"Tak naprawdę cała ta Japonia jest czystym wymysłem. Nie ma ani takiego kraju, ani takich ludzi" — uważał Oscar Wilde. Rzeczywiście, jest to miejsce pełne tylu niespodzianek, dziwactw i atrakcji, że dopóki nie zobaczy się ich na własne oczy, można powątpiewać w autentyczność Japonii. Bo gdzie indziej licząca kilka tysięcy lat tradycja spotyka się z najnowszą technologią, a w sklepach z kimonami klientów obsługują tańczące roboty? Gdzie istnieją kawiarnie, do których idzie się nie po to, żeby napić się kawy, ale... by głaskać jeże? Gdzie większość ulic nie ma nazw ani nawet numerów?
10 miejsc w Japonii, które musicie odwiedzić, lecąc tam po raz pierwszy >>
Pierwsze (i najmocniejsze) zderzenie z tą nieporównywalną do żadnych innych kulturą następuje w Tokio. Wszystko jest tam kolorowe, mocne, intensywne. W książce „Japoński wachlarz. Powroty" Joanna Bator nazywa Tokio „miastem niemożliwym" i przywołuje absurdalną rozmowę z japońskiego filmu, którego tytułu nawet nie pamięta. „— Tokio jest jak Mars — mówi bohater w jednej ze scen. — Ta daleka planeta? — upewnia się bohaterka. — Nie, jak batonik Mars. — Dlaczego? — pyta dziewczyna. — Nie wiem — odpowiada jej rozmówca".