 

ZOBACZ TEŻ: Wszyscy chcą być jak Jeff Koons. Artystyczne Biennale w Wenecji podsumowuje Tomasz Sobierajski

W znakomitej większości inscenizacji Teatru Narodowego w Warszawie, pod artystycznymi sterami Jana Englerta jest jeden wspólny mianownik – pewność widza, że to co zobaczymy na scenie będzie na pewno dobre, ciekawe, nierzadko fenomenalne. A na pewno wspaniale zagrane. Tym samym składam ogromny ukłon całej licznej obsadzie „Letników”. Wszyscy grają w punkt, w rytmie, uważnie. O każdym z aktorów można byłoby pisać z uznaniem – nawet o tych, którzy grają epizodyczne role. Pojawia się jednak kilka smaczków. Obdarzona niezwykłą sceniczną mocą Edyta Olszówka powraca w roli Olgi po 15 latach – wcześniej grała tę rolę u Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Powszechnym. Anna Gryszkówna w roli Kalerii wzrusza tak mocno, że chciałoby się ją przytulić i obdarzyć najczystszym uczuciem. Cieszę się, że do zespołu Narodowego dołączyła jedna z najzdolniejszych aktorek ostatnich roczników Akademii Teatralnej – Zuzanna Saporznikow, która z małej roli służącej Saszy, zrobiła perełkę. 

Ale ten spektakl to przede wszystkim arena dla niezwykłego talentu Dominiki Kluźniak. Jej Warwara jest zmienna: czasem wybaczająca, czasem bezpardonowa. Czasem romantyczna, a czasem do bólu racjonalna. Przyglądająca się pozostałym Letnikom z pierwszego rzędu. Jej końcowy monolog o tym jak łatwo dzielimy się nieszczęściem, bezrefleksyjnie obarczając tym innych sprawia, że na widowni zalega kompletna cisza. Kluźniak, którą bardzo dobrze pamiętam jeszcze z czasów dyplomów w Akademii Teatralnej, wyrosła na wspaniałą, wielką aktorkę. Rozbłyskującą nieskazitelnym światłem supernowę narodowej sceny. Dominika Kluźniak to delikatna diva obdarzona wielką aktorską siłą. 

Za każdym razem, kiedy „Letnicy” wystawiani są w teatrze mówi się o „portrecie pokolenia”. Wystawienie Prusa to coś więcej. To portret społeczeństwa, a szczególnie jej aspirującej części, która zamiast działać, gada – za dużo i niepotrzebnie, robiąc wokół siebie bałagan, który ktoś kiedyś będzie musiał posprzątać. 

 

Maksym Gorki

„Letnicy”

Reż. Maciej Prus

Teatr Narodowy w Warszawie