Jury pod przewodnictwem znakomitej argentyńskiej reżyserki Lucrecii Martel uznało, że brutalny dramat psychologiczny o jednym z najbardziej ikonicznych wrogów Batmana jest filmem, który najbardziej zasłużył na Złotego Lwa. „Joker” okazał się prawdziwą sensacją na festiwalu. Dość powiedzieć, że po seansie twórcy filmu otrzymali ośmiominutową owację na stojąco. Krytycy chwalili obraz za m.in. umiejętne odwzorowanie stylu Martina Scorsesego z takich klasyków jak „Taksówkarz” i „Król komedii”. Jednak największą ilość pochwał skierowano w stronę odtwórcy Jokera, czyli Joaquin Phoenix.

Ryzykowna rola przyniesie Oscara?

Peany na część Phoenixa nie powinny nikogo dziwi. Jest to jeden z najlepszych amerykańskich aktorów XXI wieku. Wystarczy włączyć „Mistrza” albo „Nigdy cię tu nie było”, żeby zobaczyć w akcji kogoś, kto w nieprawdopodobny sposób potrafi wejść w odgrywaną postać. Stąd chwilę po tym, jak ogłoszono jego angaż do roli Jokera, wielu komentatorów było przekonanych, że czeka nas coś wyjątkowego. I zdaniem tych, co widzieli film, faktycznie tak jest. „Joker” rzekomo broni się jako kino komiksowe dla dorosłych (w końcu ma kategorię R) przede wszystkim dzięki sile jego występu.

Można powiedzieć, że Phoenix mocno ryzykował tym ruchem. W końcu Jokera z wielkim powodzeniem grali już Jack Nicholson oraz Heath Ledger. Ten drugi dostał nawet Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Jednak Phoenix znany jest z tego, że lubi ryzykowne przedsięwzięcia. Wystarczy wspomnieć jego poczynania sprzed 11 lat.

CZYTAJ TEŻ: Joker na dużym i małym ekranie. Wciąż czekamy na definitywną wersję?

W 2008 roku aktor ogłosił, że kończy z karierą aktorską i zamierza zajmować się rapowaniem. Przez dwa lata środowisko filmowe myślało, że Phoenix stoczył się na dno. Jednak w 2010 roku okazało się, że była to sprytna mistyfikacja wymyślona na rzecz filmu Caseya Afflecka „Joaquin Phoenix. Jestem, jaki jestem”. Ciężko wyobrazić sobie innego aktora, który poszedłby na coś takiego.

Od tamtej pory Phoenix bardzo ciekawie dobiera filmy, w których gra. Są to przeważnie ambitne dramaty z wymagającymi rolami. Żaden z nich nie można nazwać szczególnie komercyjnym. „Joker” jest tutaj wyjątkiem od reguły, ale jednak wpisującym się w to, co pokazuje nam od lat Phoenix. To postać mroczna, nieobliczalna, a przy tym naznaczona tragizmem (wystarczy przeczytać komiks „Zabójczy żart” Alana Moore’a). Na papierze taka rola może przynieść wielkie uznanie i nagrody. Tym bardziej, że Akademia Filmowa lubi nagradzać za odgrywanie psychopatów (Anthony Hopkins jako Hannibal Lecter, Javier Bardem jako Antin Chigurh czy wspomniany Ledger). Wygrana filmu w Wenecji udowadnia, że nie tyle sam film będzie się liczył w nadchodzącym sezonie nagrodowym, co Phoenix. Nominację do Oscara ma w kieszeni.

Roman Polański z nagrodą

Inną, głośno komentowaną sprawą związaną z festiwalem w Wenecji, było przyznanie Srebrnego Lwa filmowi „Oficer i szpieg” Romana Polańskiego. Srebrny Lew to druga co do ważności nagroda w Konkursie Głównym festiwalu. Reżyser na imprezie się nie pojawił z racji groźby ekstradycji do USA. Nagrodę odebrała jego żona Emmanuelle Seigner. Wielu uznało, że film nie powinien pojawić się w Wenecji i walczyć o laury.

Argumentem jest rzecz jasna ciążący nad Polańskim wyrok, jaki otrzymał za gwałt na nieletniej w latach 70. W czasach MeToo ta sprawa wciąż powraca, choć ofiara Polańskiego od dawna prosi, by do niej nie wracać. Na szczęście to nie przeszkodziło dziennikarzom oraz jury w odbiorze samego filmu, który zdaje się być najlepszą propozycją reżysera od dłuższego czasu. Kto wie, być może nagród dla „Oficera i szpiega” będzie więcej.

Przypomnijmy, że „Jokera” zobaczymy w polskich kinach 4 października, zaś „Oficera i szpiega” 27 grudnia.