W KINIE: Ida
"Ida" zdobyła już chyba wszystkie nagrody na wszystkich festiwalach, na wszystkich kontynentach. I słusznie. To jest film, który robi wrażenie, jakby powstał w latach 60-tych i jednocześnie w roku 2013. Podoba się wszędzie: W Londynie, w Toronto, w Warszawie. I na festiwalu w Gdyni, gdzie dostał Złote Lwy. Z totalnym przekonaniem wręczyłyśmy tam Agacie Trzebuchowskiej, debiutantce, która zagrała Idę - Wschodzącą Gwiazdę ELLE. Ona i Agata Kulesza stworzyły elektryzujący duet kobiet, jaki naprawdę trudno znaleźć w polskim kinie.

"Ida", reż. Paweł Pawlikowski


Wczesne lata 60-te. Młodziutka Anna (Trzebuchowska) myśli, że już wszystko w jej życiu zostało poukładane: za chwilę złoży śluby zakonne i zwykłe życie na zawsze przestanie jej dotyczyć. Ale wtedy, nagle i znikąd, pojawia się jej ciotka (Kulesza). Anna nie miała pojęcia o istnieniu ciotki, wychowała się w sierocińcu, prowadzonym przez zakonnice. A ciotka Wanda nie dość, że wyrasta spod ziemi, to jeszcze okazuje się emerytowaną stalinowską prokurator, zwaną "Krwawą Wandą", na dodatek Żydówką. Za chwilę powie Annie, że ma na imię Ida, że jej żydowska rodzina została zamordowana przez chłopów na Lubelszczyźnie w czasie wojny. Wbrew wszystkim pozorom – pojawienie się Wandy nie zburzy świata Anny–Idy, a ten film nie ma w sobie grama patosu, kropli sztucznej łzy, jednego niepotrzebnego słowa. Jest życiowy, krwisty, namiętny i jednocześnie chłodny, zdystansowany, nonszalancki. I bardzo, bardzo kobiecy, w najlepszym sensie. Dwa poprzednie filmy Pawła Pawlikowskiego to "Lato miłości" i "Kobieta z piątej dzielnicy". 
Premiera: 25/10