Słodko-gorzko. Kolorowo, ale pod spodem łzawo. Albo od razu zupełnie szczerze - bez lukru więc szokująco. A na deser - prezent. Bo przecież zbliżają się święta. Na co macie ochotę w tym tygodniu? Może na... kino?

Kadr z filmu "Wielki Liberace", fot. serwis prasowy

ZOBACZ W KINIE: kicz i płacz
W kinie coraz zimniej. Grudzień to najgorszy miesiąc dla kinomanów, chyba, że lubicie familijne superprodukcje i wojenne gry, a w okolicach Wigilli kolejną ekranizację Tolkiena. W ten weekend jest okazja, żeby obejrzeć coś bardziej rzeczywistego, choć trudno wyobrażalnego. Premierę ma długo oczekiwany "Wielki Liberace" podobno ostatni film Stevena Soderbergha (reżyser "Panaceum", a przedtem serii "Ocean's Eleven" czy "Trafficu"). Liberace był pierwszym wielkim showmanem, ewidentnie z tego samego miejsca, co Elton John, Michael Jackson, czy Lady Gaga. Czyli dużo cekinów i jeszcze więcej cekinów, czyli brak jakichkolwiek granic jeśli chodzi o kicz, kreację i wizualne wyuzdanie. Ten przepych (dodajcie do tego lata 70-te!) doskonale jest pokazany w filmie. Plus niesamowici Michael Douglas (jako Liberace) i Matt Damon (jako jego ukochany). Historia smutna i groteskowa, jak ociekający kiczem musical, ale tym właśnie było życie Liberace, do którego dokonale pasuje retro określenie "artysta estradowy".
A poza tym postuluję, żeby w grudniu w kinach wyświetlano wyłącznie filmy, których akcja dzieje się latem ;)
Wielki Liberace, premiera 29 listopada